To
kolejny tekst, w którym Magda i Wiola opisują swoje akcje - jest
tych akcji dużo więcej, dziewczyny czasu na pisanie nie mają.
Cieszę się, że znalazły chwilkę na tę opowieść.
Pingwinka
-
to potoczna nazwa kociego umaszczenia - czarny kot w białych
skarpetach i z białym krawatem, może być też z białym
brzuszkiem.
Taka
właśnie dzika kotka pingwinka od 5 lat zamieszkuje teren odebranych
ludziom działek, teren pomiędzy placem budowy a nowo zbudowanym
blokiem.
Teren niegdyś malowniczy pełen życia, dziś - dziki,
umarły z rozwalającymi się, rozgrabionymi i zdewastowanymi
altankami. Grasują tu ludzie - także ci nie lubiący kotów - i
lisy.. Okolica nieciekawa, szczególnie wieczorem. Byłyśmy tam już
w kwietniu 2018, próbowałyśmy złapać tę pingwinkę.
Niestety było zbyt dużo innych kotów, które przeszkadzały.
Większość to jej dzieci z poprzednich lat, na szczęście już
wykastrowane przez osoby prywatne, karmicieli lub fundacje.
Pomogłyśmy wtedy kocurowi z oskalpowaną głową, którego po
kastracji i leczeniu wypuściłyśmy z powrotem, bo dziki.
2019.01.04,
piątek - dostajemy cynk, że na tym terenie jest mała szylkretka
- umaszczenie czarno-rude - ok.5-6-tygodniowa. Karmicielka
twierdzi, że kociątko podrzucone, czyli domowe - zdecydowanie
trzeba je zabrać. Dostajemy zdjęcia kociaka - na szylkretkę nie
wygląda, raczej burasek, ale zimno, maluch… No nic, pojedziemy,
zabierzemy, dla jednego tymczas mamy.
2019.01.05,
sobota - przy bramie witają nas dwa burasy, dają się głaskać.
Są piękne, miot z wiosny, mają ok.7 miesięcy, dzieci pingwinki.
Karmicielka opowiada, że miały pingwinkowe rodzeństwo, siostrę i
brata. Kocica wyprowadziła je w inne miejsce (znamy to miejsce),
jedna siostra z podejrzeniem lamblii pod koniec grudnia umarła
w lecznicy na panleukopenię”???
Burasy
są w dobrej kondycji. Patrzymy, przychodzi maluch ze zdjęcia, a za
nim… nieuchwytna pingwinka! Czyli maleństwo jest dzieckiem
pingwinki, zatem gdzieś jest reszta miotu ….. ile ich? Póki co
nie wiemy, karmicielka też nie wie. Maluch podszedł do jedzonka,
nieświadomy niczego, ośmielony starszym rodzeństwem pozwolił się
dotknąć i złapać za kark, krzyczy, popłoch - ale mamy go,
ląduje w transporterze.
Nastawiamy
gigantyczną klatkę-łapkę od Ani H, mamy nadzieję, że złapie
się matka albo inne kociaki …. niestety krzyk zabranego malca
wystraszył matkę, nie pokazała się już. Ale łapie się
7-miesięczny buras. No to mamy malucha i burasa ze starszego miotu.
Teraz do lecznicy - duży to kocur, więc kastracja, mały też
kocurek, oba koty do odpchlenia i odrobaczenie, w uszach mega
świerzb, czyli trzeba leczyć. Maluch jedzie do domu tymczasowego do
KASI - DZIĘKUJEMY!
2019.01.06,
niedziela - zimno bardzo. Klatki łapki nastawione już od godziny
16. Niestety nic się nie złapało. Inne wykastrowane koty
przychodziły na jedzenie. Ale nie ma tego złego, nie marzłyśmy
całkiem bez pożytku - widziałyśmy kolejnego kociaka.
Postanawiamy łapankę przełożyć na kolejny dzień.
2019.01.07,
poniedziałek - ponownie klatki łapki nastawione już od 16 (Wiola
wyszła wcześniej z pracy) i czekamy… Przychodzi matka i trzy
kociaki! Jeden się łapie, dwa przerażone uciekają wraz z matką…
Czyżby koniec łapanki? Kociak przełożony do transportera, nie
poddajemy się i próbujemy dalej. Łapie się drugie bure większe,
7-miesięczne. Jedziemy do lecznicy - kotka zostaje na
sterylizacji, mały to kocurek, Oboje - odpchlenie, odrobaczenie i
świerzb. Kociak trafia do Magdy. Brakuje już tymczasów - co
robić dalej? Tam jeszcze dwa małe kociaki…
2019.01.08
- 09, wtorek i środa - dajemy kotom przerwę, niech zapomną
o klatkach. A my trochę o przemarznięciach.
2019.01.10,
czwartek - przyjeżdżamy o 16 - wzdłuż drogi, zaraz przy
działkach wykopane rowy, jakaś wymiana rur, straszne błoto i
zamieszanie. Klatka łapka nastawiona, ale nie zjawiają się żadne
koty… czekamy… do tego od początku pech, samochód nam się
zarył w błocie, nie dało rady wyjechać… Zrozpaczone, zmarznięte
nie wiemy co robić, czekamy na pomoc drogową w postaci rodziców
Wioli (w kocie sprawy już zaangażowana cała rodzina). W
międzyczasie w ciemnościach jakiś pingwin podchodzi do nas, do
samochodu, bardzo ciekawski… myślałyśmy, że to mamusia
pingwinka, może taka głodna, że przyszła, no dobra, może się
złapie. To coś weszło do klatki, świecimy, patrzymy, a to dymny,
piękny pingwin, młodziak - zabieramy. Udało się samochód
wyrwać z błota, jedziemy do lecznicy z pingwinem. Jest cudny, dymny
w białych skarpetkach, z pręgowanym ogonem. Zostawiamy na
kastrację, oczywiście odpchlenie i odrobaczenie. Czyścioch - nie
ma świerzbowca w uszach, Jest bardzo miły. Zrobiłyśmy małe
dochodzenie - jest z miotu 7-miesięcznych, jeden z tych, które
matka pingwinka wyprowadziła - zaopiekowała się nimi starsza
karmicielka, siostrze znalazła dom, a brat to on.
2019.01.11,
piątek - rodzeństwo - parkę burasków i dymnego pingwinka
musimy odebrać z lecznicy. Kociaki są bardzo miłe, na dworze taki
mróz - jesteśmy niesamowicie szczęśliwe, że udało się
znaleźć dwa domy tymczasowe, jeden dla burasów i jeden dla
pingwinka. Rozwozimy koty do tych domów. BARDZO DZIĘKUJEMY!
2019.01.12,
sobota - straszne mrozy. Kocica pingwinka nie przychodzi do
jedzenia… Nie widujemy jej ani kociaków…. czyżby lis? Chodzimy
po działkach, szukamy kotów, miejsca, gdzie się chowają, gdzie
śpią… Altanki porozwalane, strach wejść do środka, dachy walą
się głowę. Ostrożnie przeszukujemy każdy domek po kolei. Za
czwartym domkiem nagle widzimy pingwinkę, wybiegła z dziury w
ziemi, z dziury przykrytej blachą. To działka pana,który jest
zdziwiony naszym wtargnięciem, a my jego obecnością.
Pan nie lubi (delikatnie mówiąc) kotów… Opowiada, jak latami je
tępił i grozi, że będzie robić to nadal, bo kiedyś hodował
gołębie… Wycofujemy się, kontynuujemy poszukiwania, brniemy w
śniegu, strasznie zimno, już nóg nie czujemy. Podejrzewamy, że
jednak pierwszy domek jest skrytką dla pingwinki i jej kociaków,
ślady na śniegu pokazują wąską ścieżkę od miejsca karmienia
do domku, a raczej pod domek. Czyli są ukryte w podkopie, do którego
nie jesteśmy w stanie się dostać. Tam postanawiamy w następne dni
stawiać klatkę łapkę.
2019.01.13,
niedziela - stawiamy klatkę łapkę w wytypowanym miejscu, przy
ścianie domku, na trasie ścieżki z dziury pod domkiem do stołówki.
Czekamy. Po godzinie - bingo! Łapie się trzeci kociak, ląduje u
Magdy… tak bardzo brakuje nam domów tymczasowych…
2019.01.14,
poniedziałek - na działkach egipskie ciemności. Zimno
przeraźliwie. Nastawiamy dwie klatki obok wytypowanego domku.
Pierwszy łapie się bury ojciec kociaków. Przekładamy do
transportera i nastawiamy znów klatkę. Marzniemy, przytupujemy,
czekamy z godzinkę i łapie się bury kociak, ostatni maluch!
Przegląd weterynaryjny, okazuje się, że to dziewczynka, dalej
standardowo - odpchlenie, odrobaczenie, czyszczenie uszu bo
świerzb, lek na świerzb, a potem malutka ląduje u Magdy.
Bury ojciec jedzie na kastrację.
Niby
cała akcja zbliża się do końca. Niby. Ale nie złapałyśmy
kocicy matki - czyli pingwinki. Jeśli jej nie mamy to cała praca
i marznięcie za moment pójdzie na marne - bo znów będą
kociaki… Jest 21sza, noc, normalni ludzie szykują się do snu.
Mamy dylemat - jeśli teraz nie spróbujemy złapać tej kotki to
pewnie już nigdy, a przynajmniej nie przed kolejnym
miotem. Ostania szansa. Burza mózgów - plan - wsadzamy malucha
do transportera, łapiemy na niego matkę. Jest strasznie zimno,
ciemno, musimy się zorganizować. Malec nie może zamarznąć! Więc
termofory, polarowy kocyk, transporter owinięty streczem i swetrem,
żeby nie wiało i ciepło nie uciekało. Wybieramy kociaka, który
najgłośniej miauczy - chłopiec. Nastawiamy klatkę łapkę i
transporter na jej przedłużeniu, całość okrywamy kocem, jeszcze
głośno miauczymy tak po kociakowemu, żeby maluch zaczął
nawoływać i chowamy się do samochodu, że niby odjeżdżamy.
Czekamy… Jesteśmy w ogromnym stresie, żeby mały nie zmarzł.
Latem - co innego, ale teraz jest tak strasznie zimno. Ale nie mamy
wyjścia, to jedyny sposób, pingwinka w styczniu urodzi kolejne,
pewnie zamarzną - dramat. Czekamy, nasłuchujemy z daleka niewiele
słychać, tylko wiatr szaleje. Nerwy i niepokój
wygrywają - poddajemy się, idziemy zrezygnowane po kociaka i
sprzęt. Wszędzie cisza i ciemność. Podchodzimy z latarkami do
klatki - widzimy parę świecących oczu! Niewiarygodne! Udało
się! Nieuchwytna pingwinka w klatce!!!
2019.01.15,
wtorek - kotka pingwinka zawieziona została na kastrację cięciem
bocznym, by szybko można było ją wypuścić i by się nie
rozhartowała. Pingwinka jest bardzo-bardzo dzika, nie daje się
dotknąć, prycha i gryzie. Po zabiegu wróci na swoje miejsce
bytowania.
2019.01.16,
środa - odbieramy burego tatusia-kocura z lecznicy. Okazuje się,
że tatuś nawiązuje kontakt z człowiekiem, miauczy, prosi o
głaskanie…. Bardzo łagodny 6letni kot, jest zasmarkany, nie mamy
sumienia go wypuszczać. Tylko co dalej??? Dostaje długodziałający
antybiotyk i szukamy dla niego domu tymczasowego. Póki co siedzi w
lecznicy w klatce…
Wiadomość
z ostatniej chwili - jest dom tymczasowy - dziękujemy,
P.Barbaro!
W
tej akcji zostały złapane:
- 4 kocięta 2m-czne - 3 kocurki i kotka - urodzone w listopadzie 2018 - odpchlenie, odrobaczenie, leczenie świerzbowca usznego, są w domu tymczasowym, oswajamy, szukamy domów stałych,
- 3 podrostki 7mczne - 2 kocurki i kotka - czyli urodzone wiosną 2018 - odpchlenie, odrobaczenie, świerzb, kastracja i sterylizacja, domy tymczasowe bo łagodne i rokują, będziemy szukać domów stałych,
- dorosły kocur - odpchlenie, odrobaczenie, świerzb, kastracja, antybiotyk długodziałający convenia, szukamy domu tymczasowego bo bardzo łagodny i proludzki,
- pingwinka-matka - odpchlenie, odrobaczenie, coś na świerzbowca usznego, sterylizacja i wypuszczamy, bo dzika bardzo !!!!!!!
Tyle
od Magdy i Wioli, teraz ja - zapewne niespecjalnie cieszy „nabycie”
ośmiu kotów, którym trzeba było znaleźć domy tymczasowe, a
teraz domy stałe. Ale złapanie sterylizacja pingwinki-matki - to
wyczyn! I bardzo wymierny rezultat - nie będzie kolejnych nikomu
niepotrzebnych kociaków na działkach, lekko licząc co najmniej
ośmiu w 2019. A kotka - bez obciążenia ciążami, porodami,
karmieniem - będzie zdrowsza i szczęśliwsza, i pewnie dłużej
pożyje. Będzie też łatwiej starszej pani - karmicielce -
karmić jedną kotkę zamiast rosnącej gromady.
Dziewczyny
nie napisały - ale za wszystkie ww zabiegi trzeba zapłacić,
pomoc miejska skończyła się w grudniu. Zbiera na to środki Ania H
- na FB - ale gdyby ktoś chciał wesprzeć tę akcję - to jak
zwykle - bardzo poproszę -
konto
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Fundacja
For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4
dopisek
do wpłat - sposób na pingwinkę.
I
o domy stałe dla tych kotów poproszę!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz