wtorek, 22 marca 2016

Trzynastka

opowiedziała Ania
Jakiś czas temu dzwoniła do mnie pani z działek z prośbą o pomoc - standardowo, najpierw kotów było kilka, potem się rozmnożyły, kilka maluszków pani z mężem udało się oswoić i wyadoptować, reszta została, rośnie i zaraz będzie ich jeszcze więcej…. A już jest ich ze dwadzieścia…. Czemu Państwo nie dzwonili, kiedy kotów było kilka? Ano, myśleli, że sobie pójdą… Nie mieli doświadczenia…

Ponieważ opowiadanka te piszę nie w celach wzbogacania literatury polskiej, a w celach hmm dydaktycznych, tu też posmrodzę - koty sobie nie pójdą, no, może wtedy, jeśli przestanie się je karmić. Ale konia z rzędem (symbolicznego, w postaci flaszki mojej nalewki - esencjonalna i mocna) temu, kto przejdzie obojętnie obok kocich pyszczków czekających na posiłek - przecież wcześniej był, dlaczego teraz nie ma? I ciekawe, czy większy kac będzie po takim „spacerze”, czy po nalewce?
Działka na obrzeżach Łodzi, państwo nigdy nie łapali, umówiłam, się, jadę pokazać co i jak. Z racji rozlicznych zajęć moich i czasu pracy państwa jedyny możliwy termin to piątek wieczór - w sobotę mam szansę zawieźć koty do lecznic „talonowych”, ubłagane przyjmą. Teoretycznie mogłabym łapać też w niedzielę wieczorem, ale już widzę radość szefa, którego proszę o „koci” urlop na poniedziałek.
Nie bardzo wierzę w te 20 sztuk, ale dzwonię po wszystkich talonowych lecznicach wyżebrać jakieś miejsca. Coś się udaje, razem sześć-siedem miejsc w trzech lecznicach, czyli w sobotę znów kocie kursy po całym mieście… Najrozsądniej byłoby ulokować w jednej lecznicy, nie zgarniać na to stadko zarazków z kilku miejsc, ale wtedy w płatnej, przyjęłaby tę ilość, sterylka bocznym cięciem, nie trzeba kotki trzymać tydzień - ale jeśli nawet nie dwadzieścia tych kotów, a kilkanaście, to też grubo ponad 1000zł, kto to udźwignie? My ostatnio nawet na szczepienia nie mamy….
Nie lubię łapanek jedną klatką, zwyczajnie szkoda mi czasu, wolę „hurt” - udaje mi się zebrać cztery łapki, kontener niestety tylko jeden - reszta „w świecie” z małą szansą na powrót.
Po drodze jeszcze skok na Skrzypową - p.Łucja zaziębiła się tak, że wczoraj nie miała siły tam podejść, głodne bardzo to te koty nie są, ale chcemy je połapać, więc przyzwyczajamy do regularnego karmienia. Podjeżdżając widzę trzy - czarny i dwa czarnobiałe, czarny znika, na miskę czekają tyko dwa łaciatki. Bura dwukrotnie sterylizowana (tu smrodek o nacinaniu uszka) nie pokazała się.

[url=http://naforum.
Działka - dojeżdżamy, rozkładamy klatki, koty zainteresowane mocno, widać, że głodne - rano dostały pół posiłku. Sporo ich - zaczynam wierzyć w tę dwudziestkę. Piękne - wszystkie kolory - tri, rudaski, szylkretki, buraski, srebrne, czarne. Szkoda - a  może na szczęście dla mnie - dzikie. Po chwili - dosłownie!! - mamy pierwszego - sporego rudasa. Z kocim katarem - zresztą słyszę, że reszta też kicha i kaszle….. Pani dawała im unidox, ale z rozmowy wynika, że trochę mało… Nie wszystkie koty są zasmarkane, ale przy takim stadzie niestety muszą dostać wszystkie, dawka na stado to opakowanie unidoxu dziennie, przez kilkanaście dni…. W PLN - setka albo więcej…. Odrobaczyć też trzeba, na szczęście fenbenat niedrogi, ale też ze 20-30PLN..
No więc mamy rudasa, trafia do kontenera, w nagrodę za dobry przykład i odwagę noc spędzi w pojedynczym apartamencie, łapie się tri kolorka.


Już widzę, że jest szansa na spore „łupy”, będę pakowała do klatek - po trzy sztuki w klatce. Co z nimi zrobię mając w lecznicach miejsce dla 6-7 kotów? Nie wiem…. Ale odpuścić, jak będą się łapać? Szkoda…. Bo do świąt wszystko w lecznicach zapchane, niektóre proponowały mi nawet połowę kwietnia, czyli kolejna łapanka hen-hen po świętach, te pierwsze wrócą, naplotkują, trudno będzie potem łapać… I  jak w takim stadzie nakłonić te niewycięte do wejścia do klatki? Zresztą, komu ja to tłumaczę, sami wiecie…
My tu gadu-gadu, mowa o herbatce, chętnie usiadłoby się w ciepełku i pogadało - ale koty nie pozwalają na takie przestoje - w klatkach kolejny rudasek i  białoczarne, dopychamy do tri, potem kolejno dwie czarnule - matka i córka, przenocują w jednej klatce.


Państwo już zorientowali się, jak działają klatki, pomagają, nastawiają, przynoszą coraz to bardziej kuszące przysmaki. Zadowoleni, że w tym roku zdecydowanie zmniejszy im się „przychówek” - nic dziwnego, z naszych sterylizatorskich doświadczeń wynika, że w kocich stadach jakieś 2/3 albo więcej to kotki, w każdym razie kotem zdecydowana przewaga - przypomnę chyba rekordową Produkcyjną (tekst o naiwności) - 7 ciężarnych kotek i jeden kocur.
Pojawia się śliczna szylkretka ze złotą kreską na nosku, brzuszek potężny, ciężarna, obchodzi klatkę dookoła, ostrożnie zagląda do środka, bierze coś z brzegu, wchodzi do środka kroczek dalej - niech się złapie, niech - jest! Trafia do czarnulek. Zdjęcia portretowego brak. Kontenerek i dwie klatki wypchane „zdobyczą” w samochodzie, już tylko dwie mogą łapać…..


Ale i te dwie skuteczne - po chwili mamy srebrnobiałe i burobiałe. Lokujemy w jednej klatce, do łapania zostaje tylko jedna….

[u
I ta jedna nie zawodzi - mały zasmarkany rudasek spod ławki po chwili daje się skusić…. Dosiada się na trzeciego do poprzedniej klatki.
I łapiemy dalej - bo jak już pisałam - grzech przestać… Emocje ciut opadły, zimno i od jakiegoś czasu mży - już to czujemy. Idziemy na herbatkę, klatka sama da sobie radę.


Nie dało rady wypić spokojnie - złapał się kolejny kot. Poszedł chwilowo do klatki nr 3 na czwartego - z opcją przesiadki do klatki nr 4. A klatka nr 4 znów do roboty. I  tak jeszcze dwa razy - dwa koty. A herbatka stygnie….
A potem do ostatniego kota złapanego w ostatnią klatkę - tę nr 4 - przesadziliśmy dwa przedostanie z klatki nr 3 - tak, by siedziały po trzy. Dlaczego po trzy? Bo tak się mogą przespać w miarę wygodnie, we cztery może byłoby trochę za ciasno. No i  muszę jakoś te klatki do lecznicy dotargać - z czterema kotami mogłabym nie dać rady, trzy to i tak przesada na mój kręgosłup. Cztery klatki po trzy koty plus rudas w  kontenerku w moim biednym autku… Muszą tam spędzić czas do otwarcia lecznic.… Opatuliliśmy kocami - choć tyle. Nie mamy innej możliwości przenocowania ich.


W którymś momencie prawie udało mi się policzyć te koty. Zostało co najmniej 6. Czyli ta dwudziestka to nie przesada…
Znów smrodek dydaktyczny adresowany do karmicieli i łapaczy - koty łapie się na jedzenie, muszą być mocno głodne. Mądre są i ostrożne, średnio głodne do klatek nie wejdą. Ktoś powie, że głodzenie niehumanitarne - ale przecież nie chodzi o trzy dni głodówki, jedynie kilkanaście godzin - to żadnemu kotu nie zaszkodzi. Zdecydowanie bardziej zaszkodzą kotce ciągle ciąże, porody - często problemowe, karmienie, kocurowi - rany odniesione w bojach o partnerki, kastraty będą nadal walczyć, ale tylko o terytorium, a to walki zdecydowanie mniej zacięte i z mniejszymi obrażeniami.
Ta łapanka trwała ok.półtorej godziny - bo koty były głodne. Pewnie łapałabym dalej mówiąc trudno i wpychając po cztery, a nawet pięć kotów do klatki - to w  większości podrostki, jakoś przetrwałyby noc - gdybym miała gdzie je zawieźć na sterylkę.. Chwała Urzędowi Miasta Łodzi za to, że w tym roku jest siedem lecznic, nie trzy, jak wcześniej, ale dlaczego nie wszystkie te lecznice pracują normalnie także w weekendy? W ubiegłym roku były nieocenione Cztery Łapy, wyjątkowo sprawne i elastyczne, więcej takich poproszę! Przecież „łapacze” kotów to w większości ludzie pracujący, w tygodniu nie mają szans złapać kota i dowieść go do lecznicy…. Nie mylcie „łapaczy” z karmicielami - sporo karmicieli to osoby starsze, niesprawne, które same ani nie złapią, ani nie zawiozą nigdzie kota - muszą korzystać z pomocy „łapaczy”.
Nie wiem, ile kotów uda mi się jutro umieścić lecznicach „talonowych” - umówione mam 6-7 miejsc, może zlitują się i przyjmą więcej…
I teraz prośba - apel do Was - o pomoc finansową na te zabiegi. I na te ostatnie jeszcze nie złapane - bo dobrze byłoby połapać je teraz, póki trzynastka siedzi w lecznicach - potem będzie bardzo, bardzo trudno… A taka niedokończona robota nie ma sensu…


Sobota rano - kurs po lecznicach.
Aromatu w samochodzie opisywać nie muszę? Kotki i kocury nie wytrzymały całą noc ”na sucho”, na szczęście klatki stały na „tacy” - na spodzie wielkiej klatki na króliki, tylna tapicerka ocalała.
Futrzak na Radogoszczu - pani Aniu, a ile pani ma? 13??!! Szaleństwo… Trzy wezmę, więcej nie dam rady, dziś sobota, jeszcze pacjenci… No i klatek pobytowych wolnych nie mam… Może te trzy, rudy pewnie chłopak, bury na kocura wygląda, to z białym chyba dziewczynka, jakoś dam radę, niech pani jedzie na Limanowskiego, tam są wolne klatki, może dr Maciek da radę zrobić..


Łapkę chce z powrotem, więc bury i rudy dostają zastrzyk, przysypiają wyciągamy - rudy to ruda...
Jadę do drugiego gabinetu, dr Maciek liczy, myśli, wolne klatki ma, ale czas… Wnoszę siedem, doktor bierze się za rudego z kontenera (jak zwykle sprzęt chcę zabrać zaraz), skubaniec ucieka, lata po ścianach, gonimy do wspólnie z wielkimi ręcznikami, zrzuca szafkę, doktor łapie szafkę, ja gdzieś przyduszam kota.
Uff.

Dr Maciej patrzy na moja piramidkę z powątpiewanie, z poczekalni już słychać gwar czekających pacjentów, zastrzykujemy jeszcze burego pingwina, doktor bierze się za cięcie, ja na zapleczu przekładam koty do klatek lecznicowych, dzwoni dr Jola z  Radogoszcza - pani Aniu, może pani przywieść jeszcze ze dwa, jakoś zrobię i pomieszczę, ktoś umówiony nie przyszedł..
Kolejne uffff.
Wyciągam z klatki lecznicowej tri i krówkę - bo akurat dość łagodne, a po gonitwie za rudym mam dość wrażeń, jadę na Radogoszcz.

10 kotów ulokowanych - w dwóch gabinetach Futrzaka.
Sukces - bo wczoraj jechałam łapać mając „zaklepanych” raptem 6-7 miejsc.
Właściciele Futrzaka - dr Jola i dr Maciek (przepraszam, że tak poufale, ale tyle lat się znamy) nie po raz pierwszy biorą udział w miejskiej akcji sterylizacji, nie por raz pierwszy współpracujemy w takiej akcji i poza nią w sterylizacji wolnożyjących - znają specyfikę, wiedzą, że jak się koty łapią, to się trzeba łapać, nie odpuszczać, kolejnego dnia wystraszone nie przyjdą. Wiedzą, że trudno się umówić z takim kotem na termin - i zawsze starają się pomóc, coś pomyśleć, elastycznie. To chyba poczucie misji się nazywa? Bo lekarz to nie tylko zawód…
Jeszcze trzy - z tymi jadę do Centrum dr Seida, nie mam wyjścia. Trzy kotki - szylkretka i dwie czarnulki. Zostawiam w klatce-łapce, bo kolejka pacjentów, a już nie mam siły czekać, chcę do domu, chcę posprzątać.


Jeszcze w biegu lekarka pokazałam mi rudego kota - złapała go Ania H, prosi o  zapłacenia za kastrację… Bo talonowe lecznice już nieczynne, a do poniedziałku trzymać kota w klatce?! To tatuś maluchów z Gruszowej - pamiętacie Rumianka, Mniszka i Szałwię?

Niedziela - prośba z lecznicy, by odebrać te trzy kotki, robione były bocznym cięciem, można je po południu wypuścić, po co mają się stresować w szpitaliku.
Dzwonię do opiekunów - bez odbioru. Tam słaby zasięg, wysyłam smsa, może dojdzie.. I letę do pracy. Po drodze telefon przełącza mi się na tryb lotniczy i  kategorycznie odmawia powrotu na ziemię. Więc późnym popołudniem biorę tę trójeczkę z lecznicy i pruję na działki modląc się, by ktoś tam był. Opiekunowie są oboje, ucieszenie powrotem panienek karmią je, pojawiają się dwa niezłapane koty, mam łapki, nastawiamy - śliczna delikatna koteczka chyba wchodzi, bierze kąsek, wychodzi, zjada. Trzy razy, pięć, dziesięć…. W końcu - jest!


Państwo zapraszają na kawę, po działce lata kot Kubrak - zostawiamy klatki, może wejdzie. O 20tej po kawie, ciasteczkach, pogawędkach - odjechałam, klatki zostały. W nocy nie złapało się już nic….
I przykra wiadomość - w ciągu dnia sprzątając kocie budki państwo znaleźli ciałko kilkuletniej trikolorki - kotka od kilku dni miała rujkę, ganiały za nią kocury, wg opiekunów zamęczyły ją… Nie widziałam tej kotki, w piątek w czasie łapanki nie pokazała się, pewnie już nie żyła…

Dziś państwo zawieźli tę wczorajszą do lecznicy - ja w pracy. Do Centrum Dr Seidla, płatne niestety…
W tygodniu będę sukcesywnie odbierać koty z Futrzaków - którym jeszcze raz dziękuję - i nastawiać łapki. Może uda się jeszcze coś złapać? Choć koty mocno przepłoszone….
Podsumowując -
Futrzak na Radogoszczu - ruda, bury, burobialy, tri, czarnobiała - 2 kocurki, 3 kotki - na talony miejskie,
Futrzak na Limanowskiego - dwa rude, bury pingwin, bura, czarnobiała - 3 kocurki, 2 kotki - na talony,
Centrum dr Seidla - cztery damy - dwie czarne, szylkretka i burobiała - z działek, i rudas z Gruszowej - 540zł…
I co - i tradycyjnie prośba o pomoc finansową…

Więc gdyby ktoś mimo świątecznych wydatków znalazł jakiś wolny pieniążek - to poprosimy - dla trzynastki - na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz