napisała Ania
Pamiętacie
Trafika? Powyginanego kocurka? Pan, który się nim opiekuje bywa
w małej firmie w Aleksandrowie. Przy firmie są koty -
kotka matka z uszkodzoną łapką i czwórka jej dzieci,
rocznych. Trzeba „coś” z nimi zrobić. Pracownicy firmy karmią,
właściciel z trudem toleruje. Koty trochę oswojone, kiedyś
wszystkie dawały się głaskać, ale przeganiane i straszone stały
się ostrożne, zachowują dystans.
Aleksandrów
ma sterylki miejskie, ale ja z Łodzi i pracuję, właściciel firmy
załatwiać nie będzie, czyli muszę jechać raz - świtem, przed
moja pracą - po jego podpis na wnioskach, mój nie zadziała, z
Łodzi jestem, drugi raz - w godzinach pracy lecznic - ustalić
terminy zabiegów, potem już „tylko” złapać pięć kotów i
dowieźć do lecznic - też w godzinach pracy lecznic, czyli
i mojej. Potem odebrać, to już mogę po pracy, przed
zamknięciem lecznic.
Czemu
wszystko ja?
Bo
z doświadczenia wiem, że wtedy będzie załatwione. Poprosiłam
o pomoc w załatwieniu papierków i uzgodnieniu
terminów kogoś dość często bywającego w Aleksandrowie w
okolicy Urzędu Miasta, dostałam instrukcję, jak załatwić…
Jest
koniec lutego 2018, zima się obudziła, temperatury minus
kilkanaście. Sterylizować w takich warunkach trudno, z lecznic
odbiera się następnego dnia po sterylce, ale obie kotki już po
rujce, „pod ręką” trzy kocurki… Czekanie ryzykowne.
Więc
wstaję o 4.30, coby zdążyć przed moją pracą, jadę z panem od
Trafika do Aleksandrowa po koty - to, co się da, złapiemy rękami,
dalej będziemy się martwić i łapać klatką.
Plan
jest taki - właściciel firmy podpisuje wnioski, łapiemy ile się
da i zabieramy do Łodzi, przetrzymamy u siebie, załatwimy sterylki
i przetrzymamy po sterylkach do ocieplenia. Może znajdziemy domy? Bo
właściciel kategorycznie sobie nie życzy ich powrotu. Za drogie w
utrzymaniu.
Z
nerwów obudziłam się o 1szej i już nie spałam. Jedziemy.
Idziemy. Koty są.
[
Białoczarna
nieufna Łapka, bury Józek, czarnobiała Niunia. Na półce pod
wiatą bury pingwin Albercik. Najsympatyczniejszy Adidasek -
zostawiam łapanie na koniec, domaga się głaskania, pozwala brać
na ręce, będzie bez problemu.
Mocno
zainteresowane saszetkami - od wczorajszego popołudnia nie jadły.
Pierwszy wchodzi i w ręce zaspany Albercik. Potem czarnobiała
Niunia, potem Józek - dopycham do Niuni, mam trzy kontenerki, może
w ten trzeci jeszcze coś złapię.
Złapałam
Adidaska - i przechytrzyłam - chciałam dopchnąć do Albercika,
ale w międzyczasie dobudził się i próbował uciec z
kontenerka. Nie uciekł, za to Adidasek wystraszył się, podrapał
mnie nieco i zwiał. Schował się skutecznie.
Pracownicy
wołali go - zniknął.
Pozostała
ostrożna Łapka - saszetka pachniała i kusiła, włożyłam do
kontenerka - wyciągnęła sobie łapką. Wsypałam głębiej do
kontenerka - wchodziła, ale nie mogłam zatrzasnąć drzwiczek,
była zbyt czujna,
Czas
mi się kończył, trzy koty mam - dwa kocury Albercika i Józia i
kotkę Niunię - jadę ulokować je w przechowalni, i do
pracy.
Albercik
od razu do miski, Józek - do zwiedzania, Niunia - do kryjówki.
Łagodne są, tylko bardzo wystraszone.
I
dalszy ciąg - udało mi się ustalić z lecznicami dostawę kota
jednocześnie z wnioskiem, terminy średnio odległe.
Nie
bardzo wiem, jak się zorganizuję, bo we wtorek 6go marca mam do
jednej lecznicy na godz.12-13 dowieźć jedną kotkę, będę mogła
odebrać ją wieczorem, a wieczorem do drugiej - mam
dowieźć dwie kotki - do odbioru w środę 7go marca. W środę
też w pierwszej lecznicy mam termin na dwa kocury. Czyli wtorek –
środa będę latać ruchem wahadłowym na trasie Łódź -
Aleksandrów. Na szczęście z Bałut, nie z Widzewa.
A
w weekend spróbujemy złapać Adidaska i Łapkę - skoro mamy już
dla nich terminy. Trzymajcie kciuki. Dwa konenerki zostawione w
firemce na wszelki wypadek.
W
weekend mróz na szczęście bez opadów, umówiona jestem na blady
świt.
Z Adidaskiem
udało się bezproblemowo - zanim dojechałam, pracownicy już go
spakowali do kontenerka, siedział i popłakiwał. Za to Łapka…
Próbowali złapać rękami - nic. Nastawili łapkę - kręciła
się, zaglądała, głodna wyjadała „ścieżkę” - i tyle.
Trochę traciłam nadzieję…
Posterczałam
jakieś dwie godzinki, zmarzłam - w firemce ogrzewanie cieniutkie,
tyle, by nie zamarznąć całkiem. Zostawiłam klatkę i telefon,
zadzwonią, jak się złapie. Nie odjechałam daleko - głodna
Łapeczka zamknęła klatkę z właściwej strony.
Potem
przechowalnia - bo weekend, do lecznicy nie można, potem kurs do
Aleksandrowa z kotami, potem kurs do Aleksandrowa po koty.
A
potem odczekanie, szczepienie, odczekanie, ogłoszenia, czekanie…
[
I
w końcu adopcje - Niunia pojechała do domu najszybciej - już
2018.03.25, nadal ma na imię Niunia. Zaraz po niej - Józio, czyli
Jozin - 2018.03.30 - zdjęcia z nowych domów - Niunia
dzień po adopcji, jeszcze zagubiona:
Albercik
- Bercik - czekał na swoje szczęście aż do 2018.07.20,
Adidasek - obecnie Keks - znalazł dom 2018.04.21.
Wydaje
się Wam że szybko znalazły domy? Tak, naprawdę szybko jak na
dorosłe „zwyczajne” koty. Po prostu łut szczęścia - nie
zawsze tak bywa.
Mam
nadzieje, że wybrałam im dobre i odpowiedzialne domy, że będą
tam żyć długo i szczęśliwie - na razie wiem, że się
zadomowiły i są wielkimi pieszczoszkami. Kilka dni trwało
odstresowanie Niuni, trochę się boczył Keks - Adidasek, Jozin od
razu rozejrzał się za wygodnym miejscem do spania, a Bercik
sprawdził, czy ma kryjówkę, a potem wyszedł
porozmawiać z panią - chodzi za nią i pogaduje.
A
Łapeczka? A śpi na kanapie, i posykuje na ludzi. Jej podwiniętą
łapkę badaliśmy na różne sposoby - nie ma nic, czego można
się doczepić. Pewnie jakiś uraz, który zmusił ją do podwijana i
oszczędzania łapki, bo bolało, boleć przestało, odruch pozostał,
przykurcz mięśni i ścięgien, łapka „odzwyczaiła się” od
używania…. Próbowałam tę łapkę masować, nie boli, ale
koteczka nadal ją oszczędza.
[
Może
ktoś cierpliwy spojrzy na nią i zakocha się? Może znajdzie się
dla niej bezpieczny dom, da czas, pozwoli zapomnieć o przebytej
traumie i znów zaufać? Bo Łapeczka była kotką oswojoną -
przychodziła do ludzi, pozwalała się głaskać. Potem ktoś jej
zrobił krzywdę…
Może
ktoś…
Może
nie zostanie „wiecznym tymczasem”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz