poniedziałek, 14 października 2013

Pingwineczka Teodorka i jej rodzeństwo z ulicy - proszą o szansę

opowiada ansk
Zacznę jak opowiadanko o Borysku, bo taki sam jest początek - przy ul.Kasprzaka, jakby na zapleczu Makro a naprzeciwko ArtDomu, jest niezabudowana działka. Sięga aż do Alei Włókniarzy, przy MaterBudzie.
Na tej działce kilkoro karmicieli karmi koty. Dość trudno się z nimi współpracuje, bo są wśród nich zdecydowani przeciwnicy sterylizacji - a że kocięta rodzą się, chorują, cierpią, umierają - no cóż, natura.. Kiedyś spytałam takiego zwolennika natury, czy chodzi do lekarza - chyba się obraził. Bo widać ta „natura” nie dotyczy gatunku uprzywilejowanego…
 Dość złośliwości,. 

I właśnie na tej działce, dzięki naturze, urodziła się Teodorka i dwójka jej rodzeństwa. Mimo działań bardziej prosterylkowych karmicielek, kociąt rodzi się tam więcej, ale maleńkie padają ofiara psów - nie mają się gdzie schować, nieco starsze nieostrożnie przebiegają przez ruchliwą Kasprzaka albo Aleję Włókniarzy - kończąc pod kołami…
Kocie choroby też mają swój udział w „naturalnej selekcji” … Żebyśmy się dobrze zrozumieli - wiem, że natura ma swoje prawa, wiem, że wszystkich nie uratujemy, ale jeśli mówimy A karmiąc koty i dając im w ten sposób sygnał o stałym dostępie do pożywienia i jego względnej obfitości, dajemy im też sygnał, że mogą się rozmnażać. A że kotki mogą rodzić i cztery razy do roku, to wyobraźcie sobie, co dzieje się bez kontroli tych urodzin. Kotki bez przerwy albo ciężarne, albo karmiące wyniszczają się, maluszki słabe i podatne na choroby - masowo umierają. No i ludzie - ile znam przypadków, gdy dorosłe koty są tolerowane, dopóki nie pojawia się kocięta - wtedy zaczyna się trucie…. A wierzcie mi, i choroby, i trutka - to nie śmierć szybka i w miarę bezbolesna, a wręcz przeciwnie. 
Więc - moim zdaniem - jeśli naprawdę chcemy pomóc tym zwierzakom - mówiąc A (karmiąc, stawiając budki), powiedzmy również B - ograniczając ich ilość. W jedyny humanitarny sposób - sterylizując i kastrując. Usypianie ślepych miotów, to również rozwiązanie humanitarne, ale z takim stwierdzeniem trudniej się pogodzić, a jeszcze trudniej je zastosować..

Smrodek dydaktyczny poszedł, wracamy do ślicznej Teodorki.


Teodorka miała szczęście - złapała się przypadkiem, w planach była dorosła kotka na sterylkę. Miała podwójne szczęście - bo na dworze już ją dopadł koci katar, bez pomocy i leczenia pewnie nie przeżyłaby. Karmiciele przychodzą tam bardzo późnym wieczorem, kiedy już ustaje ruch uliczny, kończy się pora psich spacerów, w i skąpym świetle oddalonych ulicznych latarni trudno zauważyć, że maluch ma zaropiałe oczka… A jak się już złapała, to jak tu wypuścić - raz, bo chora, dwa, bo karmicielki chciały dać jej szanse na lepszą przyszłość. 
I tak Teodorka trafiła do domu tymczasowego - bardzo już zakoconego. Nie ma w nim już miejsca dla jej rodzeństwa.. Oswoiła się błyskawicznie, wcześniej dogadała się z człowiekiem niż z kotami-rezydentami. Trudno się dziwić - wychowana na ulicy, człowieka zapamiętała jako dawcę jedzonka i przysmaków, inne koty - jako konkurencję do miski, wrogów, którzy bili i odganiali głodne maleństwo.
 Więc Teodorka doskonale odnalazła się w domu, błyskawiczne przyswoiła zasady kociego dobrego wychowania - wita się rano, całuje na dobranoc, mruczy kołysanki do snu, wie, kiedy można wskoczyć na kolana i poprosić o głaskanie, potrafi wytłumaczyć tępemu człowiekowi, że kocia miseczka co prawa pełna, ale to-to na ludzkim talerzu też jest interesujące i może należałoby się z kotkiem podzielić? No, może choć odrobinkę? 

Zresztą, po co mam robić jej reklamę - wystarczy spojrzeć na zdjęcia - piękna jest, elegancka, wyjątkowa z tymi białymi wąsiskami i brewkami na czarniutkiej mordce. 
Bardzo proszę, pomóżcie szukać domu dla niej - nie tylko dla jej urody. Także dla jej rodzeństwa, które na niebezpiecznej działce, w coraz większym jesiennym chłodzie, czeka na miejsce w domu tymczasowym i na swoje szczęście - zanim będzie za późno… Jeśli ktoś chce pomóc w ogłaszaniu, proszę o maila (ansk@infoclean.pl) - wyślę zdjęcia, treść ogłoszenia.

Przypomnę:

Pingwineczka Teodora - urodziła się na pustym placu prawie w centrum miasta. Biegała przez ruchliwe jezdnie, by znaleźć w śmietniku coś do jedzenia, w czasie deszczu kuliła się pod krzakiem mokra i zmarznięta…. Taką ją znaleziono - przeziębioną, kichająca, z zaropiałymi oczkami. Wyleczona, najedzona szaleje pod domu z piłeczką, bawi się ogonkami dorosłych kotów, a kiedy zasypia - śni jej się własny człowiek, własny dom. Może spotkałeś ją w snach? Urodziła się w lipcu 2013, jest odrobaczona i zaszczepiona, ma książeczkę zdrowia. Kontakt do tymczasowej opiekunki - mary2002@op.pl 697 050 747

A może przyniesie jej szczęście Borysek - z tego samego miejsca, już we własnym domu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz