Wyjechaliśmy w okolice Gostynina. Koty
zastały w domu. Mieliśmy cieszyć się piękną pogodą, lasami,
jeziorem. Mieliśmy pływać kajakiem i rowerem wodnym. Zaczęliśmy
wypoczynek przy rekordowej w to lato temperaturze 36 stopni. Uff, jak
gorąco... W pokoju na szczęście chłodno, po krótkim odpoczynku
pomaszerowaliśmy do lasu. Zebraliśmy trochę kurek i upał nas
pokonał. Reszta dnia była tylko czekaniem – podobno w nocy miały
być burze. Może gdzieś...Wieczorem nad jeziorem zaatakowały
komary i meszki. Mnóstwo małych latających, gryzących drani.
Okazało się, że nasi gospodarze nie są zbyt entuzjastycznie nastawieni do wizyt tych pięknych ptaków. Gdy ponownie poszłam nad jezioro, przestałam się dziwić. Tu wizyta rodzinki.
Tu plaża po wizycie rodzinki. Dla niedomyślnych: tak, subtelny ptaszek potrafi się wykasztanić jak sznaucer olbrzym ( takiego miałam, więc wiem). Oprócz jaskółek i łabędzi było tam mnóstwo wróbli, widzieliśmy pliszki, perkozy, łyski, mewy, kormorany i słyszeliśmy żurawie. Ze ssaków oprócz psów gospodarzy sarny, daniele, zająca i mysz ( nie wiem jaką). Ponadto padalca, żaby, jaszczurki, ślimaki, ważki i motyle.
I żadnego kota!
Tęskniłam!
Na szczęście czekały na nas w domu. Teraz mamy kolejkę; cały czas zajęte kolana - kto mówi, że koty przywiązują się do miejsc, nie do ludzi, nie wie co mówi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz