piątek, 15 maja 2015

Szkieletor

Złapałam kota!
Miałam go na oku już jakiś czas, bo kocur jajeczny, piękny, bardzo chudy. Przychodzi na moją działkę. Nie miałam jak się na niego zasadzić, bo przychodził w kratkę - raz przyszedł, tydzień go nie było, czasem nie widziałam go miesiąc. Bardzo nieufny, nie jadł póki nie odeszłam na co najmniej 1,5 m. Przedwczoraj zobaczyłam, że ma rany na karku...
Pożyczyłam klatkę od Ewy i pojechałam. Najpierw nakarmiłam te kotki, które przychodzą pod domek, potem zaczęłam ustawiać klatkę.
Szkieletor się zniecierpliwił i podszedł, żeby zobaczyć co mnie zatrzymuje
Nałożyłam trochę saszetki i wlazł. I zamknął. I niestety, nie dał się przełożyć do transportera. Tutaj wtrącę osobiste spostrzeżenie: do tej pory samodzielnie złapałam jednego kota, też na własnej działce, była to Lalka, która teraz pozwala nam ze sobą mieszkać;-)


Oczywiście byłam zdenerwowana, ale to pierwszy raz.

Poza tym pomagałam przy łapankach kilka razy, najczęściej po to, żeby coś potrzymać, albo mieć przy sobie chusteczki...

Teraz w pełni zrozumiałam co się przeżywa gdy kot zamyka klatkę. Ogromne emocje. Wspaniałe.


No w każdym razie kot nie dał się przełożyć i trudno.

Niedaleko otworzył się niedawno gabinet wet. Kita, z panią doktor poznałyśmy się przy okazji innego kota i tym razem Pani Madzia otworzyła specjalnie dla nas wcześniej.Zaniosłam
kocura w klatce łapce. Potem nam dwukrotnie uciekł w gabinecie...
Na pewno nie jest dziki, wyszłyśmy bez najmniejszego skaleczenia.


Od razu dostał kłuja i został zapakowany do klatki.
Na tych zdjęciach widać rany. Myślałam, że może jakiś pies go złapał.

Okazuje się, że to wszystko kleszcze! Mnóstwo. Kitek rany porobił sobie osobiście. Na razie zostanie jeszcze w lecznicy - jeszcze raz dziękuję p. Magdalenie! To zdjęcia od p. doktor


Szkieletor ma około trzech lat, jest naprawdę piękny, zupełnie nie dziki, natomiast widać, że niespecjalnie sobie radzi, inne koty na działkach wyglądają jak pączki w maśle, a on waży tylko 3 kg! Oprócz tych ran po kleszczach ma jeszcze świerzbowca w uszach, poza tym jest zdrowy. I już bezjajeczny.

Może ktoś znajdzie kawałek miejsca dla cudnego, nieufnego kocurka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz