Media
społecznościowe - chcę pokazać z tej lepszej strony.
Ogłoszenie
jw. pokazało się w piątek 2019.09.13 zobaczyłam -
skontaktowałam się z autorką, bo chciałam jakoś pomóc, może
złapie, wieczorem odbiorę…. Niezależnie zaraz miałam telefon do
Kasi z Kotyliona - że Agnieszka i Marta w przerwie pracy lecą
tam. A niedługo potem dostałam zdjęcia dwóch maluszków -
dwóch, bo tylko dwa udało się złapać rękami - chore nie
uciekały, trzeci zdrowszy miał jeszcze siły i zwiał...
Mogłam
pojechać kolejnego dnia rano - z klatkami - dostałam
fotograficzne instrukcje - kotka-matka, burasia spod samochodów,
pingwinowate z trawnika. I foty kryjówki maluszków oraz informacją,
że karmione są wcześnie rano..
Poleciałam
świtem, trochę za wcześnie, bo kotów jeszcze nie było. Niemal
włamałam się na teren pewnej instytucji - była na zdjęciach
kryjówka kociąt - niepotrzebnie, bo inie dokopałabym się do
kotów ukrytych wśród składowiska różnych elementów. Karmione
są po drugiej stronie płotu, ogólnodostępnej. Od przechodniów
dowiedziałam, się, że karmi ok.7.30 pani przychodząca z małym
chłopcem. Przyszli, chłopiec niósł kota na rękach - tego
czarnobiałego ze zdjęcia. Oswojony, wykastrowany - podrzucony
jesienią 2017. Kotka bura jest niełapalna, dr.Ania z pobliskiej
lecznicy próbowała, i nic. Więcej kotów nie ma. A maluszki? A
tak, są. Chore? No może.. A matka maluszków? A tak, taka bura
z białą buzią. Ale one się nie złapią… A mogę
spróbować? Mogę. No to próbuję.
Burasia
spod samochodów klatkę zlekceważyła. Puszka jedna, druga,
wątróbka, chrupki - nic. Namówiam panią i chłopca do
nakarmienia tylko wykastrowanego pingwinka, jak dam radę - wrócę
wieczorem, może będą bardziej chętne do współpracy. Przekonał
ich pingwinek - wszedł do klatki, zamknął. Pokazuję, że
klatka działa, chcę wypuścić kota - słyszę - to Biały
Ogonek! Nie ten noszony na rękach. Ile tych kotów? Wczoraj
widziałam trzy, wg karmicieli dwa, już wiem o czterech?
Postaliśmy
jeszcze trochę wypuszczając z klatek łapiące się gołębie -
pani miała ziarno, sypała, odlatywały na chwilę, potem znów do
klatek. Oprócz czekającej na posiłek samochodowej burasi nie
pokazał się żaden kot - uzyskałam zapewnienie, że wieczorem
pani i chłopiec nakarmią tylko pingwinka, i spotkamy się rano na
kolejnej próbie łapania. Maluszka ani śladu….
Pojechałam
na Zapolskiej, ale o tym już było. Też temat z FB. A potem do
Dobrej Pani po klatkę-łapkę nakładaną - konstrukcja własna z
niewielkiej króliczej klatki.
Niedziela
- kawał drogi, spóźniłam się nieco, pani i chłopiec czekali,
głodne koty też. Klatki nastawione, burasia samochodowa ostrożna,
ja w nerwach - klatkę nakładaną mam w rękach pierwszy raz.
Burasia je przed maską samochodu, z klatką w dygocących rękach ze
stresu nie myślę, pani radzi obejść samochód i zajść burasię
ot tyłu. Co uczyniłam, nakryłam - i o dziwo złapałam!!
A
prawie w międzyczasie do normalnej klatki złapało się burobiałe
- może matka? Ze zdjęć nie da rady poznać, zbyt mało dokładne,
pani i chłopiec mówią, że to chyba druga burasia, matka jest
podobna, ale większa. Czyli chyba jest piąty kot…
Na
razie nic więcej nie zwojuję, w międzyczasie Agnieszka szukała
trzeciego maluszka. Znalazła kolejne stado kotów - przy blokach
za kościołem, dorosłe i podrostki takie już do ciachnięcia,
na szczęście bez maluszków - jasne, że zaczęła łapać - na
razie wiem o dwóch bliżniakach i chorej młodej czarnulce, ale
Agnieszka działa dalej - niestety oprócz tego stadka wypatrzyła
kotkę z maluszkami… Karmiciele wiedzą o programie miasta, koty
mają budki - budki same nie przychodzą, trzeba po nie iść do
UMŁ, mieć kartę karmiciela, porozmawiać z pracownikiem -
zawsze wypływa temat kotów karmienia, zawszy chyba mówi się
o sterylkach. I nic? Tylko oczekiwanie coraz większej pomocy,
bo kotów więcej?
A
ja odwożąc wysterylizowane koty zobaczyłam kolejnego -
okularnika…. Na szczęście złapała go Agnieszka - łapiąc
trzeciego maluszka - już mocno chorego.
Chwilę
wcześniej koleżanka z pracy powiedziała mi o kociakach przy szkole
muzycznej, na FB pojawił się wpis o kotach w przedszkolu - jak
już tam się kręcę, popatrzę. Popatrzyłam, pogadałam - szkoła
kotów se absolutnie nie życzy, zakaz dokarmiania, przechodzą z
budek zza płotu, pracownik ma przeganiać.. Kotka, dwa czarne i co
najmniej jedno bure takie 3mce, wypłoszył na ulicę…
Poszłam
za płot - budki stawiała pani, która prosiła o poparcie w UMŁ
w sprawie budki, potem klatkę przez jakiś czas miała - nie
musiały się te kociaki urodzić…
Przyjechałam
świtem 2019.10.04, rozstawiłam klatki, pojawił się pracownik -
próbowałam się z nim dogadać - niech kotów nie płoszy,
niech spokojnie do klatki łapki wejdą - nie miał czasu ze mną
rozmawiać, nie obchodzi go. Wystraszone malce poleciały na ulicę….
Przy budkach złapał się tłusty bury z biały kastrat.
Pogadałam
z przedszkolem - bo pani deklarująca 10 dni wcześniej na FB
pomoc nie odezwała się - wg nich przychodzą tam koty domowe z
kamienic z drugiej strony ulicy. Przy okazji - ową panią poznałam
w czerwcu 2019 przy akcji „Na psa urok”. Mówiła o tych kotach,
miała się rozejrzeć, może pomóc łapać… Szkoda, że to tylko
puste słowa.
Wróciłam
pod kocie budki, spotkałam karmicielkę - emerytka w niezłej
formie, narzeka na stosunek szkoły muzycznej do kotów, informuje,
jak powinno być. Łapać nie będzie, inni są od tego, może
zmieniła zdanie, bo jakiś tydzień temu jednak wzięła
klatkę-łapkę. A potem napadły mnie - dosłownie napadły -
dwie kolejne chyba karmicielki, jazgoczące straszliwie, wymachujące
rękami przed moim nosem itp.
I
wiecie co? Zraziłam się, to kolejne miejsce, gdzie więcej się nie
pokażę… Jedno z nich to Kilińskiego przy Północnej, nie
pisałam, ale chyba pora to zrobić. Naprawdę za stara jestem na
takie zagrywki…
Ale
i tak napiszę - konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja
For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4
dopisek do wpłat - łódzkie koty.
Chore
maluszki są pod opieka Kotyliona - też potrzebują pomocy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz