poniedziałek, 6 czerwca 2016

weekend w mieście

"Zmieniłam niedawno pracę - jej siedziba mieści się przy podwórzu, jakich wiele w centrum Łodzi.

I jak to w takich miejscach, szybko okazało się, że biegają koty - nikt nie wie, czy czyjeś, czy ktoś się o nie troszczy - wiele ludzi dokarmia, ale właścicieli brak. Dobiegały mnie informacje z różnych stron - a to, że to mama i córka, dwie kocice. Z drugiej - że wiele miotów już było. Z trzeciej - że kocięta nie przetrwały nie bez powodu, i zdarzało się je odnaleźć z odciętymi główkami...

Decyzja więc zapadła szybko - kociaki trzeba wyłapać, mamy zawieźć na sterylizację.
Niestety nie było to łatwe zadanie - koty zaprawione w boju życia na ulicy, niegłupie, dać się złapać nie chciały, a ja w łapaniu kotów doświadczenie mam zerowe. Na szczęście z pomocą przyszła grupa I KTO TU MRUCZY i fundacja For Animals. Po stosunkowo szybkim złapaniu dwóch maluchów, przyszły długie godziny czekania - kocice uciekły nie wiadomo gdzie, przerażone maluchy się pochowały w niedostępnej dla nas komórce. Czas uciekał, aż przyszedł moment na dramatyczne rozwiązania - wyłamanie drzwi i wyciąganie kociaków z zawalonej, brudnej komórki, do której od lat nikt nie zaglądał... Niestety przez widoki w komórce wiemy też, że dla dwóch kociaków przybyłyśmy za późno...
Po paru godzinach efekt: cztery maluchy złapane, mamy i jeden kociak zostały. Małe śliczności - trikolorka i buraska oraz dwa łaciate kocurki. Zważywszy na dramatyczne warunki, w jakich mieszkały, nawet w niezłym stanie - już czekają na dobre domy.”
Tak napisała Monika, biorąca udział w porannej sobotniej (4 czerwca 2016) akcji - zaczęliśmy o 6.30, skończyliśmy z lokowaniem kociąt w bezpiecznym miejscu o 13tej. Potem jeszcze 6.30-8.00 i 21.30-0.30 w niedzielę. I będzie nocka w poniedziałek…. Oby owocna…
Ale ab ovo - po wiadomości od Moniki Basia przeprowadziła rekonesans - w kwiatowej kępie na pewno malutka tri i małe czarne, na pewno większa czarna - ich matka - już w nowej ciąży. Z „wywiadu środowiskowego” - karmiąca chuda burasia i jakieś malutkie, ale już wysuwające noski z komórki - co najmniej dwa, bo bure i łaciate.


Podobno nikt regularnie nie karmi, pracowi koledzy Moniki coś dadzą… i te odcięte główki…
No to nie tracimy czasu. Zaczynamy tak wcześnie, jak o możliwe - barierą są bramy zamykane i otwierane o ściśle określonych godzinach.
Wskutek tego pośpiechu myśleć zaczęłyśmy już stojąc przy nastawionych klatkach - przypomniałam sobie wiadomość do p.Sylwii - 23 kwietnia widziała przy pizzerii czekającą na resztki burą chudą kotkę. Pizzeria jest - dwie bramy dalej. I przy tej pizzerii niedawno bure coś i czarne intensywnie łapała taka p.Barbara, a przynajmniej dużo o tym opowiadała. Bure podobno było karmiące, ale czemu odpuściła łapanie czarnego? Nie wiem… Spotykała tam dwie karmicielki, miała ich telefony, miała mi je podać, kilka razy prosiłam - nie podała. Spytałam smsem o koty, nie odpowiedziała. Czyli kontaktu do karmicieli nie mam, wiedzy o kotach nie ma jak porównać… P.Sylwia zaalarmowała dwie kociary z okolicy, znam obie - obie niemłode, obie z  różnych powodów nie są w stanie łapać, mogą najwyżej czasem podejść z karmą..


No nic, stawiamy klatki, stoimy, czekamy. I obserwujemy. Oprócz znanych nam czarnej ciężarnej i jej dwóch maluszków, burasi i jej co najmniej dwóch - mniejszych kociąt - jest jeszcze dymny albo wyleniały kocur. No i utrapienie łapaczy - gołębie. Koty przemieszczają się po dwóch podwórkach, na jedno - to, na których stoimy - jest swobodne wejście w ciągu dnia, drugie to ukwiecone podwórko prywatnej kamienicy, raczej niedostępne.
Ruch przy klatkach słaby, koty albo bardzo ostrożne, albo najedzone. Ale przecież nikt nie karmi? W końcu coś się dzieje - klatki stoją tak, ze trudno je obserwować, taki układ podwórza, widzimy tylko, że oprócz gołębi coś się tam rusza. Ku naszemu zaskoczeniu dublecik - dwa mniejsze maluszki. Czyli są w komórce. Ile ich tam zostało? Często udaje się złapać matkę „na maluchy” - ale jeśli zgarnie się wszystkie, inaczej kotka będzie pilnować tych niezłapanych. Trudno, próbujemy - maluszki do kontenerka, kontenerek przy klatce. Czekamy.


Czekamy.
A może spróbować wejść na to drugie podwórze? Udało się, ktoś zapomniał zamknąć furtkę, przekładamy klatkę nad płotem, czarne małe pryska spod kwiatów, chowa się pod samochody - i po chwili zagląda da klatki. Niestety tylko zagląda..


A mała tri biegnie - biegnie - biegnie przez podwórko, na chwilę zatrzymuje się przy klatkach - i znika w komórce…
Czekamy…
Czekamy…
W końcu rodzeństwo wychodzi, zaczyna interesować się zawartością łapek, bada je starannie, nam serca walą, szumi w uszach, ciśnienie rośnie (przynajmniej mnie, źle znoszę takie emocje), nie patrzę, by sobie ich oszczędzić, słucham - jest, delikatne trzaśniecie zamykającej się klatki!!


Gołąb…..


Wzrost ciśnienia padł mi na mózg, pod moja presją podjęte zostały działania siłowe - wejście do komórki w celu wyłapania kociaków rękami.


Trochę rys na skórze, dziur w odzieży, kolekcja pajęczyn, dwa kociaki w  kontenerze, jeden nieosiągalny - cud, że w tym rumowisku dwa udało się znaleźć. I ciałko podrostka….
A potem już tylko poszukiwania dt dla maluszków - niestety bezskutecznie, sezon kociakowy w pełni…. Więc do lecznicy, które zgodziła się je za umiarkowaną opłata kilka dni przetrzymać - bardzo dziękujemy. Fachowy przegląd, konieczne zabiegu medyczne, trochę fotek - więcej będzie w ogłoszeniach.
Pierwsza parka - dublecik, łaciatek i buraska, jasny i tri wygrzebane z komórki


A potem do domu - sobotnie porządki.
W niedziele rano pojechałam sama - postawiłam klatki..
Była burasia, była czarna, przemknął dymny,. Małego czarnego nie widziałam.


I były gołębie. Po siódmym złapanym zabrałam klatki i udałam się do sklepu, potem do dt z maluszkami po kotce zmarłej na pp, potem do rudego Barneya i jego bardzo chorego pana - też kiedyś pewnie napiszę - a potem do pracy.

[url=https://n
I w końcu zaczęłam trochę myśleć - w rezultacie przemyśleń odgrzebałam nr starszej pani, o której wiem, że karmi w okolicy późnym wieczorem. Umówiłyśmy się, spotkałyśmy. W naiwności swojej ustawiłam klatki we wskazanym przez starszą panią miejscu - zgodnie z informacją, że tam karmi, mimo że miałam wrażenie, że czekają na nią niezupełnie tam. Starsza pani odjechała, a kotów nie było. Poszłam połazić - znalazłam miseczki z jedzeniem… Przestawiłam klatki - złapał się burasia. Znów poszłam połazić - i znalazłam świeżo wysypaną suchą karmę… Z rezygnacją zwinęłam majdan - tylko jeden kot….
A jeszcze jakieś łaciate krówkowate się kręciło.. .
Na szczęście wiem, kto tę sucha daje - pani, z która dawno temu łapałam koty przy Światowidzie. I to krówkowate pewnie stamtąd - wysterylizowane. Pani dziś suchego nie da, Monika postara się dopilnować, by na podwórku nie nakarmiono. A ja pojadę tak, by spotkać karmicielkę - zanim ukradkiem nakarmi koty. I posiedzę trochę. Trzymajcie kciuki - do złapania czarna ciężarna, dymny i czarny malec.
A jeśli chcecie pomóc kotom pod naszą opieką - to bardzo proszę, ciągle potrzebne szczepienia, odrobaczenia, ciągle któreś choruje - w końcu sporo ich mamy pod opieką - konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz