opowiedziała Ania
Zaczęło
się niewinnie - od ogłoszenia o młodej czarnej kotce ze
Snycerskiej. Wiadomo, że nikomu nie zginęła, że tam bytuje. Młoda
- zaraz będą kociaki.
Snycerska - mam blisko. Dogadują się
przez FB z panią pracującą obok, zna tę kotkę, chce pomóc -
ale to nie jest tylko ta jedna kotka. Jest kilka kotów. Cóż,
spróbuję. Pani ze sklepu wie, że karmicielka przychodzi o 18tej,
więc w piątek 2018.08.17 jadę na 18.00. Jest karmicielka, są koty
- ile? Dorosłe dwa bure, dwa czarnobiałe, jeden czarny. Kociaki
dwa czarne, jeden chory i zaropiały, ale je, może wyjdzie z tego…
Było więcej, ale dwa samochód rozjechał…
- Obok na Ciesielskiej to mają koty posterylizowane - mówi karmicielka.
- Wie Pani, kto te koty sterylizował? - podstępnie pytam bo wiem - pan T. brał od nas klatki, łapał, woził.
- Wiem, ten pan, który karmi.
- Nie myślała pani, żeby te „swoje” wyciąć? Żeby go spytać, jak to załatwiał?
- Czego pani ode mnie chce? Ja nie mam czasu!!!
Chcę
tego, czego chcę od wszystkich takich karmicieli - chcę
ZROZUMIEĆ. Obok są posterylizowane stada, wiedzą o nich, znają
się, rozmawiają. Naprawdę nie można zapytać, jak TO się robi?
Naprawdę to takie trudne? Trudniejsze od patrzenia na chore i
rozjechane kociaki? Od martwienia się, skąd wziąć na karmienie
coraz większego stada? Chociaż nie, stado tak bardzo nie urośnie,
są samochody i koci katar...
Chciałam
pomóc łapać, ale poza weekendem nie dam rady siedzieć przy
klatkach, pracuję. Pani też nie ma czasu - to, że jest na
emeryturze nie oznacza, że nie ma zajęć! Klatek pilnować nie
będzie!
W
sumie racja.
Czarny
kociak czeka przy płocie, podobno zawsze tam czeka. Zabieram od
karmicielki żarełko - puszka z posypką z suchej karmy -
wkładam do klatek, siadam na murku, czekam. Widać, że z małym
czarnym coś nie tak, ale już nakarmiony albo bez apetytu, w każdym
razie klatką i przynętą nie zainteresowany wcale. Karmicielka
jeszcze przez jakiś czas tłumaczy mi, że nie ma czasu, słabo
słucham, może i nie ma, ale podobno dla chcącego… Trudno,
weekend, spróbuję sama.
Czarne
duże - to z ogłoszenia - podchodzi blisko, ale nie tak, bym
dotknęła, pod samochodami przemyka czarno-białe. Klatką
zainteresowane są głównie gołębie...
Na
betonowym płocie widzę kota - idzie wzdłuż drutów kolczastych,
znika za płotem - trzeba tam zajrzeć. Spróbowałam - nikogo
nie ma w domu, ogrodzenie kompletnie nieprzezierne. Kot burobiały, o
takim karmicielka nie wspominała, może właścicielski?
Odsiedziałam
do zmroku - nie złapało się nic. Zabrałam zabawki, podjechałam
jeszcze raz do szczelnej bramy - światła w oknach są, trochę
się podobijałam, otworzyła Pani. Ależ oczywiście, mogę klatki
na podwórku zostawić, jakieś koty tu przychodzą, ale Pani
wychodzi w sobotę o 6tej rano, muszę podjechać wcześniej,
Podjadę, może kiedy indziej odeśpię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz