czwartek, 2 sierpnia 2018

Piąteczka z Aleksandrowa


napisała Ania
Pamiętacie Trafika? Powyginanego kocurka? Pan, który się nim opiekuje bywa w  małej firmie w Aleksandrowie. Przy firmie są koty - kotka matka z uszkodzoną łapką i czwórka jej dzieci, rocznych. Trzeba „coś” z nimi zrobić. Pracownicy firmy karmią, właściciel z trudem toleruje. Koty trochę oswojone, kiedyś wszystkie dawały się głaskać, ale przeganiane i straszone stały się ostrożne, zachowują dystans.

Aleksandrów ma sterylki miejskie, ale ja z Łodzi i pracuję, właściciel firmy załatwiać nie będzie, czyli muszę jechać raz - świtem, przed moja pracą - po jego podpis na wnioskach, mój nie zadziała, z Łodzi jestem, drugi raz - w godzinach pracy lecznic - ustalić terminy zabiegów, potem już „tylko” złapać pięć kotów i dowieźć do lecznic - też w godzinach pracy lecznic, czyli i mojej. Potem odebrać, to już mogę po pracy, przed zamknięciem lecznic.
Czemu wszystko ja?
Bo z doświadczenia wiem, że wtedy będzie załatwione. Poprosiłam o pomoc w  załatwieniu papierków i uzgodnieniu terminów kogoś dość często bywającego w Aleksandrowie w okolicy Urzędu Miasta, dostałam instrukcję, jak załatwić…
Jest koniec lutego 2018, zima się obudziła, temperatury minus kilkanaście. Sterylizować w takich warunkach trudno, z lecznic odbiera się następnego dnia po sterylce, ale obie kotki już po rujce, „pod ręką” trzy kocurki… Czekanie ryzykowne.
Więc wstaję o 4.30, coby zdążyć przed moją pracą, jadę z panem od Trafika do Aleksandrowa po koty - to, co się da, złapiemy rękami, dalej będziemy się martwić i  łapać klatką.
Plan jest taki - właściciel firmy podpisuje wnioski, łapiemy ile się da i zabieramy do Łodzi, przetrzymamy u siebie, załatwimy sterylki i przetrzymamy po sterylkach do ocieplenia. Może znajdziemy domy? Bo właściciel kategorycznie sobie nie życzy ich powrotu. Za drogie w utrzymaniu.
Z nerwów obudziłam się o 1szej i już nie spałam. Jedziemy. Idziemy. Koty są.
[
Białoczarna nieufna Łapka, bury Józek, czarnobiała Niunia. Na półce pod wiatą bury pingwin Albercik. Najsympatyczniejszy Adidasek - zostawiam łapanie na koniec, domaga się głaskania, pozwala brać na ręce, będzie bez problemu.
Mocno zainteresowane saszetkami - od wczorajszego popołudnia nie jadły. Pierwszy wchodzi i w ręce zaspany Albercik. Potem czarnobiała Niunia, potem Józek - dopycham do Niuni, mam trzy kontenerki, może w ten trzeci jeszcze coś złapię.
Złapałam Adidaska - i przechytrzyłam - chciałam dopchnąć do Albercika, ale w  międzyczasie dobudził się i próbował uciec z kontenerka. Nie uciekł, za to Adidasek wystraszył się, podrapał mnie nieco i zwiał. Schował się skutecznie.
Pracownicy wołali go - zniknął.
Pozostała ostrożna Łapka - saszetka pachniała i kusiła, włożyłam do kontenerka - wyciągnęła sobie łapką. Wsypałam głębiej do kontenerka - wchodziła, ale nie mogłam zatrzasnąć drzwiczek, była zbyt czujna,
Czas mi się kończył, trzy koty mam - dwa kocury Albercika i Józia i kotkę Niunię - jadę ulokować je w przechowalni, i do pracy.
Albercik od razu do miski, Józek - do zwiedzania, Niunia - do kryjówki. Łagodne są, tylko bardzo wystraszone.

I dalszy ciąg - udało mi się ustalić z lecznicami dostawę kota jednocześnie z  wnioskiem, terminy średnio odległe.
Nie bardzo wiem, jak się zorganizuję, bo we wtorek 6go marca mam do jednej lecznicy na godz.12-13 dowieźć jedną kotkę, będę mogła odebrać ją wieczorem, a  wieczorem do drugiej - mam dowieźć dwie kotki - do odbioru w środę 7go marca. W środę też w pierwszej lecznicy mam termin na dwa kocury. Czyli wtorek – środa będę latać ruchem wahadłowym na trasie Łódź - Aleksandrów. Na szczęście z Bałut, nie z Widzewa.
A w weekend spróbujemy złapać Adidaska i Łapkę - skoro mamy już dla nich terminy. Trzymajcie kciuki. Dwa konenerki zostawione w firemce na wszelki wypadek.
W weekend mróz na szczęście bez opadów, umówiona jestem na blady świt.
Z Adidaskiem udało się bezproblemowo - zanim dojechałam, pracownicy już go spakowali do kontenerka, siedział i popłakiwał. Za to Łapka… Próbowali złapać rękami - nic. Nastawili łapkę - kręciła się, zaglądała, głodna wyjadała „ścieżkę” - i  tyle. Trochę traciłam nadzieję…

Posterczałam jakieś dwie godzinki, zmarzłam - w firemce ogrzewanie cieniutkie, tyle, by nie zamarznąć całkiem. Zostawiłam klatkę i telefon, zadzwonią, jak się złapie. Nie odjechałam daleko - głodna Łapeczka zamknęła klatkę z właściwej strony.

Potem przechowalnia - bo weekend, do lecznicy nie można, potem kurs do Aleksandrowa z kotami, potem kurs do Aleksandrowa po koty.

A potem odczekanie, szczepienie, odczekanie, ogłoszenia, czekanie…
[
I w końcu adopcje - Niunia pojechała do domu najszybciej - już 2018.03.25, nadal ma na imię Niunia. Zaraz po niej - Józio, czyli Jozin - 2018.03.30 - zdjęcia z nowych domów - Niunia dzień po adopcji, jeszcze zagubiona:

Albercik - Bercik - czekał na swoje szczęście aż do 2018.07.20, Adidasek - obecnie Keks - znalazł dom 2018.04.21.

Wydaje się Wam że szybko znalazły domy? Tak, naprawdę szybko jak na dorosłe „zwyczajne” koty. Po prostu łut szczęścia - nie zawsze tak bywa.
Mam nadzieje, że wybrałam im dobre i odpowiedzialne domy, że będą tam żyć długo i szczęśliwie - na razie wiem, że się zadomowiły i są wielkimi pieszczoszkami. Kilka dni trwało odstresowanie Niuni, trochę się boczył Keks - Adidasek, Jozin od razu rozejrzał się za wygodnym miejscem do spania, a Bercik sprawdził, czy ma kryjówkę, a  potem wyszedł porozmawiać z panią - chodzi za nią i pogaduje.
A Łapeczka? A śpi na kanapie, i posykuje na ludzi. Jej podwiniętą łapkę badaliśmy na różne sposoby - nie ma nic, czego można się doczepić. Pewnie jakiś uraz, który zmusił ją do podwijana i oszczędzania łapki, bo bolało, boleć przestało, odruch pozostał, przykurcz mięśni i ścięgien, łapka „odzwyczaiła się” od używania…. Próbowałam tę łapkę masować, nie boli, ale koteczka nadal ją oszczędza.
[
Może ktoś cierpliwy spojrzy na nią i zakocha się? Może znajdzie się dla niej bezpieczny dom, da czas, pozwoli zapomnieć o przebytej traumie i znów zaufać? Bo Łapeczka była kotką oswojoną - przychodziła do ludzi, pozwalała się głaskać. Potem ktoś jej zrobił krzywdę…
Może ktoś…
Może nie zostanie „wiecznym tymczasem”…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz