środa, 1 czerwca 2016

O od-kocim zapaleniu mózgu słów kilka

zwierzyła się Karolina
Chyba niemal każdy z nas, mniej lub bardziej zorientowany w internetowych legendach, spotkał się kiedyś z żartobliwym schorzeniem zakwalifikowanym jako od-pieluszkowe zapalenie mózgu. Dla niedoinformowanych szybka lekcja.

Od-pieluszkowe zapalenie mózgu - choroba przewlekła i ciężka w leczeniu, spowodowana wirusem, którym można zarazić się na porodówce. Odpowiednio wcześnie zdiagnozowana może być mniej niebezpieczna w skutkach. Częściej dotyczy kobiet niż mężczyzn, a główne objawy w wielkim skrócie to przekonanie o tym, że na temat brzdąców wszystko wie się najlepiej, a jednocześnie robi się przy ich wychowaniu najgorsze i najgłupsze błędy.


Dziś będzie o innej odmianie wirusa, a konkretniej tej dotyczącej zwierząt, jeszcze konkretniej - kotów. Cierpi na nią znaczna część niedoszłych właścicieli, a rozpoznanie dyskwalifikuje ich niemal natychmiast.
 Nie od dziś wiemy, że znalezienie domu dla zwierzaka to nie lada wyzwanie. Przez moje M3 przewinęło się od października 2015 do dziś - maj 2016 - aż (albo dopiero) jakieś 18 sztuk kociego futra, więc nie jestem jeszcze ekspertem, ale już na pewno nie laikiem. Wiem, jak wygląda dom prawidłowy, jak względny, a jak wygląda taki kompletnie nieodpowiedni. I choćbym naprawdę chciała napisać kilka zdań o tym pierwszym, to niestety więcej emocji wywołuje ostatni, o którym informować trzeba.
Więc lecimy po kolei.
KOLEKCJONERZY
"Bo ja chcę takiego burego. Burego chłopczyka koniecznie. Z białą łatką na nosie, zielonymi oczkami, różowymi poduszeczkami i sześcioma czarnymi włoskami na tyłku".
Znacie to skądś? Bo ja aż za dobrze. Ja naprawdę rozumiem, że każdy ma swój "typ" kota, niemal jak faceta. Wiecie, wysoki, opalony brunet. Tylko ze zwierzakiem jest trochę jak z facetem, koniec końców i tak kończysz z niskim, przysadzistym blondynem. I jak przymkniesz jedno oko, a drugie przymrużysz, to niemal nie dostrzegasz różnicy, bo urzeka Cię jego charakter. Nie mówię by od razu wciskać komuś czarnego jak węgiel kocura, jeśli wyraźnie chciał białą kotkę, ale taka skrajna upartość w swoich przekonaniach razi mnie na kilometry, zupełnie jakby kot inny niż ten wymarzony był gorszy. Odnosi się wrażenie, że ktoś szuka ozdoby, a nie przyjaciela na pół życia. Aż chce się doradzić, by poszukał pluszowego... Moje ulubione pytanie, które przejdzie do historii, to sms o 3 w nocy od jednej Pani, a jego treść to: "Czy kot ma buzię okrągłą czy raczej jak szczupak?". Jak łopata, proszę Pani.
  
PRZEWOŹNICY
Ludzie nie odróżniający kota od dziecka czy nawet psa, sądzący, że przecież czworonoga można przewieźć na drugi koniec Łodzi pod pachą i nic wielkiego się nie stanie.
Nauczona doświadczeniami za każdym razem powtarzam jak mantrę, że przy odebraniu kota konieczny jest kontenerek, klatka, na litość boską - chociaż porządne pudełko. Na szczęście 99% ludzi dziwi się, że wspominam o czymś tak oczywistym, ale wyżej wspomniana Pani od szczupaka kota chciała zabierać  pod połami kurtki. Skórzana jest, ciepła jest, na podszewce, to mu tam będzie dobrze przez te 40 minut jazdy tramwajem. Ucieknie? Gdzie ucieknie? Od takiej fajnej pańci, z kurtki takiej skórzanej? Nie ucieknie na pewno, przecież 3 miesięczne kocię w ogóle nie wystraszy się huku dochodzącego z dudniącego życiem miasta.


I sytuacja z dziś, która doprowadziła mnie na skraj nerwów i ostatecznie była impulsem do tego tekstu o bezkresnej głupocie. Jadę sobie tramwajem, od babci wracam, wiadomo - załadowana żarciem, jakbym  miała szykować się do wojny światowej, albo przynajmniej organizowała wesele. No więc ociężała stoję, trzymając się dosłownie jednym palcem barierki, usypiając niemal na stojąco, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk znany aż za dobrze. Miauk. Najpierw pomyślałam, że całkiem mi odbiło, trzeba te obecne koty wydać i zrobić sobie przerwę, skoro słyszę je nawet w tramwaju. Jeden przystanek, drugi. Kolejny miauk. Marszczę brwi, po chwili jednak unosząc je po samą linię włosów, bo kątem mojego ślepego oka dostrzegam jednak coś futerkowatego jakby, czarno białego, małego i drącego się już okrutnie. Spojrzałam raz, drugi, trzeci i doszłam do wniosku, że oczy mnie nie mylą, jakkolwiek chore by nie były. Młoda dziewczyna stojąca pod oknem, przewoziła około 5-6 miesięcznego kociaka na rękach, nieudolnie owiniętego w... kawałek jakiegoś worka, jakby torby. Kocię wyrywało się, płakało, drapało i tylko czekałam, aż będę rzucać babcine słoiki w pogoni za uciekającym zwierzakiem, nie posiadającym nawet kawałka smyczy czy szelek, bo gdyby takowe miało, nawet bym się nie odezwała. Ale, że nie dostrzegłam dosłownie ŻADNEGO zabezpieczenia w obrębie 5 metrów, to włączył mi się solidny alarm i zebrałam się w sobie, doczołgałam te kilka kroków, by Pani delikatnie zwrócić uwagę, czy jest świadoma, że kota się w ten sposób nie przewozi. Usłyszałam, że przecież chce dojechać jak najszybciej do domu, bo nie robi tego, by mu uprzykrzyć życie. Celowo może nie, ale on zachowywał się rozpaczliwie, więc dodałam tylko, że nie trzeba być ekspertem, by widzieć, że jego przerażenie wcale nie jest urocze i rozczulające, jak chyba sądziła cała reszta pasażerów... I by pilnowała go, bo nawet nie zauważy, jak ucieknie. Później usłyszałam już tylko zza pleców słowa jakiejś starszej Pani, że "te z tych fundacji to się do wszystkiego dopier**lą" i przytakiwanie Pani z kotem. Słów brak, opada wszystko - od biustu, przez ręce, po reklamówki ze słoikami.


A potem w internecie i na plotach ogłoszenia, telefony do tych upierdliwych fundacji - ratunku, zginął kot, z odnalezienie nagroda, pomóżcie szukać, może trafił do Was, nie jem i nie śpię, martwię się.
Ale kolejnego wezmę pod pachę i do tramwaju.
Albo nie będę szukać, wezmę sobie „nowego”.





2 komentarze:

  1. Dzięki Pani artykułowi od lipca nie oddałem nikomu kotków i pewnie już u mnie zostaną , bo mają dodatkową wadę ,są wysterylizowane a to takie nienaturalne i nie będzie się można nacieszyć kociakami . Oczywiście przed wystawieniem ich do parku w pudełku jak się znudzą .

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż.... gorzkie to.... ale te wystetylizowane też znajdują domy - poproszę o zdjecia i jakiś tekścik, ogłosimy na blogu.

    OdpowiedzUsuń