poniedziałek, 16 września 2013

Kiedyś na Odyńca - wspomnienia Ani

opowiada ansk
Stara Łódź, stara kamienica, a właściwie jej resztki. Od lat niezamieszkała, z  pozarywanymi stropami i podłogami… Na parterze okna i drzwi zamurowane - spacerki po zgniłych stropach nie są bezpieczne. W jednym oknie stalowa krata, za nią kociaki.
Pięć czarnych malców i czarno-biała matka. Ktoś prosi o pomoc w  złapaniu ich, podobno dwa czy trzy mają obiecane domu, matkę podobno można złapać ręcznie, kociaki do jednego z karmicieli podchodzą i podobno bierze je w rękę, ale wypuszcza. Z rozmowy telefonicznej niewiele wynika, jadę na rozpoznanie. Ciężka sprawa. Można by stać godzinami przy oknie, czekać, aż kociaki zgłodnieją, i potem łapać je ręką, jak kiedyś na Piotrkowskiej 223.
Ale po pierwsze, sztuka na jednego, może dwa - są już duże i mądre. A po drugie, tam okno było w  głębi podwórza, nikt się nie kręcił, tu - na rogu dwóch ulic, bez przerwy ktoś przechodzi, pyta, zagląda. Kociaki nie podejdą. Zaryzykować i wejść do ruiny? Kociaków ręcznie się nie złapie - biegać za nimi po spróchniałym stropie i schodach? Łapać w ciemnych pomieszczeniach