czwartek, 15 października 2015

Rozważania przy łapaniu

opowiedziała Ania
Cytat z pewnej wolontariuszki - „Nie. Po prostu nie wierzę. Choć, z drugiej strony, ja też usłyszałam od pani, której kotka zaginęła (przez bezdenną głupotę właścicielki), a ja nie znalazłam kotki - pani jest bezużyteczna"
No to ja postarałam się wczoraj być użyteczna.

Taka jedna pani powiedziała o kotach i kociakach Joli Dworcowej i dała jej swój telefon. Dworcowa przekazała telefon Ewie, która z ową panią rozmawiała i nieco się zirytowała (znaczy Ewa - po dwóch dniach mrożenia na Szenwalda nie dziwne mi to, ja tam marzłam tylko w niedzielę i odnowiłam se wirusa, znów dycham), bo pani mówiła, że nie zna karmicieli, nie pomoże łapać i w ogóle nie…
Adres blisko mnie, uzbrojona na wszelki wypadek w wielką cierpliwość i  wyrozumiałość, zadzwoniłam. Okazała się, że pani naprawdę niewiele może, pracę ma praktycznie całodobową, aktualnie ratuje kota potrąconego pod samochód, i na dokładkę jest akurat chora.
Z historii - bo bardzo, bardzo niestety typowa…
Kilka lat temu pod blokiem pojawiał się mała kotka. Kilka osób próbowało ją złapać, kilka gwałtownie protestowało przeciwko działaniom niezgodnym z naturą. Ręcznie złapać się nie udało, poproszono o pomoc bardzo sprawną (w słowach) fundację, pomoc obiecano. I tyle.
Po kilku latach z jednej kotki jest 6-8 kotów - ja akurat widziała dwa buraski i jedno czarno białe, ale byłam tam tylko kilkanaście minut. Mieszkają w komórce, wątpię, czy mają tam coś ciepłego, np.budkę. Karmione są te koty przez starszego schorowanego pana I przez alarmująca zagonioną panią - obrońcy wolności kotów nie zakłócają im tej wolności.…
Dlaczego typowe? Bo naprawdę lepiej powiedzieć, że się nie pomoże, bo nie ma możliwości, czasu, pieniędzy, wreszcie ochoty. Może wtedy ludzie nie czekaliby na tę akurat pomoc, a szukali gdzie indziej? Może nie zniechęcaliby się do szukania pomocy? Może po złapaniu tej jednej malutkiej kotki, zachęceni pomocą, kolejne zgłaszaliby zaraz po ich pojawieniu się? Może wtedy dałoby się wysterylizować / wykastrować jedną-dwie kociosztuki, a nie leczyć potem chore maluszki, szukać im domów, łapać i sterylizować 6, 8, 15 kotów? Różnica czasu i pieniędzy przeznaczonych na łapanie, szukanie domów, sterylizację, kastrację - diametralna.
I tak do wszystkich, którzy chcą pomóc kotom - nie ma w Łodzi i w innych miastach etatowych łapaczy. Jest Straż Miejska - która zabierze chorego kota, zabierze domowego błąkającego się, ale jak Wy go złapiecie - i inaczej nie da rady, no bo zanim przez korki dojadą na zgłoszenie, kot pójdzie i szukaj wiatru….
Fundacje - malutkie grupki wariatów, którzy normalnie pracują, mają normalne rodzinne obowiązki, normalne średnie krajowe pensje z których utrzymują i leczą nienormalną ilość zwierzaków, i normalne mieszkania, w których panoszy się nienormalna ilość zwierzaków. Ustawowa pomoc gminy? Właśnie skończyły się umowy na sterylki kotów wolnozyjacych…. Schronisko? Nie dla kotów wolnożyjących…
1% podatku - a kto z Was przekazuje go na zwierzaki? Są ważniejsze cele…
Czyli fundacje generalnie mogą POMÓC - pożyczyć klatkę łapkę, wskazać lecznicę, która bezdomniaka potraktuje ulgowo. Ale naprawdę nie stać nas ani na finansowanie, ani na łapanie, ani na zabieranie wszystkich potrzebujących zwierzaków…
Wracając do tematu - porozmawiałam z panią, wstępnie umówiłam się na wieczór, poprosiłam o niekarmienie kotów do tego czasu. Dostałam dokładne wskazówki, gdzie koty są, między pracą a zawiezieniem mamy do lekarza miałam chwilę przerwy, podjechałam na rekonesans. Wskazówki były bardzo dokładne, poparte zdjęciem - bez trudu zlokalizowałam komórkę.

[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/7989420e4c345ac5][IMG]http://images68.fotosik.pl/1259/7989420e4c345ac5m.jpg[/IMG][/URL] * [URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/0c035e8f3b9ba616][IMG]http://images69.fotosik.pl/1259/0c035e8f3b9ba616m.jpg[/IMG][/URL]
Położyłam trochę karmy do miseczki, pojawiły się dwa dorosłe bure, przy bloku przemknął mi czarny z białym, ze szczelin między deskami wyjrzały małe łebki.
I te oczka - od razu widać, że chore…
Czas - zaraz muszę lecieć po mamę i do lekarza, ale spróbuję. Klatka - tylko co, jeśli duży się złapie? Wypuścić? One generalnie drugi raz nic wchodzą… Sterylek miejskich nie ma, trzeba by normalnie zapłacić, z czego? Nic, spróbuję. Duże mocno płochliwe, jeśli będę w miarę blisko klatki, może nie wejdą, może maluszki będą mniej ostrożne i głupsze… Widać, że głodne, jest szansa.
Byleby szybko, bo mama, lekarz itd. A wieczorem wg słów pani raczej nie wychodzą - pewnie skulone śpią usiłując się rozgrzać kot od kota…

[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/8e60c45f8b1db64a][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/8e60c45f8b1db64am.jpg[/IMG][/URL]
Postawiłam klatkę, oczywiście wlazło duże,. Zaszeleściłam stopą w liściach - uciekło. Może to metoda. Stoję, czekam, jedno małe lata wkoło klatki, drugie ostrożnie patrzy spomiędzy desek.
W klatce małe, pcha się duże. Trudno, będzie małe i duże. Tylko jak małe nadepnie na zapadkę, klapka spadnie dużemu na tyłek - i prysną oba,. Może trzeba było na sznurek? Ale nie umiem, a nerwach za bardzo mi się ręce trzęsą…
Drugie małe wchodzi do klatki, a właściwie dużemu na grzbiet. Kurczę, trąci klapkę, uciekną wszystkie. Znów stopą po liściach, duże i to ostrożne małe uciekają, to odważniejsze (głupsze? głodniejsze? ciągle w klatce młóci z talerzyka.
Drugie małe w wejściu do klatki, wącha, wylizuje resztki z podłogi, niech wejdzie dalej, to pierwsze zbliża się do zapadki, znów ta klapka spadnie na plecy, zwieją….
Wycofało się...
Czas, kończy mi się czas, lekarz na konkretną godzinę.
Odważniejsze małe rezygnuje z zapadki, pucuje talerzyk, Znów za sobą ma duże. Drugie małe niecierpliwie biega wkoło klatki. Szeleszczę - duże wychodzi, ale już mniej gwałtownie, drugie małe prawie wbiega do klatki - ale znów zatrzymuje się na przy wejściu, na szczęście całe jest w klatce, nie ucieknie pod klapką.
Jest! Są! To pierwsze nacisnęło zapadkę!! Mam oba!!!

[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/8e95e45987f213d9][IMG]http://images66.fotosik.pl/1259/8e95e45987f213d9m.jpg[/IMG][/URL]
Biegiem do samochodu, biegiem do lecznicy, po drodze telefon do pani, że mam maluchy, pani w którymś momencie zauważyła mnie przez okno, zaczęła się ubierać (chora), ale to były chyba ostatnie chwile łapania… Chce mnie gdzieś podwieźć, ale ja już jadę, więc chce jakoś pomóc - mówię, że koszty leczenia, potem szczepienia, że nie mamy na to…
Wpadam, do lecznicy, akurat nikogo nie ma, prawie rzucam lekarkom klatkę z  kociakami i kontener na przepakowanie, pełen serwis, mówię, pchły, robaki, leczenie, pazurki, książeczki, najlepiej jeszcze oswojenie z adopcją, zabiorę przed zamknięciem lecznicy. Już wybiegam, za sobą słyszę - a pazurki na jaki kolor malować? Kochane dziewczyny, dzięki nim naprawdę udaje się zrobić dużo więcej.
A potem już na spokojnie - mama, lekarz, odwieźć do domu przez aptekę i  Biedronkę, zabrać oporządzone kociaki, na Teofilów po klatkę pobytową, na Retkinię do domu tymczasowego.
Kilka słów o dt, bo jeszcze nie pisałam, a już osiem kociaków dzięki nim udało się uratować i wyadoptować. Bardzo młoda para, kociarze, ale lada szelest wyjeżdżają za granicę na stałe i nie wiedzą, czy na początek dadzą sobie tam radę z kotem, a  bez kota w domu smutno… więc wymyślili, e będą domem tymczasowym - u nich były trzy białaski z Wiśniowej Góry - Atos, Portos i Aramis, potem trójka Telefonistów, potem dwa podrzutki starszego pana. No a teraz chrzest bojowy - dwa chore dzikuny w klatce.
Myślę, że dadzą radę - wczoraj dziewczyna odniosła pierwsza ranę - dzielnie to zniosła.

[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/da3a4be4454db9da][IMG]http://images67.fotosik.pl/1260/da3a4be4454db9dam.jpg[/IMG][/URL] * [URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/f07344f00e79460f][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/f07344f00e79460fm.jpg[/IMG][/URL]
Kociaki - parka - potężny koci katar, chłopiec prawie się dusi, rzęzi jak stary traktor. Oczy - sami widzicie - za kilkanaście dni nie byłoby albo oczu, albo kociaków, najpewniej jednego i drugiego. Natura - i takiego argumentu - pani, one za chwile i tak padną, będą następne - używa wielu karmicieli, którym nie chce się łapać na sterylki. Bo po co? Kotów do karmienia, nie przybędzie, padną...
Posiedzieliśmy przy herbatce, pogadaliśmy o podawaniu tabletek, zastrzyków, maści do oczu, kropelek do nosków - z kociakami na kolanach, trzeba oswajać,
Zachowywały się dość spokojnie, albo zmęczone, albo chore i zrezygnowane. Potem usnęły otulone w ręcznik.

[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/0892b38f0d1cd835][IMG]http://images68.fotosik.pl/1259/0892b38f0d1cd835m.jpg[/IMG][/URL] * [URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/857ea2e683e867bf][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/857ea2e683e867bfm.jpg[/IMG][/URL]
A ja co?
A ja wróciłam do domu, zrobiłam rundkę po kuwetach i miskach, odgoniłam miziające się stęsknione koty i napisałam ten tekst.
Po co?
No cóż, trochę dla zdrowia psychicznego, warto żale czasem wyrzucić, a głównie dla pieniędzy - na leczenie, a potem szczepienie tych maleństw, i może uda się na sterylki tych 6-8 dorosłych z komórek - żeby więcej tam nie pojawiały się chore kocie dzieci…
Jak zwykle na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 
z dopiskiem - Rybna. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz