W grudniu wszyscy skupiają się na przygotowaniach do świąt. Wybierają prezenty, kupują choinki. U nas w tym roku to czas poświęcony jeżowi. Waleria zachowuje się fanaberyjnie.
Jeden dzień je, kręci się na kołowrotku, a następnego dnia nosa z domku nie wystawia. Pożywienie nie znika z miseczki, cisza w klateczce, więc Halinka problem ma.
Takie przymilne, ufne zwierzątko zrobiło się dzikie.
Każdy ruch powoduje zwijanie się w kule, głośne prychanie. Zero współpracy za to dosadna informacja, żeby się odczepić.
Święta, niech będą.
. Żadna nowość i gdyby nie ich klimat jakiś taki kojący i niosący nadzieje, że świat się kiedyś zmieni na lepsze, opiekunka chętnie podziękowałaby za tak dużo dni z zamkniętymi lecznicami dla zwierząt.
Myślałem, że jeżyca wygra z pomysłowością człowieka i wyraźnie zaznaczy, że nikt kolczastym stworkom narzucać swego zdania nie będzie.
Przegrała. Halinka nakupiła smakołyków. Suszone świerszcze, mączniaki miesza z odżywczą karmą i Waleria takim specjałom nie może się oprzeć. Mnie też głupiemu wpadł do kociej głowy pomysł zjedzenia owadziego suchara. Jednego tylko. Ożeż kurcze, jak mnie potem drapało w gardle. Nawet myślałem, że mamrotkową anginę złapałem. Paniusia tylko oschle wymamrotała, że niby sam sobie jestem winien.
A ja jak się kiedyś tam zbyt lekko ubrała i kichała mocno to leżałem obok i dotykiem leczyłem. Nie wypominałem błędów w wyborze stroju, tylko współczułem.
Koty zbyt dobre dla ludzi są. Dziwicie się pewnie, że igiełkowe cudo nie było jeszcze u doktora. Narady telefoniczne się odbywają. Filozoficzne bardziej niż medyczne.
Wiadomo, że pierwsze przykazanie doktorów i opiekunów brzmi- Po pierwsze nie szkodzić. Stres szkodzi, więc dopóki Waleria na ciężko chorą nie wygląda nie zostanie poddana medycznym torturom.
Znaczy ma mieć zapewniony dobrostan przez który ja w nocy nie mogę spać. Sprawdza ów dobrostan opiekunka nawet o piątej rano. Leżymy całą czwórką w ciepłej pościeli, każde z nas w cieplutkim dołeczku obok Halinki i nagle trach, kobiecina zrywa się z łóżka, bierze ledową świeczkę i prawie na czworakach lezie po mieszkaniu. To my po cichutku za nią. Stajemy koło klatki i patrzymy jak ludzka postać się prostuje i wypuszcza z płuc powietrze. Ja jako najbystrzejszy wskakuję na stół i widzę lekko zdziwione spojrzenie jeża. No co wy spać nie możecie, co to za zgromadzenie mówią jego oczy. Smaczku tym scenkom dodaje księżycowe, zimne oświetlenie jakie zapewniono jeżowi w ramach poprawy jakości życia.
Uważam, że opiekunka powinna jeszcze astronomię postudiować. Bywają przecież ciemne noce, bezksiężycowe. Niech sprawdzi w kalendarzach jak już chce naturalność w niewoli stosować.
Taaa... posiadacze domowych czworonogów ( jeż też ma cztery łapki) muszą się uczyć całe życie. Nawet ogrodnictwo zainteresowało Halinkę w momencie pierwszej wpadki z zasianą trawą. Nic biedaczce nie wyrosło. Rolnicza klęska. Doszła do wniosku, że nie ma tzw. ręki do roślin, chociaż ku naszej kociej uciesze owies pięknie jej obradza.
skąd macie jeżynkę? Śliczne ryjki mają jeżyki :)
OdpowiedzUsuń