Takiego „świętego spokoju” wrogowi nie życzę. Nie pisałam szerzej od końca sierpnia, co absolutnie nie znaczy, że nic nie robiłam. Tylko ile razy można opisywać łapanki? Siedzenie godzinami przy klatce, wysłuchiwanie „pani, nie złapią się” od karmicielki? Słuchać już tego nie można, więc po co pisać?
Więc trochę z kronikarskiego obowiązku - zdjęć raczej nie będzie.
2025.09.05-07 - Konstantynów, zbieraczka, 40 kotów. O pomoc poprosił mnie znany kociarzom Dawid, zabrał stamtąd 16 kociąt, wszystkie chore, my z Grażynką złapałyśmy 19 kotów. Szybko szło, szłoby szybciej, gdyby karmicielka współpracowała, a nie wypuszczała złapane z klatek. Trzeba było siedzieć na podwórku - a biorąc po uwagę, że w domu nie ma wody, kanalizacji, gazu, prądu ani porządku - trochę ciężkie to było.
2025.09.07 - Lipowa, miał być złapany kocur ganiający dwie lokalne kotki, złapało się szylkreciątko i szylkretka. Maleństwo pojechało do dt, któremu bardzo, bardzo dziękuję, szylkretka czeka u mnie na dom.
2025.09.21 - Dostawcza, kotka + cztery kociaki. Dt dla nich jest. Pojechałam mocno wkurzona, bo drugi koniec miasta, a naprawdę nie uważam, bym była jedyna z prawie milionowym mieście. Poza tym maja klatki, a tak naprawdę to klatki łapią, a nie człowiek. Kociaki złapały się parami, kotka zaraz po nich. Ewidentnie domowe podrzucone.
2025.09.24-25 - Modra Wrześnieńska - rozmnażalnia, gdzie kiedyś Natalia musiała wezwać policję. Główna karmicielka miała koty połapać i posterylizować, miała klatkę jakiś czas - i teraz jest tam naście kotów. W listopadzie 2024 pojechałam tam ratować chorego kota - kot tydzień nie jadł, nie pił, nie wychodził z budki. Teraz prośba o pomoc przyszła z innej strony - pojechałam, udało mi się złapać chyba ze 6 kotów, osoba prosząca o pomoc zgarnęła cztery chore maluszki, złapała też kilka do sterylki. Potem karmicielki nas zauważyły - znów awantura, policja, ugoda - że jednak łapimy. Ale panie wcześniej tak się nakręciły pozostałe, że nawet ta główna nie mogła już ich opanować - mimo jej próśb karmiły koty i to nawet nie ukradkiem. Odpadłam.
2025.09.27 - zawieźć klatki do pewnej firmy, przenosi się, chce koty zabrać ze sobą.
2025.10.06-10 - znów Konstantynów, trochę domki, trochę działki. Zaprowadziła mnie tam pewna osoba, która wcześniej próbowała drogą oficjalną, nie dało rady. Widziałam 10 kotów, sąsiedzi mówili o 11tu, pierwszego dnia złapało się 6, potem klatki stały, w dwie kolejne noce weszły jeszcze dwa, a potem już nic. Próbuję tam zadziałać inną drogą.
Na dziś - dziewczyna, której w kwietniu pomogłam złapać oswojonego kotka - został u niej - wypatrzyła przy bloku kolejne. Podkarmia je, w piątek 2025.10.10 złapał się jeden, zabrałam, bo ona do pracy, więc ja z kotem do lecznicy, właśnie zadzwoniła - 2025.10.15 godz.19 - że jest kolejny, jedzie do lecznicy.
Wczoraj - 2025.10.14 - czyste szaleństwo. Rano tego burasa odebrać, trza go było przyśpić, czyli do wypuszczenia wieczorem, pojeździł sobie ze mną. Najpierw na Lipową zawieźć klatkę, bo chora kotka. Potem pod Łódź po kapsułki FIP. Potem pod Katedrę dać kapsułki. Potem kota odwieźć i wypuścić. Potem na Lipową po złapaną kotkę. Potem do lecznicy. Potem już do domu - jakoś 23cia, przynieść z piwnicy klatkę, ustawić wypakować kota, nakarmić stado, ogarnąć kuwety i siebie i już można spać.
W międzyczasie zadzwoniła pani od kociąt z tytułowego zdjęcia - nie miałam siły ani warunków na rozmowę - ciemno, duży ruch, ledwo żywa, umówiłyśmy się na rozmowę na dziś rano.
Napisałam apel na FB - odezwała się dobrze mi znana i pomocna pani z Katowic.
Pani zauważyła kocięta w piątek. Ustaliłyśmy, że łapiemy jutro w południe. A zaraz potem rozdygotana pani zadzwoniła, że zabrała dwa kociaki, trzeci nie żyje, dwa kolejne pewnie też nie, bo ich nigdzie nie ma. Zawiozła do niezawodnej Sowy - wychudzone, temperatura niemierzalna, same nie jedzą, wg lekarzy bez matki trudno będzie im przeżyć.
No to jadę na te działki łapać matkę, pani pilotuje mnie telefonicznie. W połowie drogi przez działki słyszę pisk - tak głośny, ze pani przez telefon też słyszy. Włażę na czyjąś działkę w jakieś chaszcze - mam! Wsadzam do wewnętrznej kieszeni, ucisza się, gdzieś słyszę kolejny pisk - dość daleko. Ale nie milknie, daje się znaleźć.
Popatrzcie - A to działka, gdzie pani zauważyła kocięta, B - miejsce znalezienia pierwszego, C - tu był drugi.
Uff. Czyli umarł tylko jeden, resztę mamy. Pomaga mi jakiś pan, bo kociaki w rękach, a klatkę trzeba nastawić. Pan mówi, że w sobotę zgarnął czarnego, płakał mu na działce.
Nie mam kontenerka, wiem, powinnam wozić w samochodzie, Wy wozicie, prawda? Kociaki por kurtkę, przełażą mi na kark, na plecy. Spróbujcie jechać z kociakami między plecami a oparciem. W lecznicy pomagają je wyciągać, ale to inny miot - 2x większe od pierwszej dwójki… Jakieś 1,5-2tygodnie różnicy. Czyli na działkach były dwa mioty? Co z resztą? Jak przeszukać obszar ca 600*300m2?
Klatka na kotkę postawiona, jadę wieczorem sprawdzić, może jakiś miauk usłyszę… Wysyłam zdjęcia do pani, konsultujemy - i jej, i moje zdjęcia takie sobie, trudno porównać. Kociaki wszystkie bure. Ale pani kojarzy jednego kociaka nieco bardziej brązowego, to ten większy z punktu C. I to, że trzy były chudziutkie. I że był jeden czarny, podobno na zdjęciu łebek widać. Myślę, że na zdjęciu to raczej to brązowawe, ale rachunek generalnie się zgadza. Oby tak było naprawdę.
Te mniejsze kociaki mają stojące uszka - mogą być w wieku większych, trzytygodniowe mają uszka z boku główki. Oby, oby.
Kociaki pojechały do Dorotki - same jeszcze nie bardzo jedzą, a trzeba je podtuczyć, zwłaszcza te dwa pierwsze. Dorotka jak zwykle niezawodna - bardzo dziękuję. Ja przez stado starych schorowanych kotów nie mogę brać maluszków…
Czyli teraz co?
Ano potrzebujemy dużo ciepłych myśli dla tych malców, kciuków za złapanie matki, by więcej takich przypadków nie było, no i trochę pieniędzy - na razie mleczko i dobra karma, za chwilę odrobaczanie.
Czyli jak zwykle - bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz