opowiada Jolabuk
Czy istnieją kocie anioły?
Oczywiście, sama znam kilka. A jednego
z nich namówiłam, aby o sobie opowiedział.
Najpierw bardzo się zdziwił...
O mnie? To chyba nudne, kogo to
zainteresuje? No, ale skoro prosisz, dobrze. Tylko o czym by tu...
Sama nie wiem. Może najpierw opowiem o dworcu, przecież mam
przydomek „Dworcowa”. Zawsze opiekowałam się kotami, ale tam
zaczęłam dokarmiać 12 lat temu, wtedy mieszkałam bliżej, a te
koty były takie biedne, takie głodne. Chowały się w jakichś
zakamarkach, z trudem przeżywały zimę. W miejscu, gdzie mieszkają
ludzie, prędzej znajdą się jakieś resztki, ale tu nie było nic
do jedzenia dla kotów. Tyle, że ludzie ich nie niepokoili, chyba że
bezdomni, którzy też się tu gnieżdżą.
Niszczą kocie budki,
wyrzucają miski – jakby im obecność tych bezbronnych istot
przeszkadzała. Często są pijani... To przez nich karmienie
dworcowych kotów jest niebezpieczne i tylko jedna osoba zgodziła
się mnie czasem zastąpić. Rozumiem, ja też się bardzo boję
łażąc sama po chaszczach porastających dworcowy teren. Boję się
ludzi – i boję się, że jeśli złamię nogę czy skręcę kark w
jakiejś dziurze, których tu pełno, to nikt mi nie pomoże.
Komórka? Tak, tylko nigdy nie mam na niej impulsów, przecież nie
kupię karty, jeśli brakuje na karmę dla kotów.
Ale chodziłam tam i chodzę do dziś.
Większość kotów wysterylizowałam, sporo po sterylizacji zostało
u mnie, niektóre znalazły nowy dom, inne są ze mną do dziś i
jakoś nie ma chętnych na adopcję. Pewnie już zostaną, bo nikt
ich nie chce, np. Kropka, Kajtek, Trójłapek, jego mama,...
O Kajtka
pytają nawet często, to ładny kot, ale w porę nie znalazł domu,
a teraz mi zdziczał. To znaczy – nie, nie jest dziki, – tylko
nie jest taką przytulanką, co zaraz idzie na kolana. Poza tym
ostatnio bardzo schudł, nie wiem, czy jest zdrowy.
Kajtek |
Wiele kotów choruje, czasem nawet 5, 6
jednocześnie, leczenie jest strasznie drogie, na szczęście
zaprzyjaźniona lecznica daje mi kredyt, ale przecież w końcu
trzeba go spłacić. Niestety, nie wszystkie koty daje się uratować.
Ostatnio FIP zabrał młodą słodką, pieszczoszkę -Solitkę, a
persica Sara umarła z żalu za swoimi opiekunami, którzy ją
porzucili.
Inne koty też chorują.
Trójłapek
walczy z grzybicą i na razie nie udaje mu się jej pokonać...
Niunia ma ciągle biegunkę, ale jest dzika i nie ma mowy, żeby jej
regularnie podawać leki. Rumcajs cierpi na zapalenie dziąseł, przy
kazdym nawrocie trzeba mu dawać steryd... Tomcio i Romcio często
się zakatarzają, Gucio ma jakby astmę..
Trójłapek z mamą |
Ile mam tych kotów? No, zaraz, policzę
–Rumcajs, Ciciusia, Tofik, Piwniczek – to moje. I tymczasowe –
Kropka, Niunia, Kajtek, Buraś, Legusia, Trójłapek, mama Trójłapka,
Miki, Myszka, Lusia, Rysia, Bonifacy, Amperek, Dodek, Misio, Gacek,
Tomcio, Romcio, Junior, Volcik, Mela. A ile wyadoptowałam? Nie dam
rady policzyć, na pewno ponad sto. Może dwieście? Z wieloma mam
kontakt, wiem, że jest im dobrze, co do innych – mimo podpisania
umowy adopcyjnej - mogę tylko mieć nadzieję, że dobrze trafiły.
Wszystkie dorosłe koty wydaję po sterylizacji, więc przynajmniej
jestem pewna, że żadna z kotek nie urodzi więcej niechcianych
kociąt.
Na co dzień karmię prawie 50 kotów w
10 różnych miejscach, w tym na dworcu.
Dziwisz się, skąd jest ich tyle? Ja
też się czasem dziwię. Cóż, to stara dzielnica, domy są
wyburzane, ludzie się wyprowadzają, a w nowym domu nie ma miejsca
dla starego kota, który mógłby podrapać obicie eleganckiej
kanapy. I koty zostają. W piwnicach, w komórkach. A kiedy stary dom
zrównają z ziemią buldożery, kot już zupełnie nie ma się gdzie
schronić. Jeśli się go nie przygarnie, nie ma szans, zwłaszcza
zimą.
Fama, że „tu się opiekują kotami”
(nie wiem skąd ta liczba mnoga) prowokuje „dobrych ludzi” do
podrzucania niechcianego zwierzaka. Pewnie podrzucający ma czyste
sumienie, przecież nie wygonił z domu, tylko zostawił tam, gdzie
się zaopiekują. No to staram się zaopiekować. Podrzucają zresztą
nie tylko mnie – u mojej znajomej na klatce schodowej w eleganckim
transporterku porzucono piekną, młodą persiczkę. Bonifacy trafił
na podwórze po tym jak jego Pani zmarła – dzieci sprzedały
mieszkanie, kota po prostu wygoniono z domu jak zbędny przedmiot. W
ten sam sposób trafił na ulicę Junior, z tym, ze jego Pani nie
miała rodziny, kota wyrzucił przedstawiciel administracji (i tak
dobrze, że nie zaplombował mieszkania razem z kotem, skazując go
na smierć z głodu i pragnienia).
Junior |
Ale to nie prawda, że przy 25 kotach
26-ty zawsze się pożywi. Każdy kot to dodatkowe wydatki na karmę,
piasek, weterynarza. Wykarmienie tylu zwierzaków bardzo dużo
kosztuje i ciągle brak mi pieniędzy. Córka nie może mi pomóc,
sama wychowuje dwójkę dzieci i często nie ma pracy. A ja dostaję
całe 800 zł emerytury. Tylko co to obchodzi ludzi w administracji,
w elektrowni, w sklepie? Chociaż w sklepie z karmą często dają mi
coś na kredyt. W końcu zawsze płacę. Gorzej ze świadczeniami –
jeśli mam do wyboru - zapłacić za karmę czy za czynsz, to
właściwie nie mam wyboru. Przecież koty muszą coś jeść. Na
szczęście dobrzy ludzie mi pomagają, choć sami mają mało. Ale
kto może sobie wyobrazić, co to głód, ten zawsze podzieli się
ostatnim groszem, żeby zapełnić kocie brzuszki.
Tak, masz rację – jest mi ciężko,
czasem bardzo ciężko. Żyję z dnia na dzień i martwię się tylko
o dwie rzeczy – o to, żebym dziś miała czym nakarmić koty i
żebym miała siłę to zrobić. Nakarmić w tylu miejscach, nakarmić
te, które są w domu, sprzątnąć kuwety, podać leki, zanieść do
lekarza, złapać dzikusy na sterylizację, zanieść do odległej
lecznicy gdzie akurat zrobią to za darmo. Muszę jeszcze pomóc
córce, zaopiekować się wnukami, a sił mam coraz mniej.
Najbardziej boję się choroby. Lekarze
wysyłają mnie do szpitala, powinnam mieć już kilka operacji, ale
jak mam się położyć, kiedy nie ma mnie kto zstąpić w karmieniu?
Więc tak chodzę, dopóki nie padnę.
Moje marzenie? To chyba oczywiste –
mieć pieniądze na pomaganie kotom, i nie tylko kotom, bo trafiają
do mnie czasem psy, gołębie... Mieć za co kupić karmę i nie
zamartwiać się, co jutro włożę do 40 miseczek. Za co kupię
tabletki na robaki czy specjalną karmę dla chorego. I jeszcze –
żeby mi na to wszystko starczyło sił. Bo jak mnie zabraknie, to
kto się zajmie kotami?
Gdyby ktoś chciał wesprzeć Jolę
Dworcową karmą lub pieniędzmi, proszę o kontakt na maila
jolntabuk@gmail.com
(mój mail, bo Jola dworcowa oczywiście nie ma internetu).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz