piątek, 20 grudnia 2013

Koty warsztatowe

opowiada ansk
Mam samochód. Więc jeżdżę co jakiś czas do warsztatu samochodowego, właściwie stale tego samego. Kilka dni temu (19.12.2013) byłam tam bardzo rano, przed pracą, zostawić samochód na przegląd. Pod drzwiami mieszkania właścicieli siedziała czarna kotka w obróżce przeciwpchelnej, głośno i zdecydowanie domagając się otwarcia drzwi. Miała nacięte jedno uszko…. Przypomniało mi się, że kiedyś ją już spotkałam. Zajrzałam na kocie forum:

wtorek, 17 grudnia 2013

Brzydkie kociątko

opowiedziała Lucynka
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami.... Nieprawda. XXI wiek, duże miasto, koniec listopada. Na dworze ciemno, zimno, wieje. Przed oknami banku siedzi kruszynka - ma mocno brudne futerko. Trzęsie się z zimna. Od dawna pusty brzuszek. Już nawet nie płacze… Może chce przynieść komuś szczęście a może raczej liczy na to, że ktoś ją dostrzeże i pomoże. Ulicą przechodzi Człowiek.

czwartek, 5 grudnia 2013

Z doświadczeń domu tymczasowego

Pusia
opowiedziała Jola
Pierwszą „tymczasową” kotkę przyniosłam po prostu z pracy. Siedziała na podjeździe i czekała – na mnie? Nie chciała mnie puścić, zadzwoniłam do domu i uzyskałam zgodę Mamy na przywiezienie kotki. Zadowolona wniosłam ją na rękach do pokoju i radośnie postawiłam przed około roczną rezydentką, Pusią... I pierwszy raz zobaczyłam Pusię Wściekłą. Zostałam ofukana, osyczana, Pusia zjeżyła się cała, nowa kotka przerażona uciekła z pokoju. Musiałam kotki rozdzielić i pierwszy raz mniejszy pokój posłużył za azyl dla niechcianego (przez Pusię) gościa. Powoli, łagodnym głosem przemawiałam do Pusi i przekonałam ją, że nadal jest moim najważniejszym kotem, że bardzo ją kocham i wszystko jest w porządku. Po 2 tygodniach udało mi się znaleźć dom dla nowej, choć dziś myślę, że teraz nie oddałabym tam kota. Ale musiałam się spieszyć, bo wprawdzie Pusia zaczęła się do nowej przyzwyczajać, jednak dla 80-letniej Mamy opieka nad dodatkowym kotem była zbyt kłopotliwa. Pewnie skrzywdziłam obie kotki, bo nowa została przez opiekunkę przekazana mieszkającej pod miastem rodzinie – i nie wiem, co się z nią dalej działo,

czwartek, 28 listopada 2013

Tośka - być „tymczasem”

opowiada Lucynka
Zadzwonił telefon. To Ania z prośbą o przeczytanie maila, którego do mnie wysłała. Wchodzę na pocztę, czytam. Maluszek 5-6 tygodni pilnie potrzebuje domu - na razie tymczasowego. Co mam robić? Kilka dni temu wydałam Witusia przywiezionego do mnie też przez Anię - przemiłego czarno-białego 3-miesięcznego kocurka.

piątek, 22 listopada 2013

Iggy i Pusha - czyli uczucia mieszane

opowiada ansk
Mam kocią przyjaciółkę, a właściwie chyba już nie kocią, a prawdziwą - Justynę. Mieszka w całkiem niemałym, ale mocno kocio-zapyziałym mieście jakieś 60km od Łodzi. Poznałyśmy się lata temu przez kocie forum - ja potrzebowałam klatkę-łapkę, ona takową posiadała, jedyną chyba w województwie, zadzwoniłam, pojechałam, bez wahania wypożyczyła mi ów skarb sprowadzony z Kanady...
Kocio Justyna jest w swoim mieście właściwie sama,

Szemrokowe koty

opowiada ansk
Był sobie malutki kotek Szemrok, mieszkał w piwnicy, bardzo zachorował, stracił oczko, ale miał szczęście - znalazł dobry dom. Teraz to piękny i dorodny kocur, a kiedyś tak wyglądał:
I kiedyś - a ściśle 10 maja 2012 - pod domem Szemroka leżało kociątko - maleńkie, płaczące....

wtorek, 12 listopada 2013

Persja

opowiada ansk
Persy - piękne koty. I kłopotliwe - długie delikatne futerko wymaga ciągłej pielęgnacji, codziennego rozczesywania, inaczej filcuje się w twarde dredy. Kot nie da rady pielęgnować futerka bez pomocy człowieka. Oczy trzeba przemywać, ciekną z nich łezki brudząc i sklejając futerko. Płaską buzia można jeść z wygodnej miseczki, ale upolować sobie myszkę? Zresztą, koty myszek raczej nie jedzą.

sobota, 26 października 2013

Kleks - pomogły siły nadprzyrodzone

opowiada ansk
Wspomnienia, wspomnienia - już mówiłam, że chętnie wrócę do wspomnień, do historii kotów, z którymi się zetknęłam. Że niektóre z nich są wręcz niesamowite, ale wszystkie mają wspólny mianownik - zdarzyły się naprawdę.

To wątek z kociego forum.miau.pl. w którym na bieżąco opisywane były poszukiwania Kleksa http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=13&t=99482&hilit=Kleks - możecie skonfrontować wpisy i tę historię, dla ułatwienia posługuję się forumowymi Nickami uczestników akcji..

Magicmada prosiła, bym opisała historię cudownego odnalezienia kotka Kleksika, który przyjechał z Kielc do DS w Łodzi - i prysnął.

Uczestniczyłam w końcowej fazie poszukiwań kota, z opisów w wątku i z opowiadań (głównie Femki) znam początek, postaram się to w jakoś chronologicznie uporządkowany sposób opowiedzieć, wspomagając się cytatami z wątku. Piszę oczywiście z mojego punktu widzenia - stąd pewnie jakieś nieścisłości I wtręty osobiste. 

Bardzo chcę podkreślić kilka moim zdaniem istotnych spraw:
 

kot był bliziutko miejsca, z którego uciekł, w zasadzie w najbliższej kryjówce, próbował wrócić do domu - mimo że był w nim tylko kilka dni (piątek - poniedziałek),


był wygłodniały - nie umiał sobie znaleźć pożywienia, mimo że dość blisko był kocia stołówka - i prawdopodobnie zginąłby z głodu, jak kilka domowych „zgub”, które trafiły do nas zbyt późno.

środa, 23 października 2013

Nos dla tabakiery - czyli jak miasto kotom pomaga

opowiada ansk
Nos dla tabakiery - czy ktoś jeszcze pamięta? Więc przybliżę - miejski program bezpłatnych sterylizacji kotów wolno żyjących w wybranych lecznicach ma być dla kotów wolno żyjących i karmicieli, czy dla lecznic? 
A dokładniej? A proszę bardzo. 
Rzadko sama robię łapanki - przeważnie tam, gdzie karmiciele z jakichś powodów sami nie dadzą sobie rady - starsi, niesprawni. Pracuję - mogę łapać tylko w dni wolne od pracy, bo po pracy, czyli po 17tej, do czasu zamknięcia lecznic talonowych, czyli do 19-20tej, za mało czasu, ludzie wracają za pracy, na podwórkach ruch, więc generalnie - nic się nie złapie.

poniedziałek, 14 października 2013

Borysek z Kasprzaka

opowiada ansk
Przy ul.Kasprzaka, jakby na zapleczu Makro a naprzeciwko ArtDomu, jest niezabudowana działka. Sięga aż do Alei Włókniarzy, przy MaterBudzie. Na tej działce kilkoro karmicieli karmi koty. Dość trudno się z nimi współpracuje, bo są wśród nich zdecydowani przeciwnicy sterylizacji, a poza tym koty dostają takie ilości jedzenia, że zawartość pułapek wcale ich nie nęci. Dodatkowy punkt karmienia jest w MaterBudzie, jest tam cięgle rodząca kotka, a słowo „sterylizacja” jest w ogóle zakazane (przynajmniej wtedy było). Poznałam to miejsce chyba w 2010 albo 2011, zimą, pomagałam łapać.
I wtedy też dowiedziałam się o nim, nawet go widziałam - piękny pingwinek długowłosy, podobno łagodny, podobno dający się brać na ręce. Chciałam go zabrać, znaleźć mu dom - ale nie dał się złapać. Z karmicielką - p.Teresą - uzgodniłyśmy, że jak go złapie, dzwoni do mnie. Przypomnę - to była zima 2010 / 2011.

Pingwineczka Teodorka i jej rodzeństwo z ulicy - proszą o szansę

opowiada ansk
Zacznę jak opowiadanko o Borysku, bo taki sam jest początek - przy ul.Kasprzaka, jakby na zapleczu Makro a naprzeciwko ArtDomu, jest niezabudowana działka. Sięga aż do Alei Włókniarzy, przy MaterBudzie.

piątek, 11 października 2013

Ulica Bukowa

Opowiada ansk
Dawno nie pisałam - grubo ponad rok. 
Ponad rok temu złamałam nogę, wlazły jakieś komplikacje zdrowotne, jednocześnie z nie-zdrowotnymi - ciągną się do tej pory i nie wiadomo, kiedy i jak skończą. No i nie pisałam - porobiło mi się coś z głową, nie mogę wejść na miau, bardzo mocno ograniczyłam „kocią” działalność - stresy, nerwy, nie mam cierpliwości do karmicieli i ogólnie „wielepów” (wiedzących lepiej, określenie naszej Ewymrau), wybucham, generalnie lepiej mnie od ludzi izolować. 
No. 
Ale Basia (Hikora) powiedziała, że chętnie czytacie te moje opowiadanka, więc spróbuję „wrócić do pisania”.  
Może w końcu zbiorę się i opiszę historie kotów, które spotkałam? Albo chociaż uporządkuję zapiski, tak, by można ją było dać Wam do przeczytania.. Czasem te historie są prawie niezwykłe, czasem tylko wzruszające, czasem z happy endem, a czasem smutno zakończone…. 
Pewnie będę pisać bardziej zjadliwie i gorzko, ale taki jest mój obecny nastrój…. Jedno jest pewne - wszystkie historie są prawdziwe, i dotyczą konkretnego kota, konkretnej akcji, jest to bardziej rodzaj kroniki niż opowiadanka „opartego na faktach”. A że dziwne przypadki, prawie niewiarygodne zbiegi okoliczności - cóż, życie… Chyba tyle tytułem wstępu wystarczy, czas przejść do rzeczy. 
A więc.
Mój szef, całkiem fajny facet, mimo że szef (ma kota) zadzwonił wczoraj (piątek, 2013.10.04), że kogoś odwoził i przy starych domkach przy Bukowej zobaczył bawiące się przy jezdni koty i kociaki. 

poniedziałek, 16 września 2013

Kiedyś na Odyńca - wspomnienia Ani

opowiada ansk
Stara Łódź, stara kamienica, a właściwie jej resztki. Od lat niezamieszkała, z  pozarywanymi stropami i podłogami… Na parterze okna i drzwi zamurowane - spacerki po zgniłych stropach nie są bezpieczne. W jednym oknie stalowa krata, za nią kociaki.
Pięć czarnych malców i czarno-biała matka. Ktoś prosi o pomoc w  złapaniu ich, podobno dwa czy trzy mają obiecane domu, matkę podobno można złapać ręcznie, kociaki do jednego z karmicieli podchodzą i podobno bierze je w rękę, ale wypuszcza. Z rozmowy telefonicznej niewiele wynika, jadę na rozpoznanie. Ciężka sprawa. Można by stać godzinami przy oknie, czekać, aż kociaki zgłodnieją, i potem łapać je ręką, jak kiedyś na Piotrkowskiej 223.
Ale po pierwsze, sztuka na jednego, może dwa - są już duże i mądre. A po drugie, tam okno było w  głębi podwórza, nikt się nie kręcił, tu - na rogu dwóch ulic, bez przerwy ktoś przechodzi, pyta, zagląda. Kociaki nie podejdą. Zaryzykować i wejść do ruiny? Kociaków ręcznie się nie złapie - biegać za nimi po spróchniałym stropie i schodach? Łapać w ciemnych pomieszczeniach

sobota, 31 sierpnia 2013

Moje złego początki cz.2

Chciałam napisać krótkie historie o zwierzętach, które szły ze mną przez życie. Ale jak zamknąć w pigułce trzynaście szczęśliwych lat? 
Obawiam się , że będzie długo.

Zawsze bałam się psów. Najmniejszy ratlerek stawiał mnie na baczność. Oczywiście, wszystkie psy do mnie podchodziły, zaciekawione moim strachem ;)

Ale gdy zauważyłam, że mój syn chowa się za mną na widok psa, pomyślałam, że coś z tym trzeba zrobić. Na początek kupiłam książki. Owszem, przed kupnem chomika też kupiłam książkę. I przed urodzeniem dziecka. I po urodzeniu. 
I w ogóle uważam, ze jeśli ktoś o czymś nie wie nic, to dobrze, żeby się dowiedział.

Z książek dowiedzieliśmy się, że psy mają różne charaktery. W tym miejscu przepraszam osoby, dla których jest to oczywiste; dla mnie nie było. Potem zrobiliśmy głosowanie. Wszyscy (!) zgodziliśmy się na sznaucera olbrzyma, sukę. 

czwartek, 15 sierpnia 2013

Bo to się zwykle tak zaczyna, czyli jak zostałam kociarą.

napisała jola

Pusia
Całe życie miałam psy. Nie chciałam wziąć kota, mimo, że akurat wtedy, przed 13 laty, nie było w domu żadnego futerka. Kot niszczy, przewraca wszystko, robi bałagan – wyobrażałam sobie czarny scenariusz i drżałam o całość moich zbiorów płyt i kaset z muzyką klasyczną. Ale jestem mało asertywna, a kociaka trzeba było pilnie gdzieś umieścić i tak maleńka Pusia zagościła w moim domu. Byłam zupełnie zielona, wcześniejsze kontakty z psami nie ułatwiały mi zrozumienia kociego języka i kocich potrzeb. Uczyłam się powoli, a Pusia pewnie powiedziałaby, że byłam dość tępa.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Czy istnieją kocie anioły?

opowiada Jolabuk

Czy istnieją kocie anioły?
Oczywiście, sama znam kilka. A jednego z nich namówiłam, aby o sobie opowiedział.
Najpierw bardzo się zdziwił...
O mnie? To chyba nudne, kogo to zainteresuje? No, ale skoro prosisz, dobrze. Tylko o czym by tu... Sama nie wiem. Może najpierw opowiem o dworcu, przecież mam przydomek „Dworcowa”. Zawsze opiekowałam się kotami, ale tam zaczęłam dokarmiać 12 lat temu, wtedy mieszkałam bliżej, a te koty były takie biedne, takie głodne. Chowały się w jakichś zakamarkach, z trudem przeżywały zimę. W miejscu, gdzie mieszkają ludzie, prędzej znajdą się jakieś resztki, ale tu nie było nic do jedzenia dla kotów. Tyle, że ludzie ich nie niepokoili, chyba że bezdomni, którzy też się tu gnieżdżą.

środa, 7 sierpnia 2013

Kocie perypetie z psem w tle cz.1

opowiada Monika

Moim zamiarem jest przedstawianie pewnych przemyśleń. 
Nie zamierzam nikomu narzucać swoich racji a sama czasem mam wrażenie zmienności mej wypowiedzi zależnie od por roku i tego co moje kochane kocice nawywijają mi w domu.

A zatem część pierwsza. Co to jest kot i po co właściwie jest mu człowiek ?

Kot to zwierzę niewątpliwie mistyczne. Skoro oddawano mu cześć w czasach tak dawnych to dlaczego my ludzie współcześni mielibyśmy zaprzepaścić miliony lat tradycji :) 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Moje złego początki cz.1

Dawno, dawno temu w moim domu nie było żadnych zwierząt. 
Nic. Pustka. 
Tylko ja tego nie odbierałam jako pustki; odwrotnie, uważałam, że ludzie mający zwierzęta biorą sobie kłopot na głowę. 
No, bo jak to: pogoda czy niepogoda wychodzić z psem?
Mieszkać z kotem, który jest co prawda piękny, ale jakiś dziwny? Ptaszki w klatce? Rybki?

W tym czasie usłyszałam opowieść, że pewna osoba zakupiła dla swoich córek dwie świnki morskie, zwierzątka spadły ( nie razem, po kolei ) z jakichś szafek i wybiły sobie siekacze. 
I ta osoba ( ani chybi nienormalna) trze im marchewkę!
Przyznaję, że przez jakiś czas opowiadałam przy każdej okazji tę anegdotę...

Niedługo potem nabyłam chomika. Była to łapówka dla mojego syna (wówczas 3 lata), któremu trzeba było wyleczyć ząbki. 
Zwierzątko było cudne i łatwo się oswoiło, do tej pory lubię opowiadać o jego wybrykach. 
Któregoś dnia chomiś wdrapał się po zasłonie na karnisz (2,7m) i zwalił na dół.
 I oczywiście wybił sobie siekacze. 
Wtedy nie uważałam już tarcia marchewki za głupią czynność ;)
Ps. Ząbki oczywiście odrosły, a chomik przeżył z nami 2 lata i trzy miesiące.
Niestety, nie zachowało się żadne zdjęcie chomika (zwanego przez nas Myszą), więc to zdjęcie pożyczyłam z Wikipedii

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Sprzątać czy nie? - rozważania Moniki

Witajcie,



Dzisiejsze moje rozważania skupią się na ładzie i porządku w mieście czyli krótko mówiąc z perspektywy psiarza na zwykłym sprzątaniu odchodów. 
Sprzątać czy nie ? 
Oto jest pytanie.

Z natury lubię jak jest czysto, więc krzywiąc się i wyginając sprzątam urobek mej suni. Niestety kiedy już trzymam w dłoni wątpliwych zapachów zawiniątek, pojawia się pierwsza przeszkoda – mianowicie „gdzie jest pomarańczowy śmietnik – wyznaczony na tę okoliczność?” Dopada mnie dylemat czy wrzucać torbę do zwykłego śmietnika czy błąkać się w poszukiwaniu tego właściwego? Niby można wrzucić jakąkolwiek torebkę ze wspomnianą zawartością do jakiegokolwiek pojemnika, zważywszy, że w pomarańczowym jedynym na moim osiedlu ulokowane są już inne śmieci jak np. plastikowe butelki, ale czy wypada ?

W końcu pomarańczowy jest do tego przeznaczony.



Drugim moim wielkim problemem jest wysoka trawa – jak wydłubać brutalnie mówiąc kupę pośród długich badyli – pomijając względy estetyczne dla mnie jest to zadanie niewykonalne. Nie można kosić etapami, tak by chociaż jeden trawnik nie był taki zarośnięty? Może są tacy, którzy potrafią przekonać psa, by podczas, gdy trawa bujnie rośnie załatwiał się na chodniku. 
W tym miejscu pragnę zapytać czy ucieczka to należne rozwiązanie na uniknięcie grzebania się w ....

Chciałabym podkreślić iż mimo tych przeciwności nadal jestem zwolennikiem sprzątania po swoich pupilach. Zawsze powtarzam, że lepiej sprzątnąć z trawnika niż z buta czy spodni. Marzy mi się także, by nakładano mandaty za śmiecenie na ulicy i pozostawianie odchodów (nie tylko zwierzęcych), a zebrane środki by były spożytkowane na poprawę jakości naszej zielonej, miejskiej przestrzeni.

piątek, 2 sierpnia 2013

Bez kotów

Wyjechaliśmy w okolice Gostynina. Koty zastały w domu. Mieliśmy cieszyć się piękną pogodą, lasami, jeziorem. Mieliśmy pływać kajakiem i rowerem wodnym. Zaczęliśmy wypoczynek przy rekordowej w to lato temperaturze 36 stopni. Uff, jak gorąco... W pokoju na szczęście chłodno, po krótkim odpoczynku pomaszerowaliśmy do lasu. Zebraliśmy trochę kurek i upał nas pokonał. Reszta dnia była tylko czekaniem – podobno w nocy miały być burze. Może gdzieś...Wieczorem nad jeziorem zaatakowały komary i meszki. Mnóstwo małych latających, gryzących drani.

poniedziałek, 29 lipca 2013

O tym jak to Typowy Dwupak ma kłopoty

pilnie potrzebuję dt dla Typowego Dwupaka!
tymczasowa klatka w piwnicy nie była na zawsze...
oto on, który szuka:
Obrazek Obrazek
oto ona, która szuka:
Obrazek Obrazek
jutro szczepienie
a potem... nie wiem
jeśli nic nie znajdę w najbliższych dniach - pojadą do schroniska
... i to wcale nie jest mry!

O tym, jak to było i nie tylko

z powodu braku komputera, dosiadam się do klawiszy w szkole i to najczęściej w nocy...
ale nie to, żebym leniuchowała
nie, nie!
nałapałam już (i wycięłam) 35 kotów:
- kocury - 11
- kotki - 25
wygrzebałam z różnych mało przyjaznych łódzkich (i nie tylko) zakamarków 21 kociaków
(nie doliczyłam kociaków ze Spały: 14+7=21 (- dwa, które umarły))
z dorosłych udało mi się wyadpotować:
Marcysię
Obrazek

poniedziałek, 22 lipca 2013

Kocie jedynaki

Koty się przyjaźnią. A niektóre się nie znoszą. Zwłaszcza takie, które za długo były jedynakami. Mam taką kocicę - Pusię. Moją pierwszą. Kiedy była jeszcze młoda, przyniosłam do domu młodą kotkę w wieku Pusi. Oczywiście, Pusia zareagowała gwałtownie, syczała na nową, syczała na mnie, była bardzo obrażona, ale po 2 tygodniach zaczęły się gonić i widać było, że już się lubią. Niestety, znalazłam nowej własny dom i Pusia znowu została sama.
Kiedy zostałam domem tymczasowym, Pusia najpierw przeniosła się w wyższe regiony - na szafę. Miała tam miseczki z jedzeniem, z czasem nawet kuwetę. Ale w pewnym momencie "obce koty" zaczęły wdrapywać się wysoko i Pusia straciła swój azyl.
Do dziś jest kotem-samotnicą, bawi się tylko ze mną, inne koty przegania wściekłym sykiem, kiedy podchodzą zbyt blisko. Ma 13 lat i pewnie się już nie zmieni. Zrobiłam jej krzywdę, zabierając wtedy, przed laty, tę kotkę, którą Pusia już polubiła, a potem -stając się domem tymczasowym z zawsze kilkoma kotami. Pusia na 100% wolałaby mieszkać sama.
Dlatego do dziś namawiam ludzi,adoptujących kota - pomyślcie jak najszybciej o drugim. Koty żyjące w parze, czy w trzy znacznie łatwiej akceptują obecność dodatkowego kota, kiedy trzeba się nim nawet na krótko zaopiekować. A same - jeśli nas przeżyją -mają większe szanse na adopcję, bo nie muszą być jedynakami.
Dlatego - jak mówiła Ewa - 3 koty to dopiero KOT.

czwartek, 18 lipca 2013

Jak to z mięskiem było...

Mini nie dobra, pogryzła dziś Ewcię, jak ta próbowała ją złapać, bo malutka musi dostać kolejną szczepionkę na grzyba... Kolejne podejście w środę.

... no tak, zgadza się, ale:
- to nie Mimi jest be, tylko ja, bo źle ją złapałam,
- to nie Mimi jest be, bo ja zrobiłabym to samo na jej miejscu w momencie kiedy jakiś łysy potwór próbował by mnie wyciągnąć z łóżka łapiąc za... tyłek.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo:
- Jola zrobiła mi opatrunek
Jola poświęciła pakuneczek z morożonym kocim mięsem na mój lodowy okład (koty na szczęście nie skumały!).
Jola uraczyła mnie opowieściami i filmami i śpiewem Placido Domingo (znaczy: Placido śpiewał, oczywiście)
Jola, bardzo cierpliwe tłumaczyła mi co znaczą, pojawiające się w jej opowieści o PD, trudne słowa, np legato.
I rano, po wyśnieniu miliona snów z PD, jak nowo narodzona, wstałam o własnych siłach!
--------------------------------------
Wczoraj, chodząc z tym mięsnym okładem, przypomniałam sobie opowieść o tym, jak to moja koleżanka zrobiła sobie okład z surowej wołowiny na wieelkiego siniaka:
To było jakoś tak dość dawno.
Jakieś siedem kotów temu.
Umówiłyśmy się z Małgosią, że pojedziemy na jeden dzień do Gdańska co by obejrzeć wielkie żaglowce.
Jakiś zlot był tam wtedy, czy coś tam innego.
Nie pamiętam już, bo było to dość dawno.
Jakieś siedem kotów temu.
Małgosia przyjechała do mnie wieczorem.
Mijauł'a przenocować, bo ode mnie było bliżej na dworzec.
Jak tylko zamknęły się za nią drzwi, uraczona zostałam opowieścią jak to potrącił ją samochód.
Jak tylko opowieść, jak to potrącił ją samochód się skończyła, uraczona zostałam widokiem siniaka o średnicy sporego słonecznika na udzie.
Jak tylko siniak na udzie o średnicy sporego słonecznika zniknął pod nogawką spodni, Małgosia wyjęła z plecaka wielki kawał świeżutkiej wołowiny.
Świeżutka wołowina pokrojona była w plastry lekko już rozbite (wypisz, wymaluj jak kotlet schabowy przed usmażeniem).
Usłyszałam lekki ruch w pokoju obok.
Pojawił się pierwszy kot, potem następny i następny...
Na pyszczkach zaobserwowałam zainteresowanie.
Mówię do Małgosi:
nie możesz zrobić sobie okładu na noc, bo mogą razem 
z wołowinką odgryść Ci nogę przy samej doopie
Na co Małgosia:
e tam, chyba żartujesz!
W czasie tej naszej krótkiej wymiany zdań, jeden z kawałków wołowiny został porwany i przewleczony przez kuchenną podłogę, znikając w ciemnym pokoju.
Małgosia:
!
Ja:
... qrwa!
Z pokoju dobiegły nas pomruki i mlaskanie stada.
Na szczęście Małgosia mijauł'a drugi kawałek, i korzystając 
z nieobecności kotów, szybko zrobiła sobie okład.
Odradzałam jej.
Była nieprzejednana.
Siniak, średnicy sporego słonecznika, był bolesny.
W nocy obudziło mnie wołanie o pomoc i głośne warczenie kotów.
... po wołowinie nie zostało śladu.
Musiałam jeszcze na dodatek wysupłać pachnący bandaż 
z kocich zębów.
Parę bolesnych ran kłutych pojawiło się na moich dłoniach.
Do Gdańska pojechałyśmy.
Małgosia z siniakiem, wielkości średnicy sporego słonecznika ukrytym w nogawce spodni.
Ja ze spuchniętą dłonią pod okładem z Altacetu.
Reszta naszego wspólnie spędzonego łikendu minęła spokojnie.
... wielkie żaglowce zamajaczyły nam na horyzoncie.
--------------------------------------
... mry!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Basiu, odbijam piłeczkę!

... dawno, dawno temu mój dom zamieszkiwał jeden kot
Hanka miała na imię i była cała taka zwykła
po jakimś czasie, tak naprawdę nie bardzo już pamiętam po jakim, pojawił się kot następny
Baśka miała na imię i była cała taka zwykła
i znowu po jakimś czasie, tak naprawdę nie bardzo już pamiętam po jakim, pojawił się kot następny
Maciek miał na imię i była cały taki zwykły...

i wtedy doznałam olśnienia!
natychmiast potem olśnienie przybrało formę zdania
i żeby Was już dłużej nie zanudzać, zacytuję tutaj to zdanie:
Jeden kot, to NieKot
dwa koty, to tylko PółKota
trzy koty, to dopiero JedenKot

... kurna Olek, kiedy to było!
------------------------------------
Jolu, Jolu!
Twoja kolej!


niedziela, 14 lipca 2013

Dlaczego lepiej adoptować dwupak???


Kazała mi Ewa napisać w punktach dlaczego lepiej adoptować dwa koty razem.

Skąd ja mam to wiedzieć?

Najpierw przez kilka lat miałam jednego kota; i szczerze mówiąc, nie było się czym zachwycać. No, owszem, czasem dawała się pogłaskać, czasem trzeba było iść na szczepienie, ale była – jakby jej nie było.

Potem zauważyłam, że przytyła., że już się nie chce bawić, że jest smutna ( bo to widać po kocie).

Postanowiłam jej sprawić towarzysza.

czwartek, 11 lipca 2013


Migawki z życia Łysego, Egona Łysego - cz. II


... oj, kąpać, to ja się lubię bardzo, bardzo



Rademenes

Nie, to nie  będzie reklama restauracji o tej nazwie. 
Siedziałyśmy sobie na skwerku gdy nagle ujrzałyśmy Pana z kotem ... na ramieniu.
 Okazuje się, że takie spacery są dla obu panów codziennością.
Rademenes przybłąkał się do restauracji cztery lata temu jako chory, łysy kłębek nieszczęścia. Wyrósł na majestatycznego kocura.




wtorek, 25 czerwca 2013

Jak to z kontenerem było

Opowiada Jola
Dziś przyszła Pani w sprawie Małgosi. Byłyśmy umówione, więc zawczasu złapałam Małgosię i trochę się opierającą zatachałam do przygotowanego transportera. Wsunęłam Małgosię, zamknęłam kratkę i aż się ugięłam pod ciężarem transportera, kiedy przestawiałam go do pokoju. Zabrałam się do szukania książeczki i umów adopcyjnych, co pewien czas gadając do Małgosi, żeby się nie stresowała. W pewnym momencie patrzę na transporter, a tam wyraźnie widać mordkę... Kacperka, który próbuje łapką otworzyć kratkę. Okazało się, że Kacper siedział sobie w transporterku, a ja go nie zauważyłam i dokwaterowałam mu Małgosię.
------------------------------
Opowiada Ewa
dość podobną przygodę, aczkolwiek "w negatywie", miałyśmy z Edytą łapiąc zimą na Przędzalnianej
łapki nam przymarzały do wewnętrznej strony rękawiczek
(to, jakie to ważne, okaże się w dalszej części opowiadania)
kot się złapał
postawiłyśmy klatkę-łapkę i kontener na wielkim stole w zabytkowym maglu
Edyta przykryła łapkę szmatą
ja dostawiłam kontener
zaczęłyśmy dmuchać w koci tyłek
po chwili uznałyśmy, że kot przeszedł
nie bardzo już w tej chwili pamiętam skąd się wzięło to nasze przeświadczenie
oderwałam przymarznięte do wnętrza rękawiczek paluszki, i po dłuższej chwili, sztywnymi paliczkami, udało mi się umieścić kratkę w zaczepach kontenera
przykryłam kontener szmatą i podniosłam
... podniosłam i pomyślałam, że ten kot, to jakiś taki chudy jest, a nie wyglądał
wiedziona jednak pewną dozą niepokoju, odchyliłam szmatę i zajrzałam
trzy razy możecie zgadywać co było w środku!
w środku było pusto
a ponieważ byłyśmy w posiadaniu dwóch, obszernych rozmiarów, szmat oczywiście nie zauważyłyśmy, że klatka-łapka nadal ma lokatora!
------------------------------
... a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Jak to trzy kopary gruchnęły na chodnik


środa, 15 maja (stare, wiem...)
z marszu (a daleko nie było, bo jeno jedna brama) złapałyśmy z hikorą czarnego pełno jajecznego kocura
---------------------
o błąkającym się po podwórku Czarnym Kocie dowiedziałam się w moim ulubionym sklepie alkoholowym
okazało się, że Czarny Kot ma dom, jeno właściciele jakoś tak za bardzo się nim nie zajmują
no to śmy się z Baśką na niego zasadziły

sobota, 22 czerwca 2013

O wyższości adoptowania kota dorosłego nad adoptowaniem małego kociaka



Kociaki są słodkie, puchate, prześliczne!
To prawda, ale tylko wtedy, kiedy śpią.
Po obudzeniu wszędzie ich pełno.
Jeśli nie mogą wejść na stół – wspinają się po twojej nodze i jesteś szczęściarzem, jeśli masz na sobie dżinsy.
Potrafią chodzić po firankach, niektóre nawet po tapecie.
Nie uznają konieczności spania w nocy, więc jeśli nie maja się z kim bawić, obudzą człowieka pogryzając mu duży palec u nogi (pół biedy, jeśli nie będzie się to łączyło z dźwiękiem rozbijanego telewizora).
Jeśli nie jesteś pedantem, stań się nim szybko, bo inaczej możesz być niemile zaskoczony, że przewód od twoich nowych słuchawek jest przegryziony.
No i gdzie ja położyłem pendriwa?
Albo odtwarzacz mp3?
Albo ulubiony długopis?
I tak to trwa, póki kociak nie zamieni się w kota dorosłego.
... chyba, że adoptujesz parkę!(*)
Jeśli adoptujesz kota dorosłego wygrasz.
Bo:
- powiedzą Ci, jaki kot ma charakter, co lubi jeść i jak lubi spędzać czas,
- będziesz wiedział zawczasu, czy Twój nowy koci przyjaciel lubi dzieci, inne koty i psy,
- przy adopcji będziesz mógł wybrać nie tylko umaszczenie czy płeć ale dowiesz się, który z nich jest Namolnym Pieszczochem, czy Dystyngowanym Kocim Dżentelmenem.
A na koniec: kot domowy żyje kilkanaście lat, czasem nawet dwadzieścia, więc, ten niby dorosły dwuletni kot, jest nadal kotem młodym, takim kocim podrostkiem!
(*)Para kociąt większość czasu będzie spędzała na wspólnych zabawach, więc masz duże szanse na uniknięcie w/w szkód.

ps.
Kota nie da się tak wychować jak psa.
A więc adoptując kociego malucha nigdy nie wiesz co z niego wyrośnie - a Ty właśnie chciałbyś mieć Namolnego Pieszczocha, a pod Twoim nosem rośnie Ci Dystyngowany Koci Dżentelmen, który lubi głaskanie tylko wtedy kiedy chce (a jak nie chce, to lubi pacnąć łapą).

A więc moi drodzy, warto adoptować dorosłego kota!
poprawki wniosła i ostateczny szlif dodała ewamrau

piątek, 21 czerwca 2013

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Do Elizy

opowiada ansk

Weekendowe poranki spędziłam łapiąc koty na podwórku na rogu Pogonowskiego i 1-go Maja, wezwana tam na pomoc. 
Po raz kolejny okazało się, że w języku karmicieli „pomóż” znaczy zrób wszystko, bądź miła i uprzejma, broń Boże nie wymagaj żadnej pomocy, i cierpliwie wysłuchuj krytyki twojego działania, uwag na temat niskiej skuteczności klatek, informacji o tym, co powinnaś jeszcze zrobić, informacji o wielkim poświęceniu (karmią koty) tudzież zwierzeń osobistych ww pań. Wszystko powtórzone histerycznie i wielokrotnie, połączone z robieniem ogromnego hałasu i zamieszania, oraz kompletnym brakiem informacji o ilości kotów, godzinach karmienia itp. .
Gorzko i z irytacją? No tak, niestety.

Szaruś czyli pochwała kastracji - opowiada Jola

 
"Szaruś jest wielki, potężny, władczy i charakterny. Łazi za człowiekiem, wywala brzucho, ale na próby głaskania wali łapą. 
Nikogo się nie boi, nie ucieka przed psami. Wprowadził się na nasze podwórko już prawie rok temu i poczuł się panem na włościach - przegania ze „swojego” terenu inne koty. Szukam mu domu z możliwością wychodzenia, raczej bez innych kotów i agresywnych psów, bo ten łobuziak nie zechce przed nimi uciekać". 
Tak pisałam o Szarusiu jesienią 2012 r. Byłam na niego zła, bo atakował miejscowe kotki - a zwłaszcza Dixi, która ze strachu przed nim wspinała się na drzewa i potem musiałam wzywać straż, żeby ją ściągnęła. Dixi panicznie bała się Szarusia, a on ścigał ją i atakował.

Takie moje małe conieco

opisywanie tego co się wydarzyło w ciągu ostatnich paru tygodni zacznę od najświeższych:
piątek, 07 czerwca 2013
Mim(n)i wylądowała w Sowie...
zawiozła ją w nocy Ania
Aniu, dziękuję Ci bardzo!
leciała przez ręce, popłakiwała przy dotykaniu, była bardzo odwodniona i miała obniżoną temperaturę i... mega srakę
nawet pomyślałyśmy sobie z Jolą (o zgrozo), że to może być pp...
w sobotę było już na tyle dobrze, że Pani Kotolog powiedziała mi przez telefon, że właśnie idzie zbadać tego... dzikiego kota
powiedziałam jej, że Mim(n)i nie jest dzika, jeno wystraszona
acha, odpowiedziała i poszła badać
w lecznicy kotka dostała kroplówki i antybiotyk i coś za powstrzymanie zwolnionej mocno koopy
w lecznicy kotka nie chciała (i nadal nie chce) nic jeść
w lecznicy kotka jest mocno wystraszona
i nie ma się co dziwić, dużo się nadziało w jej krótkim kocim życiu