Rosolis - pychotka. Moc? 35%. Pojemność kieliszka - jak widać, nieznaczna. Ale wystarczyło, rozwalił mnie kompletnie wczoraj wieczorem - 2024.10.25, piątek.
A może to nie ten kieliszek z rosolisem?
Ostatnie tydzień - od 2024.10.21 - był biegany - poniedziałek i wtorek końcówka kotów z tego czegoś, co trudno określić jako mieszkanie, opiszę w innym tekście, bo to wyjątkowo niemiła historia, w środę Wódka (miejscowość) - pani znalazła w lesie dwa podrostki, wysterylizowała, znalazła dom - trzeba podjechać zachipować. Maluszek przywieziony z gór - wyszedł znajomym pod koła - w czwartek przestał mi się podobać - i słusznie. Do ciężkiego kataru i zagłodzenia doszedł obrzęk płuc.
Lecznica, kręcenie głową z powątpiewaniem, mała kroplóweczka bo odwodniony, i furosemid. Furosemid też na rano i wieczór kolejnego dnia (piątek) - jeśli dożyje. I kolejnego ranka - czyli w sobotę rano - kontrola.
W czwartek też panie z Szarej złapały podbierakiem - chapeau bas - czarną matkę czarnego kocurka, który siedzi u mnie od kilku dni i leczy ciężkie przeziębienie, pojechała na sterylkę, w piątek też podbierakiem złapały czarną siostrzyczkę - wysterylizowana miesiąc wcześniej, teraz przeziębiona, siedzi z braciszkiem i leczy się. Dla całej trójki panie mają domy.
Piątek miał być w miarę spokojny, od rana odwożenie kotów do tego mieszkania, w południe kawka z ekipą z podstawówki, potem kurs na Szarą po młodą koteczkę i z nią do weta, potem trochę pracy - i do domu. Prawie pod blokiem telefon od Natalii - karmicielka, chory kot, AP przyjedzie, jeśli kot będzie złapany. ‘
Karmicielka niezorientowana w łapaniu i działaniu AP zdziwiona że do kota zamkniętego w pomieszczeniu lecę bez klatki, AP kazał klatką łapką łapać. Zimny zwinięty w kłębek kot nie zareagował, jak wkładałam go do kontenera.
Dzwonię na alarmowy SM, pani nie wie o co chodzi, dopiero zaczęła dyżur, połączy z dyżurnym. Wypytują, co kotu jest, czy ma rany, czy potrącony przez samochód - wg mnie jest potwornie przeziębiony i wyczerpany, ale ja cos tam o kotach wiem, Co ma odpowiedzieć przeciętny człowiek szukający pomocy dla zwierzaka? Ma go badać? Ma prawo bać się, że kot podrapie, ugryzie. Ranę może i rozpozna, ale np. obrażenia wewnętrzne? A tak w ogóle - chory kot potrzebuje pomocy, jakie ma znaczenie powód utraty zdrowia?
No AP nie przyjedzie, bo schronisko takich kotów nie przyjmuje... Dyżurny ma zadzwonić do schroniska, spytać i oddzwonić. Jest kilka minut po 19tej…
Macham ręką na AP, nie wierzę w cuda, lecę z kotem do lecznicy - wiem, że mi pomożecie w kosztach, zawsze pomagacie.
Lekarz wolny - kot ma niemierzalną temperaturę, jest wychudzony, odwodniony, cukier 26, odrobinę krwi udał się pobrać. W trakcie badania wyjęłam mu palcami jeden kieł… Dostał 5ml glukozy w żyłę, podniósł głowę… Został w szpitaliku na podgrzewanej poduszce i z ciepłą kroplówką. Jeśli nerki walnięte - usypiamy. Za pół godziny były wyniki - mocznik 150, kreatynina 0,95 - czyli jakaś szansa jest.
Kilka minut przez 20tą oddzwonił dyżurny SM z dużym wykładem na temat opieki, jaką miasto oferuje kotom wolnożyjącym - czyli z tym, co znam na pamięć. Chyba warto podkreślić, że to nie miasto - a obywatele z budżetu obywatelskiego, bo jak widać jednostki miejskie - schronisko i AP czyli jednostka Straży Miejskiej - nic nie mają do zaproponowania. Niestety nie umiał mi wyjaśnić, co mam zrobić w opisanej sytuacji - on ma procedury, są przełożeni itp. Czyli jeśli nie mam pieniędzy na leczenie takiego kota - swoich albo ze zbiórki - mam go po prostu zostawić? Niech jeszcze kilka dni kona? Karmicielka mówi, że ostatnio widziała go w poniedziałek. Uśpić? Uśpienie też kosztuje.
Szlag.
Dziś byłam w lecznicy na kontroli z maluszkiem - jest lepiej, właśnie szaleje po pokoju, i zostawić czarnego na rtg płuc - ten kaszel - i kastrację, bo skoro i tak przyśpią…
Wieczorny kocur nie wygląda dobrze, bo niby jakim cudem - ale trzyma głowę, nasyczał na mnie i poszedł w głąb lecznicowego boksu. Będzie kolejny dzikun wieczny tymczas - bo na ulicę wrócić nie może…
No i wieczorem ten rosolis na pociechę i odstresowanie…
Kochani, bardzo ważne - do 2024.10.28 można głosować na budżet obywatelki - głosujcie, proszę - to właśnie jest pomoc dla zwierząt - NASZA, nie MIASTA.
L040 - na pomoc łódzkim kotom wolno żyjącym – edycja 7
L065 - zwierzęta w Łodzi są ważne
L099 - nietoperze dla Łodzi - Łódź dla nietoperzy
Zrobię zbiórkę na tego kocurra - ale na wszelki wypadek tradycyjnie bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice , 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.
2024.10.27 - kochani, kocurek nie żyje... Nowotwór wielonarządowy... Po dobie kroplówek z glukozą cukier wzrósł z 26 na 31...
OdpowiedzUsuńPozwolicie, że z podarowanych pieniędzy opłacę także wizyty Cytrynka i jego siostry Lili - czarnuszki z Szarej, niedługo napiszę o nich na FB i na blogu I KTO TU MRUCZY.
Koszty tego kocurka - to 163+78zł
Lilka 4 - 114zł - przegląd, odpchlenie, odrobaczenie, jest przeziębiona
Cytrynek - 60+133+290zł - leczony od 11go października, ma zapalenie płuc, trzeci antybiotyk, ostatnio prześwietlenie i ponieważ przyśpiony - od razu kastracja.
Mały rudasek Lucky - 100+25+88zł, też chory, po drodze obrzęk płuc - ale za niego płaci Pani, która go znalazła.