czwartek, 25 stycznia 2018

Ruda Julka z czerwoną kulką

napisała Ania
Ledwo uporaliśmy się z ratowaniem czarnej poranionej kotki z Obornickiej - kotki, którą wzięłam w ręce, a której dwukrotnie nie złapał wyspecjalizowany Animal Patrol - pisałam o niej w listopadzie kilka tekstów na blogu - koteczka jest już zdrowa, ale zawsze będzie mieć problemy z pyszczkiem nie do końca się otwierającym i  zamykającym, pod blok wrócić nie może, szukamy dla niej domu.
No więc ledwo uporaliśmy się z czarną gwiazdą, mamy kolejną - tym razem białorudą domową kotkę, podobno wyrzucaną z dwóch kolejnych domów…
Wiadomo było o niej w zasadzie od lata, ale nie dawało się ustalić miejsc, w których pojawiałaby się regularnie. No i mogła być kotką domową wychodzącą - sporo takich na osiedlu. W każdym razie warto było ją złapać i sprawdzić - kota domowego dość łatwo odróżnić od błąkającego się, np. przeważnie ten domowy jest czysty, a błąkający się, śpiący w komórkach, piwnicach i podobnych miejscach - raczej nie. No i są jeszcze chipy - coraz powszechniejsze na szczęście.
Znów zeszłam z tematu - przez ostatnich kilka dni pojawiało się więcej sygnałów o tej kotce. Czyli niedobrze - jeśli od lata była prawie niewidzialna, a teraz zaczyna pokazywać się ludziom - pewnie szuka pomocy, jest coś z nią źle.
I jest źle - wczoraj już bardzo mocno osłabiona dała się złapać. Dzięki życzliwym ludziom trafiła do lecznicy, teraz jest w domu tymczasowym.
Jest wychudzona - waży 3,2kg - to spora panna, i 5kg nie byłoby dla niej za dużo. Ma obniżona temperaturę - 37st przy kociej normalnej 38,5. Jest brudna i śmierdząca - bo w kanale prawego uszka ma ropę.
Na szczęście ma negatywne testy FeLV i FIV. Wyników badania krwi - morfologii i  biochemii - jeszcze nie znamy.

I rzecz najpoważniejsza - koteczka ma potężny guz nowotworowy na prawym uszku…. Tez guz na pewno krwawił - w niektórych informacjach o niej mówiono, że coś czarnego wisi jej z ucha...
Przez najbliższe dni będzie dostawać kroplówki i antybiotyk, jest powoli karmiona dobrej jakości karmą - małe porcje często podawane.
Potem usunięcie guza - na razie nic nie wiemy, może rtg coś pokaże - czy guz jest powierzchniowy, czy wrasta głębiej - np tylko w uszko czy też dalej. Może będzie potrzeba wykonania tomografii…. Ale na razie staram się o tym nie myśleć - wczorajsze badania, kroplówki - to ca 200-300zł, jeszcze kilka dni kroplówek, potem rtg + operacja - ca 500-600zł… Oby nie było konieczności tomografii….
Nie rozmawiałam z lecznicą o konkretnych pełnych kosztach, nikt ich nie poda - to wartości szacunkowe…

A poza tym to kotka jest wyjątkowym miziakiem - ociera się o nogi, nie odstępuje człowieka, prosi o głaskanie, najchętniej spędza czas na kolanach - bardzo chciałabym ją wyleczyć, a potem znaleźć odpowiedzialny dom - dość się już naponiewierała i nacierpiała.


Możemy liczyć na Waszą pomoc? 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 - ruda Julka (środki niewykorzystane przeznaczymy na pomoc innym kotom).
Proszę Państwa….
Wydarzyła się bardzo nieprzyjemna historia, chciałam ją rozwiązać polubownie i niepublicznie, niestety nie udało mi się.
Kotka trafiła do p.Łucji, w tej samej klatce mieszka pewna zwierzolubna pani  -  której w październiku pomagałam szukać Brutusa. Brutusa znalazł pan, nie mógł dodzwonić się do właścicielki  -  nie odbierała telefonów i nie odpowiadała na smsy, zadzwonił do mnie, ja w końcu poszłam do niej  -  bo innego kontaktu nie było. 
Ad rem  -  razem z p.Łucją zabrały kotkę do lecznicy, z której korzysta ta pani  -  lecznica ma bardzo dobrą opinię. Podjechałam do p.Łucji, porobiłam zdjęcia  -  te, które Wam pokazałam, zadzwoniłam do lecznicy wstępnie porozmawiać. A po dwóch dniach kot został p.Łucji odebrany  -  bo p.Łucja opiekuje się nim źle, a zwierzolubna pani zrobi to lepiej.  Nie pisałam o tym, próbowałam rozwiązać sytuację, prosiłam o zdjęcia kota  -  zdjęć nie dostałam, ale dostałam miły mail  2018.01.29  - myślałam, że się udało  -  do środy. Bo w poniedziałek wieczorem zadzwoniłam, chcąc umówić się na środę wieczorem konsultację w lecznicy, z której stale korzystamy. Pani nie odebrała, więc we wtorek rano wysłałam smsa. Potem odczytałam maila  -  bardzo dziękuje za pomoc w szukaniu Brutusa, ale kotka będzie operowana w wybranej przez nią lecznicy, i prosi o konkretną odpowiedź  -  zapłacimy czy nie. Zaczęłam odpisywać, ze zebrało się na tę kotkę tylko 500zł, bo nie miałam informacji do prowadzenia dalszej zbiórki i o takich pieniądzach możemy mówić, nie zdążyłam, wysłać  -  przyszedł sms  -  zdjęcie niżej.

Zadzwoniłam  -  nie udało się spokojnie porozmawiać. Dokończyłam maila informując, że z zebranych 500zł 200zł zwracam p.Łucji, która  zapłaciła za pierwsze wizyty kotki, 300zł przekazuję do wskazanej lecznicy na koszty jej leczenia  -  poprosiłam lecznicę o fakturę, 

Przepraszam  -  fundacja nie posiada wielkiego worka pieniędzy. Z 1% dostajemy kilka tysięcy  - czasem 5, czasem 8  -  na rok. Fundacji nie stać na finansowanie karmy i żwirku dla kotów pozostających pod naszą opieką  -  jest ich ponad 30, w domach tymczasowych utrzymujemy je sami. Ofiarowane przez Państwa pieniądze przeznaczamy tylko na opiekę medyczną  -  leczenie, zabiegi, szczepienia. Staramy się rozsądnie i oszczędnie gospodarować tym, co dzięki Wam mamy. Przy wyborze lekarza nie kierujemy się tylko i wyłącznie ceną nie zwracając uwagi na fachowość, a konsultacja trudnych przypadków to normalna droga postępowania.
Wiem, że kotce nie stanie się krzywda, że będzie miała dobrą opiekę. Ale nie mogę / nie umiem / nie chcę  -  współpracować na takich warunkach.

PS  -  właśnie zadzwoniła pani z prośbą o pomoc kotu biednej starszej sąsiadki -  panie mieszkają na Rogach, w okolicy lasu, koty są wychodzące  -  to domki  -  i coś poszarpało kocią łapkę. Panie szukały pomocy w ŁTOnZ, dostały mój telefon…. Więc p.Łucja prosi o przeznaczenie owych 200zł na pomoc temu kotu…
Aktualizacja  -  kot już w lecznicy, wieczorem podjadę  -  wetka podejrzewa złamanie.…  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz