sobota, 26 października 2019

Bo to się teraz tak zaczyna - B


Media społecznościowe - chcę pokazać z tej lepszej strony.
Ogłoszenie jw. pokazało się w piątek 2019.09.13 zobaczyłam - skontaktowałam się z autorką, bo chciałam jakoś pomóc, może złapie, wieczorem odbiorę…. Niezależnie zaraz miałam telefon do Kasi z Kotyliona - że Agnieszka i Marta w przerwie pracy lecą tam. A niedługo potem dostałam zdjęcia dwóch maluszków - dwóch, bo tylko dwa udało się złapać rękami - chore nie uciekały, trzeci zdrowszy miał jeszcze siły i zwiał...


Mogłam pojechać kolejnego dnia rano - z klatkami - dostałam fotograficzne instrukcje - kotka-matka, burasia spod samochodów, pingwinowate z trawnika. I foty kryjówki maluszków oraz informacją, że karmione są wcześnie rano..

Poleciałam świtem, trochę za wcześnie, bo kotów jeszcze nie było. Niemal włamałam się na teren pewnej instytucji - była na zdjęciach kryjówka kociąt - niepotrzebnie, bo inie dokopałabym się do kotów ukrytych wśród składowiska różnych elementów. Karmione są po drugiej stronie płotu, ogólnodostępnej. Od przechodniów dowiedziałam, się, że karmi ok.7.30 pani przychodząca z małym chłopcem. Przyszli, chłopiec niósł kota na rękach - tego czarnobiałego ze zdjęcia. Oswojony, wykastrowany - podrzucony jesienią 2017. Kotka bura jest niełapalna, dr.Ania z pobliskiej lecznicy próbowała, i nic. Więcej kotów nie ma. A maluszki? A tak, są. Chore? No może.. A matka maluszków? A tak, taka bura z białą buzią. Ale one się nie złapią… A mogę spróbować? Mogę. No to próbuję.
Burasia spod samochodów klatkę zlekceważyła. Puszka jedna, druga, wątróbka, chrupki - nic. Namówiam panią i chłopca do nakarmienia tylko wykastrowanego pingwinka, jak dam radę - wrócę wieczorem, może będą bardziej chętne do współpracy. Przekonał ich pingwinek - wszedł do klatki, zamknął. Pokazuję, że klatka działa, chcę wypuścić kota - słyszę - to Biały Ogonek! Nie ten noszony na rękach. Ile tych kotów? Wczoraj widziałam trzy, wg karmicieli dwa, już wiem o czterech?

Postaliśmy jeszcze trochę wypuszczając z klatek łapiące się gołębie - pani miała ziarno, sypała, odlatywały na chwilę, potem znów do klatek. Oprócz czekającej na posiłek samochodowej burasi nie pokazał się żaden kot - uzyskałam zapewnienie, że wieczorem pani i chłopiec nakarmią tylko pingwinka, i spotkamy się rano na kolejnej próbie łapania. Maluszka ani śladu….
Pojechałam na Zapolskiej, ale o tym już było. Też temat z FB. A potem do Dobrej Pani po klatkę-łapkę nakładaną - konstrukcja własna z niewielkiej króliczej klatki.
Niedziela - kawał drogi, spóźniłam się nieco, pani i chłopiec czekali, głodne koty też. Klatki nastawione, burasia samochodowa ostrożna, ja w nerwach - klatkę nakładaną mam w rękach pierwszy raz. Burasia je przed maską samochodu, z klatką w dygocących rękach ze stresu nie myślę, pani radzi obejść samochód i zajść burasię ot tyłu. Co uczyniłam, nakryłam - i o dziwo złapałam!!
A prawie w międzyczasie do normalnej klatki złapało się burobiałe - może matka? Ze zdjęć nie da rady poznać, zbyt mało dokładne, pani i chłopiec mówią, że to chyba druga burasia, matka jest podobna, ale większa. Czyli chyba jest piąty kot…

Na razie nic więcej nie zwojuję, w międzyczasie Agnieszka szukała trzeciego maluszka. Znalazła kolejne stado kotów - przy blokach za kościołem, dorosłe i podrostki takie już do ciachnięcia, na szczęście bez maluszków - jasne, że zaczęła łapać - na razie wiem o dwóch bliżniakach i chorej młodej czarnulce, ale Agnieszka działa dalej - niestety oprócz tego stadka wypatrzyła kotkę z maluszkami… Karmiciele wiedzą o programie miasta, koty mają budki - budki same nie przychodzą, trzeba po nie iść do UMŁ, mieć kartę karmiciela, porozmawiać z pracownikiem - zawsze wypływa temat kotów karmienia, zawszy chyba mówi się o sterylkach. I nic? Tylko oczekiwanie coraz większej pomocy, bo kotów więcej?

A ja odwożąc wysterylizowane koty zobaczyłam kolejnego - okularnika…. Na szczęście złapała go Agnieszka - łapiąc trzeciego maluszka - już mocno chorego.

Chwilę wcześniej koleżanka z pracy powiedziała mi o kociakach przy szkole muzycznej, na FB pojawił się wpis o kotach w przedszkolu - jak już tam się kręcę, popatrzę. Popatrzyłam, pogadałam - szkoła kotów se absolutnie nie życzy, zakaz dokarmiania, przechodzą z budek zza płotu, pracownik ma przeganiać.. Kotka, dwa czarne i co najmniej jedno bure takie 3mce, wypłoszył na ulicę…
Poszłam za płot - budki stawiała pani, która prosiła o poparcie w UMŁ w sprawie budki, potem klatkę przez jakiś czas miała - nie musiały się te kociaki urodzić…

Przyjechałam świtem 2019.10.04, rozstawiłam klatki, pojawił się pracownik - próbowałam się z nim dogadać - niech kotów nie płoszy, niech spokojnie do klatki łapki wejdą - nie miał czasu ze mną rozmawiać, nie obchodzi go. Wystraszone malce poleciały na ulicę…. Przy budkach złapał się tłusty bury z biały kastrat.

Pogadałam z przedszkolem - bo pani deklarująca 10 dni wcześniej na FB pomoc nie odezwała się - wg nich przychodzą tam koty domowe z kamienic z drugiej strony ulicy. Przy okazji - ową panią poznałam w czerwcu 2019 przy akcji „Na psa urok”. Mówiła o tych kotach, miała się rozejrzeć, może pomóc łapać… Szkoda, że to tylko puste słowa.
Wróciłam pod kocie budki, spotkałam karmicielkę - emerytka w niezłej formie, narzeka na stosunek szkoły muzycznej do kotów, informuje, jak powinno być. Łapać nie będzie, inni są od tego, może zmieniła zdanie, bo jakiś tydzień temu jednak wzięła klatkę-łapkę. A potem napadły mnie - dosłownie napadły - dwie kolejne chyba karmicielki, jazgoczące straszliwie, wymachujące rękami przed moim nosem itp.
I wiecie co? Zraziłam się, to kolejne miejsce, gdzie więcej się nie pokażę… Jedno z nich to Kilińskiego przy Północnej, nie pisałam, ale chyba pora to zrobić. Naprawdę za stara jestem na takie zagrywki…
Ale i tak napiszę - konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 dopisek do wpłat - łódzkie koty.
Chore maluszki są pod opieka Kotyliona - też potrzebują pomocy…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz