czwartek, 25 marca 2021

„Goście, goście” czyli koty na wygnaniu

 

opowiedziała Kasia
Zdarzyło się w moim życiu tak, że musiałam się
przeprowadzić. Przeprowadzka nie byle jaka, z domu z wszelkimi kocimi udogodnieniami do mieszkania na 10 piętrze z nie osiatkowanym balkonem. Misja zgoła samobójcza. Szczególnie kiedy ma się na stanie czterech kocich terrorystów.

Nie jest jednak tak źle - jeśli ma się na podorędziu taką Ninkę.

Ciocia Nina zgodziła się na poważny uszczerbek na zdrowiu psychicznym swoim i  swoich kotów - i na czas najgorętszy przygarnęła moje koty-sroty. Na ponad tydzień, na czas prac remontowo-samobójczych, czytaj montowania siatki. Samodzielnego. Na 10 piętrze. Z lękiem wysokości w pakiecie.

No ale nie mówimy tu o moich samobójczo-masochistycznych zapędach, nie o tym historia.

Znacie ten tekst jak zaaplikować kotu tabletkę? Nie? Polecam, tu fragment: „Złap kota i otocz go lewym ramieniem tak, jak się trzyma niemowlę. Umieść palec wskazujący i kciuk prawej ręki po obu stronach pyska i naciśnij lekko trzymając tabletkę w pozostałych palcach prawej ręki. Gdy kot otworzy pysk wpuść tabletkę, pozwól kotu zamknąć pysk i przełknąć. Podnieś tabletkę z podłogi i wyciągnij kota spod tapczanu. Ponownie otocz kota lewym ramieniem i powtórz cały proces jeszcze raz. […]”

A wiecie, jak spakować w kontenerki kocich terrorystów?

Zacznijmy więc od początku. Musiałam terrorystów spakować. Problem jest w tym, że jako wyrodna kocia matka mam 3 transportery a 4 koty. Na szczęście mam w sumie 3.5 kota bo Fox to jeszcze kocie dziecko.

Wsadziłam Bajzelka, rzecz jasna po tym jak go wyciągnęłam zza kanapy - 1 z 4.

Wsadziłam Portka, nie obyło się bez rozlewu krwi i wrzasków. Wrzasków nas obojga, krew lała się tylko ze mnie - 2 z 4.

Do dużego transportera wsadziłam Lucjana z Foxem. Z nadzieją że to już 4 z 4.

Moje kocie i psie dzieci mnie jednak mnie nie zawiodły. Warto tutaj wtrącić, że w domu, w którym mieszkałam są dwa psy - mieszkają na parterze. Koty rezydują na piętrze. Dwa duże psy - bermiś i żebrador. Psy z kotami lubią się średnio, czyli wszystko musi się więc odbyć wedle określonych procedur. Zapakuj koty, zamknij psy, wynieś koty, wypuść psy.

Zanim zeszłam z debilami ze schodów transporter 2w1 zaczął buczeć, syczeć i  skakać. Cudownie… Nie żeby się Fox z Lucjanem nie lubili. Po prostu młody gnojek walczy o pozycję w stadzie. I to był mój błąd - zapakowanie ich razem. W  przedsionku musiało nastąpić przegrupowanie. Wypuść Foxa i Lucjana. Koty na suficie, kto tego nie zna? Wypuść Bajzelka. Zapakować Bajzelka do dużego transportera. Złap Lucjana, zapakuj do osobnego. Złap Lucjana… Do Bajzelka dorzuć Foxa. Szybko, bo to małe i zwinne. Uff…

W samochodzie oczywiście pieśni kociego ludu na 3 głosy, o dziwo Fox siedział cicho. Niemniej ktoś z słyszący owe pienia pomyślałby, że chcę koty co najmniej oskórować. Dojechaliśmy. Targamy z Niną te 4 kocie nieszczęścia i kocią wałówkę.

Kolejne wyjaśnienie. Koty u Niny (konkretnie Lucjan z Portkiem i Foxem) nie były pierwszy raz. Lucjan jak to Lucjan, pan na włościach, wszędzie jak u siebie. Wyskoczył z  transportera i poleciał do reszty ferajny. Portek pobiegł na półki w kuchni bo to urodzony obserwator. Byle wyżej! Fox poleciał jak strzała schować się za szafkami. Bajzelek, moje kochane kocie dziecko, anioł nie kot co to się własnego cienia boi został w transporterze. Nina jako kocia matka z dużym stadem i doświadczeniem zostawiła koty w spokoju, pożegnałyśmy się, i pojechałam na podbój balkonu.



Zanim przejdziemy do opisu tego co działo się u Niny musimy przedstawić pokrótce charakterystykę moich kotów. Czterej jeźdźcy apokalipsy. Zacznijmy od najstarszego. Lucjan, lucyfer, Lucuś. Możecie o nim poczytać w starszych opowiadaniach o Czorcie. Czarny H U J tj. „Historyczny Upadek Japonii” (wg Wikipedii rozwinięcie błędnego ortograficznie zapisu wulgarnego określenia męskiego członka, będącego drugą, alternatywną nazwą dla gry Pan). Kot o talentach wszelakich. Począwszy od budzenia w środku nocy dźwiękiem jak z więzienia (walenie łyżkami w kraty, w tym wypadku miska o podłogę) o czym później, skończywszy na 50 dniowej sesji treningowej dla matki czyli nieplanowana ucieczka. Mimo wszystko kot z wielkim sercem i mój pierworodny.



Następny w kolejce jest Port. Portuś, Porciuszek, najczęściej jednak Blondyna ze względu na swoje białe futro. Kot tak samo piękny jak i głupi. W teorii angora turecka z  niebieskimi oczami, w praktyce dachowiec bez papierów wyszarpany z pseudo. Wiecznie głodny, omdlewający. Do tego gaduła, ale to już po matce.



Bajzel. Bajzelku bum bum. Kot, który ma dwa serca. Jedno żeby żyć, drugie dla człowieka. Kociak oczywiście z fundacji znany pod imieniem Dunek. Bał się własnego cienia. Kiedy zaufał oddal się cały i jego znakiem rozpoznawczym jest strzelanie baranków.



Na koniec wisienka. Fox. Foxiu, Foxtrot. Przyjechał jako lykoi karpati teraz jest czarny. Mały koci wilk. Prychania nie było końca. Oswoiłam. W mniej niż 24h. Nie pytajcie jak bo to żenujące. Mały cwaniak który walczy o pozycję na dzielni. Jako że ja go oswoiłam to jest strasznym maminym cyckiem i obcych się boi. Terroryzuje resztę od czasu do czasu i kolejny gaduła po matce…


No i zostawiłam dzieci... A bardziej Ninę z łącznie 10 kotami. Nie jestem w stanie streścić dzień po dniu co się działo, aczkolwiek jest kilka faktów godnych opisania. Lucyfer po tym jak już wyskoczył z transportera zaczął syczeć i warczeć na wszystkich. Łącznie z Niną. No kuźwa pan na włościach. I jeszcze warczy na rękę która go karmi. W sumie standard. Niemniej po 2 dniach mu się przypomniało że to jednak kumple są.

- Ej chłopaki, no!

- phyyyyyyyyyyy! (chóralne)

No i co? I figa. Reszta towarzystwa warczy na niego. No i tak się bawili. A jak się bawili!

Lucjan z Romkiem (nie muszę przedstawiać, panowie po jednych pieniądzach). Gonitwy. Gonitwa życia. Lodówka, półka, półka, okap, lodówka i blat. Obydwaj. Każdy po 6 kilo. Czy już powinnam brać kredyt na remont kuchni Niny? Romek z Luckiem, miłość słodko-gorzka. To że futro latało to mało. W Ninie odezwał się matczyny instynkt.

- Kaśka! Bo oni się tłuką!

- A krew się leje?

- No nie…

- Wyluzuj.

- Ale oni się biją! Futro lata!



Ale był też rozejm! Jak bracia, ramię w ramię Ninę w drzwiach witali! Po czym lecieli się tłuc dalej…. Lucjan okazało się również że ma takie samo zamiłowanie do balkonu jak Romek. Dźwięk klamki - Lucjan z Romkiem galopem! I tak samo reagują na powrót do domu.

- Lucjan do domu!

- phyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy! - wcale nie, trzeba było użyć siły….

Poranna rutyna też ciekawa. Lucjan z Portkiem są na wynajem, jako potykacze. Chyba nie muszę nic więcej dodawać? A co do Portka. Aktorzyna jakich mało.



Można by pomyśleć że w życiu nie karmiony, biedny zagłodzony kot. Arie o poranku zupełnie w normie. Omdlewanie z głodu? Skutecznie uczy się od rezydentki Jolki. Żeby nie było ma konkurencje. Pamiętacie łyżki więzienne? Lucjan o 4 rano zbudził Ninę waląc metalową miską o podłogę… A Portek? Skutecznie omdlewając stłukł ceramiczną miseczkę. Z tą jego skutecznością jednak różnie bywa. Jak pierwszy raz chciał wskoczyć na blat to z hukiem z niego spadł. No wiadomo dużo futra przyczepność nie ta. To przecież nie jest oznaka jego pierdołowatości… I ta mina. Nikt nic nie widział? Nic się nie stało! Wszystko pod kontrolą! Tak miało być, ja tylko testowałem! Z tym żarciem też ciekawie było. Nina rzuciła surowiznę! No niestety Romek nie chciał się podzielić, łapiąc Ninę za rękę „ Oddaj! Moje!” Bajzel też odegrał znaczna role w tym przedstawieniu. Jako kot niesamowicie bojaźliwy w końcu wyszedł z cienia, czytaj z łóżka. Najpierw na łóżko potem na drapak, fotel aż w końcu zawędrował do salonu! Prawie na koniec (wierzcie to nadal nie koniec) Fox. Czarna strzała. Nina w sumie mało co go widziała. Przemykał miedzy kotami. Chyba że był Paweł. Gonitwom nie było końca.

Nie mogę zapomnieć o najważniejszym! U Niny na etacie jest bodyguard. Jolka. Wpierdziel od Jolki też jest na liście. Konkluzja sanatorium u cioci Niny była w sumie jedna.



- Lucjan dzisiaj jedziesz do domu!

- phhhhhhhhhhhhhhhh! - szybka ewakuacja


EPILOG

Po znalezieniu i zapakowaniu kotów (patrz jak zaaplikować kotu pigułkę) przyjechaliśmy w akompaniamencie kociej pieśni ludu do mieszkania. Udało mi się zabezpieczyć balkon i ogarnąć wszystkie rzeczy remontowe, w których koty nie pomagają (w jakich pomagają?), wypuściłam towarzystwo.



Lucjan pan na włościach, nic nowego. Portek w sumie też luz. Bajzel wystraszony jednak po 20 minutach „Mama!”. Fox jak wyżej. O niego w sumie się Nina bała najbardziej, u niej był rasowym dzikusem.

Jednak nie ma to jak na swoim!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz