niedziela, 4 października 2015

Haker - kot wyjątkowy

Był sobie kiedyś dom. W domu mieszkała starsza pani, a z nią 7 kotów. Może dawniej było więcej, ale w chwili, gdy zaczyna się ta historia, w kocim stadzie przebywało 7 mruczków w wieku od 3 do 14 lat. 
Pani zajmowała się swoimi kotami – miały książeczki zdrowia, były wszystkie  wysterylizowane. Ale ostatnio zdrowie Pani pogarszało się, groził pobyt w szpitalu. Pani miała coraz mniej sił dla swoich podopiecznych, zaniedbywała je. Kiedy zbliżył się termin wizyty w szpitalu, Pani zażądała zabrania kotów. MOPS próbował pomóc, ale Schronisko odmówiło przyjęcia zwierząt mających opiekuna, fundacje jak zawsze były przepełnione. Pani zdecydowała się wtedy na radykalne rozwiązanie kociego problemu. Przypadkiem dowiedziała się o tym sąsiadka i zaalarmowała łódzki oddział FFA. W ten sposób koty jeszcze tego samego dnia wylądowały w kontenerach w mieszkaniu sąsiadki, a docelowo – „na głowie” przewodniczącej oddziału.  


Najpierw pomogła lecznica, ale koty mogły tam zostać tylko kilka dni. Po odpchleniu i odrobaczeniu trzeba było je gdzieś zabrać. O dziwo, energiczna akcja spowodowała, że wszystkie udało się umieścić w domach stałych lub tymczasowych.  Najmłodszy – 3-letni Świrek trafił do mojej znajomej, która zgodziła się „na krótko” go przetrzymać. (Chętnych poznania w szczegółach całej akcji zapraszam tutaj: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=139701)


Na szczęście Świrek dość szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Tylko jedną noc spędził ukryty w kąciku, potem zaczął zwiedzać mieszkanie i domagać pieszczot. Uwielbiał się bawić, trudno mu było zrobić zdjęcia do ogłoszeń, bo cały czas się kręcił, gonił piórka, piłeczki. Gorzej było z jedzeniem, wyglądało jakby nie bardzo znał typowe kocie chrupki czy saszetki, za to jajecznica wzbudziła jego entuzjazm i została pochłonięta błyskawicznie. Stopniowo Świrek przekonał się oczywiście do suchej, a potem także mokrej karmy.



Kilka dni po zainstalowaniu w nowym mieszkaniu Świrek zaczął nagle strasznie płakać. Zawodził okropnie przez dwie doby, nie dajac znajomej usnąć. Nie wiedziałyśmy, co się dzieje – czy mu coś dolega? Czy nagle zatęsknił za domem? Nieco później dowiedziałam się, że jego pierwszą opiekunkę w tym czasie znaleziono martwą w mieszkaniu (nie doczekała terminu wizyty w szpitalu).


Trzeba było szukać Świrkowi domu. W necie pojawiło się takie ogłoszenie:
 Świrek jest młody, ale już zdążył odczuć, co to bezdomność. Kiedy rok temu przygarnęła go pewna Pani, Świrek był w siódmym niebie. Odpłacał swojej opiekunce gorącą miłością i cały czas chciał czuć jej dotyk, żeby upewnić się że ona JEST. Niestety, pewnego dnia Pani zapakowała go w transporter i wraz z innymi jej kotami trafił do klatki, w obcym mieszkaniu, potem do następnej... Wreszcie jednak znalazł się znowu w domu, innym, tymczasowym, ale co dom, to dom. Znów jest szczęśliwy i znów domaga się pieszczot. Świrek ma 3 latka, jest wykastrowany, uwielbia ludzi i chciałby cały czas być głaskany. Nie boi się obcych, toleruje inne koty, jest czyściutki, bezbłędnie korzysta z kuwetki, je głównie suchą karmę, jest radosny, uwielbia zabawę.


Nawet już nie pamiętam, skąd znałam tę historię Świrka – czy od sąsiadki zmarłej opiekunki, czy jakoś można było ją odtworzyć na podstawie książeczki zdrowia. Najważniejsze, że wkrótce znalazł się opiekun, chętny dać kotu dom. Tylko że mieszkał daleko od Łodzi – pod Toruniem. Okazało się jednak, że Świrek ma szczęście – również za pośrednictwem internetu udało się nawiązać kontakt z ludźmi, którzy podróżowali z południa Polski na północ i zgodzili się „po drodze” zawadzić o Łódź, a potem dowieźć kotka w transporterze w okolice Torunia. W ten sposób Świrek trafił do swojego nowego domu.

Już kilka dni po transporcie dostałam maila, że „Co do Świrka jest już OK! :-) Jeszcze się trochę płoszy na nowe dźwięki, mało je, ale wiadomo, stres przeprowadzki”. Przyszły też pierwsze zdjęcia.
A przed Bożym Narodzeniem w skrzynce znalazłam życzenia i kolejne fotki, na których Świrek prezentował się wspaniale. „Obecnie ma na imię Haker  i czuje się jak król na włościach. Okazał się najmądrzejszym i najbardziej oddanym kociakiem pod słońcem” –pisał jego opiekun.


Ale prawdziwy happy end – „żyli długo i szczęśliwie” zdarza się tylko w bajkach. 3 lata po tych wydarzeniach dostałam kolejnego maila:


„Niestety, 2 dni temu Hakuś odszedł nagle od nas (przewrócił się i skonał, najprawdopodobniej była to wada serca). W domu wielki żal, piszę ze łzami w oczach”.                                          
Opiekun Hakusia tak go wspominał:  ( http://www.koty.pl/kacik-wspomnien/art678,haker.html )
"Hakuś przyjechał do nas w 2012 roku z fundacji For Animals z Łodzi, do której trafił po śmierci swojej właścicielki, starszej pani.. Od początku okazał się otwartym kotkiem uwielbiającym mizianie i towarzystwo ludzi.. Zawsze u boku swego pana, inteligentny, gadający. Zawsze umiał pokazać czego oczekuje. Nigdy nie zrobił żadnej szkody w domu, choć zostawał sam po kilka godzin. Wracających domowników witał gadając i turlając się z radości po chodniku. Odszedł od nas nagle w wieku 6 lat, na naszych oczach się przewrócił i skonał mimo, że wydawał się okazem zdrowia... Pozostała nam tylko pustka i cisnące się do oczu łzy z tęsknoty za najwierniejszym z przyjaciół. Hakuś spoczął w naszym ogrodzie pod brzozami, śpiewają mu teraz ptaszki za którymi tak uwielbiał się uganiać. Jak strasznie boli brak Ciebie mój kochany przyjacielu..................... jakże bym chciał znowu się z Tobą spotkać..............Tęsknię ze  łzami za jego gadaniem, budzeniem o 5 rano łapką, że czas wstawać do pracy i wypuścić go na ogród, za wieczornymi rozmowami kiedy stawał na mnie i sobie gadalismy....... smutno........ wielki chłop siedzi i wyciera łzy..... smutno........


 TO NIE BYŁ ZWYKŁY KOT......
Rodzina Hakusia przygarnęła już do domu kolejną kocią biedę, dając jej szansę na szczęśliwe  życie, zgodnie z przesłaniem, tak pięknie wyrażonym w wierszu Franciszka Klimka „On wróci”:


„On wróci”        
O kocie, który odszedł na zawsze


Zapłacz,
Kiedy odejdzie,
Jeśli Cię serce zaboli,
Że to o wiele za wcześnie
Choć może i z Bożej woli.


Zapłacz,
Bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze,
Lecz niech uwierzą wierzący,
Że on nie odszedł na zawsze.


Zapłacz,
Kiedy odejdzie,
Uroń łzę jedną i drugą,
I – przestań nim słońce wzejdzie,
Bo on nie odszedł na długo.


Potem
Rozglądnij się wkoło,
Ale nie w górę; patrz nisko
I – może wystarczy zawołać,
On może być już tu blisko…


 A jeśli ktoś mi zarzuci,
Że świat widzę w krzywym lusterku,
To ja powtórzę:
On wróci.
Choć może w innym futerku.
Franciszek Klimek, 13 czerwca 2009


Wspomnienie o Hakusiu zamieszczam na prośbę opiekuna, który chciał aby pozostał jakiś ślad po jego Przyjacielu.

1 komentarz:

  1. To boli kiedy przyjaciel odejdzie... A jednak jak cudowna jest świadomość, że tak wielu ludzi odnajduje przyjaciela w zwierzęciu. To piękna historia i ciesze się, że mogłam ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń