Kazała mi Ewa napisać w punktach
dlaczego lepiej adoptować dwa koty razem.
Skąd ja mam to wiedzieć?
Najpierw przez kilka lat miałam
jednego kota; i szczerze mówiąc, nie było się czym zachwycać.
No, owszem, czasem dawała się pogłaskać, czasem trzeba było iść
na szczepienie, ale była – jakby jej nie było.
Potem zauważyłam, że przytyła., że
już się nie chce bawić, że jest smutna ( bo to widać po kocie).
Przybył uroczy, czteromiesięczny
(mniej więcej) kocurek.
Rozmruczany, śpiewający, udeptujący,
przytulasty.
Pokochaliśmy go wszyscy natychmiast,
choć nie był rasowy, ani rudy, ani piękny, ot, zwykły buras.
Ciężko było. Księżniczka nie
chciała się dzielić ani nami, ani niczym.
Bardzo żałowałam, że wcześniej nie
adoptowałam drugiego kota.
Potem na mojej drodze stanął ciężko
chory kociak, miał być tymczasem, ale nie chcieliśmy się z nim
rozstać, więc został.
Teraz dopiero wiem, co to znaczy mieć
koty.
Teraz to doceniam.
Każdy jest inny.
Jeden kot lubi laserek, drugi woli
patyk z piórkiem, a trzeci aportuje piłeczki.
Zazwyczaj dwa koty witają nas, gdy
wracamy do domu.
Zazwyczaj jeden śpiewa, a drugi
nadstawia się do głaskania.
A co robi trzeci? Śpi, oczywiście!
Wszystkie są ciekawskie i zawsze przy
wszystkich czynnościach mam asystę – nawet gdy robię np.
sałatkę.
Mysza uwielbia wołowinę, Miluś
indyka, a Kacper wszystko ot taki sobie kot-odkurzacz.
Żaden z moich kotów nie jest smutny,
choć czasem się kłócą.
Bawią się razem, biegają, śpią
obok siebie.
A cóż my z tego mamy?
Dysk w komputerze zawalony zdjęciami.
Towarzystwo przy każdej czynności.
Brak owadów w domu.
Miękkie futerko pod dłońmi.
Rozkoszne mruczenie.
Urocze gruchanie przy miskach.
Kiedyś osoby mające koty uważałam
za nieco dziwne.
Myślałam zgodnie ze stereotypami, że
koty są samotnikami, że przywiązują się do miejsca, nie do
ludzi, że gdzie im tam do psów!
Teraz wiem, że to bzdury.
Teraz żałuję tylko, że Mysza tak
długo była jedynaczką.
Na koniec: Mysza jako kociak przegryzła
przewody od dwóch par słuchawek, systematycznie zwalała doniczki,
książki z półek i serwetki ze stołu. Miluś nie zniszczył nic.
Kacper także.
Basiu, Basiu!
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie to ujęłaś, że tak powiem.
Mie też się podoba. Mam w domu 8 kotów. Jest dokładnie tak, jak napisałaś.
OdpowiedzUsuńOd niedawna mamy trzeciego kota. Kiedy czytałam to co napisałaś, to jakbym czytala o moich kotac.:-). Każdy inny i każdy kochany pod innym względem. Życzę powodzenia i dużo fajnych chwil z tymi cudnymi zwierzętami:-)
OdpowiedzUsuń