Admiralska.
Takie coś zobaczyłam 2019.10.19 z informacją, że chory i lecący
przez ręce maluszek zabrany do weta - w reklamówce, taki był
słaby, Co z nim dalej, nie wiem, (edit - już wiem, to koteczka,
jest ciut lepiej), ale Admiralska blisko mnie, znalazłam miejsce ze
zdjęcia, znalazłam koty, spotkałam karmiciela, umówiłam się, że
w wolnej chwili itp.
Pojechałam tam wczoraj - 2019.10.23 -
sondażowo, praktycznie bez sprzętu - z jedną łapką, reszta
pracuje w świecie, pięć kontenerów. Starszy pan zgodnie z umową
kotów nie nakarmił. Byłam tam o 17tej. Pierwszego kota złapałam
do kontenera, reszta trochę wystraszona już nie dała się nabrać.
Ale łup i tak okazały - odjeżdżałam o 17.30 z sześcioma,
pojemników mi zabrakło. Dwa bure kocury, pingwin, trikolorka, jedno
bure z białymi łapkami - chyba kotka, jedno bure z białym
kołnierzem - raczej kocur. Trafiły z biegu jeszcze na talony
miejskie - do Amicusa przy Łagiewnickiej i do Futrzaka przy
Woronicza - alfabetycznie wymieniam - i obu lecznicom baaardzo
dziękuję za zrozumienie, współpracę i elastyczność.
Została
druga tri - bardzo ostrożna, czarne, nieokreślona ilość
burobiałych nierozróżnialnych przez karmiciela - w tym matka
dwóch maluszków. Podobnych widziałam trzy, może cztery - nie
jestem w stanie ich rozróżnić. No i te maluszki. Czeka mnie w
najbliższych dniach ciąg dalszy - na pewno tak łatwo nie
pójdzie, koty już znają klatki łapki, będą ostrożniejsze…
Ciekawostka,
a właściwie normalka - poprosiłam karmiciela, by pogadał
z sąsiadami - może ktoś ma niewycięte koty, może ktoś
dokarmia - wytnie się. Zero zainteresowania zabiegami, nikt do
posiadania kotów się nie przyznaje, za to sąsiedzi szczególnie
sąsiad-gołębiarz chcą, by koty nie wracały. Czekam na realną
propozycje, co mam z nimi zrobić - pewnie się nie doczekam.
2019.10.24
- znów po pracy, tym razem klatki trzy. Dwie moje ulubione do
pracy, trzecia - nie lubię jej - na razie w bagażniku, wyjmę
zależnie od potrzeby. Oblazłam posesje w poszukiwaniu maluszków -
o tym dalej, podrapały mnie gałęzie, poparzyły pokrzywy -
bosko. Kotów brak, może się pojawią licząc na posiłek.
Ustawiłam
klatki, koty chyba zaczęły wyścig?
Bure
z kołnierzem przyszło o 16.35, klatkę zamknęło o 16.38.
Ostrożna
tri - przyszła o 16.37, zastanawiała się długo - do 17.27.
O
17.08 kolejne bure z kołnierzem siedziało w klatce, w międzyczasie
konferowałam z miłą i bardzo rozsądną 11latką próbując
nakłonić do współpracy czarnego - bez skutku. Dziewczynka go
czasem głaszcze, na ręce brać nie próbowała.
Do
samochodu wsiadło kolejne bure z kołnierzem i bez protestu dało
się zapakować do kontenerka - zdjęcia brak.
Czwóreczka
pojechała na Retkinię do Max-Wetu - a ja po drodze do Futrzaka
odebrać tymczaskę tri, wracając z Max-Wetu - do Sowy po kociaka
powypadkowego, o nim będzie kolejny tekst. Potem sprawdzić klatki
- może jednak czarny? Nic z tego, bury. Przekładam do kontenerka,
zatrzymał się samochód - chciałam warknąć, normalnie koty
nikogo nie interesują, zacznij łapać - tłum gapiów. Na
szczęście nie zdążyłam - to dziewczyna, która zabrała
choruszka i zgłosiła problem. Przejeżdża rzadko,
ostatnio przy maluszku, teraz trafiła na mnie. Tylko ślepy traf?
Nie rozmawiałyśmy długo, bo musiałam zdążyć przed 21szą do
lecznicy Na Złotnie. Obu lecznicom jestem bardzo wdzięczna.
Dla
spokoju ducha zajrzałam tam jeszcze w porze duchów - nic. Za to
świtem - jeż (wypuściłam) i jajcarz rudy - Futrzak Woronicza.
Więc
sześć - tri, trzy bure z białym, bure, rudy. Pierwszego dnia też
sześć. Czarny lata - może ostatni do złapania w tym miejscu? No
i maluszki….
2019.10.25
- odbieram dwa byłe kocurki z Woronicza i jednego z Amicusa.
Klatka stoi - czarny mi się marzy…. Druga w końcu działki
ciągle czeka na te maluchy-widma. Kocurki odebrałam, w towarzystwie
pana i pani wypuściłam, dowiedziałam się, że koleżanka pani
bardzo chciała wziąć te maluszki z matką, stąd wcześniejsze
nalegania. Państwo nie potrafią opisać maluszków, widzieli je z
daleka, w końcu ustaliliśmy, że to najprawdopodobniej te
podrostki, które właśnie przywiozłam. Klatki jednak zostawiłam,
może jednak coś się złapanie.
O
maluchach - starszy pan powiedział, że są dwa urodzone
ok.3 tygodnie temu i że wie, gdzie. Ale żona chce, by zostały. Tzn
dorosłe mam zabrać, bo tak chcą sąsiedzi, małe zostawić, bo tak
chce żona. Na szczęście pan zrozumiał, że to nieco bez
sensu.2019.10.24 zaraz po przyjeździe poprosiłam o pokazanie
gniazda - spodziewając się smoczkowców. Pan pokazał ruinkę - z
trudem wlazłam przez wybite okno, dołem coś smyrgnęło. Nic nie
znalazłam - podłogi pozarywane, nawet gdyby tam było - bez
szans. Uściśliłam zeznania - pan widuje je, jak się bawią.
Czyli trzy tygodnie miały jakiś miesiąc temu… Owa rozsądna
11latka mówiła, że widuje kociaki, nosi na rękach, bawi się z
nimi - zostawiłam jej kontenerek, może złapie. Niezależnie przy
placu zabaw malców stoi klatka łapka. Pan i żona niezbyt
zadowoleni, że kociaki zostały bez matki, matką jest jedna z
burobiałych kotek, Która? Ano ta, co karmi. Nie wsadzę ręki do
klatki z dzikim kotem…. A kociaki już same jedzą… Też
wolałabym mieć najpierw kociaki, potem matkę - wyboru nie
miałam… W każdym razie nie odpuszczę łatwo - klatki tam
jeszcze postoją, co najmniej do końca weekendu.
No
i postały. W piątek wieczorem w końcu ustaliliśmy, że maluchy to
podrostki, Ale tak na wszelki wypadek klatka została.
Jak
zwykle sprawdzałam klatki około północy i świtem - ciągle
nic. Świtem w sobotę wypuściłam burego podrostka-głodomorka,
wlazł do klatki drugi raz. Czarne przestało się pokazywać. W
sobotę w południe przywiozłam rudaska, który został rozpoznany
jako okoliczny domowy - chipa nie miał, obróżki ani z adresatką
ani bez też nie miał, za to materiał do kastracji - owszem. Pani
obiecała rozpytać po okolicy o niekastrowane / niesterylizowane
koty i skierować do mnie, dla tych wyciętych i oswojonych - a
kilka takich jest - intensywnie szuka domów. Oby jak najwięcej
znalazła. Łakoma jestem, więc dałam się zaprosić na ciasto i
kawę, ale przedtem poszłam w krzaki zebrać klatki, uznawszy, że
na razie koniec łapania - nic nowego się nie pokazuje. W klatce
na kocim placu zabaw siedzą takie dwa:
Było
jeszcze białe, ale spadło z dachu, kotka zabrała, nie pojawiło
się więcej.
Kawka,
ciasto, telefon do znajomej chętnej na kociaki z matka, nie ma jej,
kotkę matkę ustali się, bo przychodzi pogłaskać się i jeść na
okno oddzwoni. Zostawiam kociaki nie ukrywam, że z ulgą i
nadzieja, że dwa mniej, bo nie mam gdzie ulokować.
Po
kilku godzinach telefon - jednak nie, znajoma wzięłaby, ale
wiosną, teraz to nie…. Podobno do mieszkania miały iść, nie np.
na działkę, więc wg mnie bez różnicy też czy wiosną, ale to wg
mnie. Więc Horacy Nelson i Lady Emma Hamilton jadą do weta po
„pakiet startowy” potwierdzony książeczkami zdrowia, a potem do
dt - niestety do czasu adopcji pozostaną na moim utrzymaniu, bo dt
dysponuje odrobiną miejsca, serca i czasu, ale z finansami krucho…
Bardzo temu dt dziękuję.
Dla
potwierdzenia pozytywnych cech FB - jakiś czas temu właśnie przez
FB pewna pani poprosiła o poradę / pomoc - koty na działkach -
jedyne, co mogłam zrobić, to pożyczyć klatkę-łapkę i dać
kilka rad - i właśnie taka wiadomość „sterylki
zakończone sukcesem. W sumie 3 kocury, 3 kocice, 5 młode. Całkiem
nieźle. Są jeszcze dwie kocice i uważaj - 9 młodych. Ale nie
dają się złapać. Kocice. Bo młode za młode. Zobaczę jaka
będzie pogoda w listopadzie i zdecyduję. Dziś przenosimy życie do
Łodzi. Z 10 kociąt dwa jadą z nami, dwa zostają, ale jeszcze może
mi się uda je capnąć , to spędza z nami zimę. Jakoś trudno mi
je zostawić, a dzisiaj przeogromnie. Reszta w swoich domkach. Mam
dużo satysfakcji.
Na koniec dziękuję za wsparcie i konkrety. I poproszę o link do klatki łapki. Coś mi się wydaje, że powinnam mieć swoją”.
Na koniec dziękuję za wsparcie i konkrety. I poproszę o link do klatki łapki. Coś mi się wydaje, że powinnam mieć swoją”.
Nie
taki zły ten FB, prawda?
Z
innej strony - 2019.09.11 dzwoniła pewna pani, że rozmnożyła
sobie na działkach koty, młode chodzą w pierwszej ciąży, starsze
w kolejnej - z UMŁ dostała mój telefon, ratunku. Często dzwonią
do mnie ludzie tak przekierowani - nie uważam tego za problem, bo
jeśli udaje się pomóc - to czemu nie. Poprosiłam Anię Hynas
o zainteresowanie się sprawą - to blisko niej. Właśnie
ponownie zadzwoniła owa pani - z wielkim płaczem podziękować mi
za Anię, wspólnie zrobiły porządek w kotach działkowych. Aniu,
ja też Ci bardzo dziękuję - nie tylko za tę akcję.
Jeszcze
jedna rzecz optymistyczna - to nie FB spowodował współpracę
międzyludzką i międzyfundacyjną, ona zawsze była, ale ją
ułatwił - bo kociarze i wolontariusze widząc potrzeby
w swojej okolicy po prostu robią to, co jest możliwe.
Dla
równowagi zdecydowanie nieoptymistycznie - miejska kasa na
sterylki kończy się, w większości lecznic już się skończyła,
lecznice które jeszcze jakieś środki mają - nie są w stanie
nadążyć za potrzebami - w końcu miesić temu cięło 11
lecznic, teraz nawet nie połowa… Koniec akcji miejskiej 10go
grudnia, początek kolejnej - kwiecień, bo mimo zapewnień UMŁ od
kilku lat wcześniej jakoś ogarnąć się nie może. Czyli przed
nami CZTERY MIESIĄCE bez miejskiej kasy na sterylki - a potrzeby
to wg rozliczenia za ten rok - 2019 - za okres kwiecień-wrzesień
- to ca 17tys miesięcznie na sterylki i kastracje, ca 12tys na
leczenie kotów wolnożyjących.
Dlatego
- jeśli fundacje proszą Was o pieniądze - nie odmawiajcie,
naprawdę taniej TERAZ złapać i zapłacić za sterylkę jednej
kotki niż czekać na talony miejskie, łapać i płacić za kotkę i
jej potomstwo. Poza tym to nie pracownicy miasta łapią - łapiecie
Wy i wolontariusze, rezygnując z wolnego czasu. A kasa na sterylki z
Waszych wpłat na fundacyjne konta, i z tzw kasy miasta - cały
czas nasza, bo z naszych podatków.
Czyli
- oszczędzamy pomagając finansowo fundacjom. Oszczędzamy, bo te
pieniądze idą w całości na koty, w małych prozwierzęcych
łódzkich fundacjach nie ma urzędników pobierających pensje.
Więc
- np. takie konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For
Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 dopisek
do wpłat - łódzkie koty.
Zachęcam
też do wpłat na inne znane Wam i sprawdzone fundacje - jeśli
wiecie, że Wasze pieniądze będą dobrze wykorzystane - każda
złotówka jest ważna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz