poniedziałek, 8 stycznia 2018

Skrzydełka opadają...

napisała Ania
Zaczęło się do FB - od takiego obrazka. Oswojony miły kot na przystanku, podchodzący do wszystkich, dający się głaskać wszystkim. Przystanek na uboczu, kot w miarę bezpieczny - dopóki wiedzą o nim tylko ci, którzy tam stale bywają. Ale dzięki FB informacja o nim idzie w świat, wie coraz więcej ludzi - różnych ludzi. A ludzie się różni….

Na FB pisze się o nim do 18 grudnia, wpisów multum, udostepnień coraz więcej, coraz szersze i głośniejsze nawoływania o pomoc. I nic. Ktoś tam pojechał, chciał złapać - kot pogryzł i podrapał. Nie wiem jak, bo ten kot NIE UMIE gryźć ani drapać, umie tylko odpychać się łapkami.
[UR
Kot pojawiał się około 15tej, jestem wtedy w pracy, o innej porze jechać raczej nie ma sensu. W pierwszym wolnym dniu (2017.12.29) podjechałam - był, przybiegł. Wzięłam na ręce, bez protestu dał się wsadzić do kontenerka, weterynarz, kastracja + advocat, dt. W międzyczasie dowiedziałam się o kolejnych kotach w okolicy - czarnuszki, matka i para podrostków. Są na terenie firmy, raczej nie wychodzą na ulicę, mają Kotylionową budkę, zadaszenie nad miseczkami, nawet zabawki powieszone na krzakach. Michy na styropianie, dodatkowo wetknięte w dopasowane do ich kształtu kawałki styropianu - bardzo dobre i skuteczne rozwiązanie. Poczęstowałam przysmaczkiem - dały się wygłaskać i zajrzeć pod ogonki, najbardziej ostrożny i płochliwy jest mały chłopczyk.
Właściwie idylla - do czasu. Do czasu, kiedy kotka urodzi kolejne maluszki - pewnie jednocześnie z dorastającą córeczką. Wtedy będzie problem - bo miska, która teraz jest wielka i pełniutka, za moment zrobi się za mała. Budka - niewielka, ale na trzy-kocią zgodną rodzinkę wystarczają - przestanie wystarczać.
[
Sterylek miejskich nie ma, jest zima, ale lekka, kociaki ważą po ok.2kg - spróbuję złapać i wysterylizować. Udało się uzyskać sponsora, w niedzielę rano (2018.01.07) jadę przed pracą. Koty są, ale jest też miska pełna mięska… No ale jest i klatka.

Czasu mam mało, do pracy muszę lecieć, ale nastawiam - dość szybko łapie się mała kotka.
Kocurek znika, trudno, panie mają pierwszeństwo. Kotka krąży, parę razy podchodzi bliziutko, zjada smakołyk - ale widziała złapaną córeczką, jest ostrożna. Przestawiam klatkę ze stołówki pod jakieś stalowe elementy, stamtąd mnie obserwuje. Przysmak w klatce nęci - jest!

Synka nie ma, najedzony schował się. Mama i córeczka zapakowane w kontenerki w samochodzie, pędzimy do lecznicy, potem obowiązki nie-kocie.
[
Jeszcze zakrywam michę, dociskam cegłą - przyjadę wieczorem, głodny synek może będzie skłonniejszy do współpracy?
Był. Grzecznie się złapał - po pótoragodzinnym czekaniu. Przy okazji wyszło, że jest tam jeszcze jeden dorosły czarny kot. Będę go łapać dziś wieczorem - tylko dziś. Dojazd ode mnie to kilkanaście km ode mnie w jedną stronę przez środek miasta - za daleko.
Maluszek złapał się o 18tej - lecznica czynna do 18tej. Pani Dr czekała na mnie do 18.30 - bardzo dziękuję.

Dziękuję też tym, dzięki którym od dziś będę miała kilka fatalnych dni.
Wiem, że jest zima, wiem, że sterylki o tej porze to ryzyko. Ale wiem też, że czekanie do wiosny to PEWNOŚĆ kolejnych miotów, a jaka jest przeżywalność kociaków - chyba nie muszę tłumaczyć. Chociaż - może tak na wszelki wypadek - tu mamy kotkę matkę i kotkę około półroczną. Za 2-3mce - czyli w okolicy marca - obie będą mieć kocięta - optymistycznie załóżmy, że w sumie tylko 6 - w marcu mamy 4 + 6 = 10 kotów. Późnym latem albo wczesną jesienią obie znane nam kotki urodzą znów - znów optymistycznie niech będzie to w sumie 6 kociaków - już mamy 4 + 6 + 6 = 16, do tego szybko dołożą się marcowe panie - przyjmijmy, że z tych sześciu marcowych trzy będą kotki, urodzą po dwa - czyli mamy w końcu roku 4 + 6 + 6 + 3*2 = 22 kotów. Takie jest tempo rozmnażania się kotów wolnożyjących. Nie widać ich? Prawda, nie widać - bo większość kociaków ginie w dzieciństwie - mordują je szczury i  drapieżniki, zabijają choroby, niszczą wady genetyczne. Ale one ISTNIEJĄ - rodzą się i umierają - cierpiąc.
No i kotka matka za chwilę podrastające dzieciaki może przegonić, robiąc miejsce na następne swoje dzieci - i pójdą sobie szukać nowego miejsca na życie, i albo znajdą, albo zginą. Ale najpewniej zdążą się rozmnożyć, zanim ktoś zareaguje.
Dlatego mając wybór między ryzykiem sterylki zdrowej, dobrze odżywionej kotki, która ma ciepłe schronienie, a pewnością śmierci kilku / kilkunastu kociaków - wybieram to pierwsze.
Jeśli ktoś ma miejsce na tę kocią rodzinkę - koty są mocno oswojone, nieagresywne, w czasie pierwszego spotkania z nimi brałam na ręce, głaskałam - chętnie je przekażę. Konieczna jest decyzja SZYBKO - dziś jest 2017.01.08 - przetrzymywane w ciepłej lecznicy rozhartowują się.
Chętnie dołożę dymnego, którym zapchałam swoją ostatnią dziurę. Bo śliczny i  delikatny dymny, który na FB wzbudzał spore zainteresowanie i zbierał deklaracje domów stałych i tymczasowych - siedzi w kąciku, już zapomniany…

Ot, życie. 

1 komentarz:

  1. Piękny Wedman pojechał do domu w Warszawie - ma na imię Wedo - i jest szczęśliwy :)

    OdpowiedzUsuń