opowiedziała Ania
Cytat z pewnej wolontariuszki - „Nie. Po prostu nie wierzę. Choć, z drugiej strony, ja też usłyszałam od pani, której kotka zaginęła (przez bezdenną głupotę właścicielki), a ja nie znalazłam kotki - pani jest bezużyteczna"
Cytat z pewnej wolontariuszki - „Nie. Po prostu nie wierzę. Choć, z drugiej strony, ja też usłyszałam od pani, której kotka zaginęła (przez bezdenną głupotę właścicielki), a ja nie znalazłam kotki - pani jest bezużyteczna"
No
to ja postarałam się wczoraj być użyteczna.
Taka
jedna pani powiedziała o kotach i kociakach Joli Dworcowej i dała
jej swój telefon. Dworcowa przekazała telefon Ewie, która z ową
panią rozmawiała i nieco się zirytowała (znaczy Ewa - po
dwóch dniach mrożenia na Szenwalda nie dziwne mi to, ja tam marzłam
tylko w niedzielę i odnowiłam se wirusa, znów dycham), bo pani
mówiła, że nie zna karmicieli, nie pomoże łapać i w ogóle nie…
Adres
blisko mnie, uzbrojona na wszelki wypadek w wielką cierpliwość
i wyrozumiałość, zadzwoniłam. Okazała się, że pani
naprawdę niewiele może, pracę ma praktycznie całodobową,
aktualnie ratuje kota potrąconego pod samochód, i na dokładkę
jest akurat chora.
Z
historii - bo bardzo, bardzo niestety typowa…
Kilka
lat temu pod blokiem pojawiał się mała kotka. Kilka osób
próbowało ją złapać, kilka gwałtownie protestowało przeciwko
działaniom niezgodnym z naturą. Ręcznie złapać się nie udało,
poproszono o pomoc bardzo sprawną (w słowach) fundację, pomoc
obiecano. I tyle.
Po
kilku latach z jednej kotki jest 6-8 kotów - ja akurat widziała
dwa buraski i jedno czarno białe, ale byłam tam tylko kilkanaście
minut. Mieszkają w komórce, wątpię, czy mają tam coś ciepłego,
np.budkę. Karmione są te koty przez starszego schorowanego pana I
przez alarmująca zagonioną panią - obrońcy wolności kotów nie
zakłócają im tej wolności.…
Dlaczego
typowe? Bo naprawdę lepiej powiedzieć, że się nie pomoże, bo nie
ma możliwości, czasu, pieniędzy, wreszcie ochoty. Może wtedy
ludzie nie czekaliby na tę akurat pomoc, a szukali gdzie indziej?
Może nie zniechęcaliby się do szukania pomocy? Może po złapaniu
tej jednej malutkiej kotki, zachęceni pomocą, kolejne zgłaszaliby
zaraz po ich pojawieniu się? Może wtedy dałoby się wysterylizować
/ wykastrować jedną-dwie kociosztuki, a nie leczyć potem chore
maluszki, szukać im domów, łapać i sterylizować 6, 8, 15 kotów?
Różnica czasu i pieniędzy przeznaczonych na łapanie, szukanie
domów, sterylizację, kastrację - diametralna.
I
tak do wszystkich, którzy chcą pomóc kotom - nie ma w Łodzi i
w innych miastach etatowych łapaczy. Jest Straż Miejska - która
zabierze chorego kota, zabierze domowego błąkającego się, ale jak
Wy go złapiecie - i inaczej nie da rady, no bo zanim przez korki
dojadą na zgłoszenie, kot pójdzie i szukaj wiatru….
Fundacje
- malutkie grupki wariatów, którzy normalnie pracują, mają
normalne rodzinne obowiązki, normalne średnie krajowe pensje z
których utrzymują i leczą nienormalną ilość zwierzaków, i
normalne mieszkania, w których panoszy się nienormalna ilość
zwierzaków. Ustawowa pomoc gminy? Właśnie skończyły się umowy
na sterylki kotów wolnozyjacych…. Schronisko? Nie dla kotów
wolnożyjących…
1%
podatku - a kto z Was przekazuje go na zwierzaki? Są ważniejsze
cele…
Czyli
fundacje generalnie mogą POMÓC - pożyczyć klatkę łapkę,
wskazać lecznicę, która bezdomniaka potraktuje ulgowo. Ale
naprawdę nie stać nas ani na finansowanie, ani na łapanie, ani na
zabieranie wszystkich potrzebujących zwierzaków…
Wracając
do tematu - porozmawiałam z panią, wstępnie umówiłam się na
wieczór, poprosiłam o niekarmienie kotów do tego czasu. Dostałam
dokładne wskazówki, gdzie koty są, między pracą a zawiezieniem
mamy do lekarza miałam chwilę przerwy, podjechałam na rekonesans.
Wskazówki były bardzo dokładne, poparte zdjęciem - bez trudu
zlokalizowałam komórkę.
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/7989420e4c345ac5][IMG]http://images68.fotosik.pl/1259/7989420e4c345ac5m.jpg[/IMG][/URL]
*
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/0c035e8f3b9ba616][IMG]http://images69.fotosik.pl/1259/0c035e8f3b9ba616m.jpg[/IMG][/URL]
Położyłam
trochę karmy do miseczki, pojawiły się dwa dorosłe bure, przy
bloku przemknął mi czarny z białym, ze szczelin między deskami
wyjrzały małe łebki.
I
te oczka - od razu widać, że chore…
Czas
- zaraz muszę lecieć po mamę i do lekarza, ale spróbuję. Klatka
- tylko co, jeśli duży się złapie? Wypuścić? One generalnie
drugi raz nic wchodzą… Sterylek miejskich nie ma, trzeba by
normalnie zapłacić, z czego? Nic, spróbuję. Duże mocno
płochliwe, jeśli będę w miarę blisko klatki, może nie wejdą,
może maluszki będą mniej ostrożne i głupsze… Widać, że
głodne, jest szansa.
Byleby
szybko, bo mama, lekarz itd. A wieczorem wg słów pani raczej nie
wychodzą - pewnie skulone śpią usiłując się rozgrzać kot od
kota…
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/8e60c45f8b1db64a][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/8e60c45f8b1db64am.jpg[/IMG][/URL]
Postawiłam
klatkę, oczywiście wlazło duże,. Zaszeleściłam stopą w
liściach - uciekło. Może to metoda. Stoję, czekam, jedno małe
lata wkoło klatki, drugie ostrożnie patrzy spomiędzy desek.
W
klatce małe, pcha się duże. Trudno, będzie małe i duże. Tylko
jak małe nadepnie na zapadkę, klapka spadnie dużemu na tyłek -
i prysną oba,. Może trzeba było na sznurek? Ale nie umiem, a
nerwach za bardzo mi się ręce trzęsą…
Drugie
małe wchodzi do klatki, a właściwie dużemu na grzbiet. Kurczę,
trąci klapkę, uciekną wszystkie. Znów stopą po liściach, duże
i to ostrożne małe uciekają, to odważniejsze (głupsze?
głodniejsze? ciągle w klatce młóci z talerzyka.
Drugie
małe w wejściu do klatki, wącha, wylizuje resztki z podłogi,
niech wejdzie dalej, to pierwsze zbliża się do zapadki, znów ta
klapka spadnie na plecy, zwieją….
Wycofało
się...
Czas,
kończy mi się czas, lekarz na konkretną godzinę.
Odważniejsze
małe rezygnuje z zapadki, pucuje talerzyk, Znów za sobą ma duże.
Drugie małe niecierpliwie biega wkoło klatki. Szeleszczę - duże
wychodzi, ale już mniej gwałtownie, drugie małe prawie wbiega do
klatki - ale znów zatrzymuje się na przy wejściu, na szczęście
całe jest w klatce, nie ucieknie pod klapką.
Jest!
Są! To pierwsze nacisnęło zapadkę!! Mam oba!!!
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/8e95e45987f213d9][IMG]http://images66.fotosik.pl/1259/8e95e45987f213d9m.jpg[/IMG][/URL]
Biegiem
do samochodu, biegiem do lecznicy, po drodze telefon do pani, że mam
maluchy, pani w którymś momencie zauważyła mnie przez okno,
zaczęła się ubierać (chora), ale to były chyba ostatnie chwile
łapania… Chce mnie gdzieś podwieźć, ale ja już jadę, więc
chce jakoś pomóc - mówię, że koszty leczenia, potem
szczepienia, że nie mamy na to…
Wpadam,
do lecznicy, akurat nikogo nie ma, prawie rzucam lekarkom klatkę
z kociakami i kontener na przepakowanie, pełen serwis,
mówię, pchły, robaki, leczenie, pazurki, książeczki, najlepiej
jeszcze oswojenie z adopcją, zabiorę przed zamknięciem lecznicy.
Już wybiegam, za sobą słyszę - a pazurki na jaki kolor malować?
Kochane dziewczyny, dzięki nim naprawdę udaje się zrobić dużo
więcej.
A
potem już na spokojnie - mama, lekarz, odwieźć do domu przez
aptekę i Biedronkę, zabrać oporządzone kociaki, na
Teofilów po klatkę pobytową, na Retkinię do domu tymczasowego.
Kilka
słów o dt, bo jeszcze nie pisałam, a już osiem kociaków dzięki
nim udało się uratować i wyadoptować. Bardzo młoda para,
kociarze, ale lada szelest wyjeżdżają za granicę na stałe i nie
wiedzą, czy na początek dadzą sobie tam radę z kotem, a bez
kota w domu smutno… więc wymyślili, e będą domem tymczasowym -
u nich były trzy białaski z Wiśniowej Góry - Atos, Portos i
Aramis, potem trójka Telefonistów, potem dwa podrzutki starszego
pana. No a teraz chrzest bojowy - dwa chore dzikuny w klatce.
Myślę,
że dadzą radę - wczoraj dziewczyna odniosła pierwsza ranę -
dzielnie to zniosła.
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/da3a4be4454db9da][IMG]http://images67.fotosik.pl/1260/da3a4be4454db9dam.jpg[/IMG][/URL]
*
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/f07344f00e79460f][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/f07344f00e79460fm.jpg[/IMG][/URL]
Kociaki
- parka - potężny koci katar, chłopiec prawie się dusi, rzęzi
jak stary traktor. Oczy - sami widzicie - za kilkanaście dni
nie byłoby albo oczu, albo kociaków, najpewniej jednego i drugiego.
Natura - i takiego argumentu - pani, one za chwile i tak
padną, będą następne - używa wielu karmicieli, którym nie
chce się łapać na sterylki. Bo po co? Kotów do karmienia, nie
przybędzie, padną...
Posiedzieliśmy
przy herbatce, pogadaliśmy o podawaniu tabletek, zastrzyków, maści
do oczu, kropelek do nosków - z kociakami na kolanach, trzeba
oswajać,
Zachowywały
się dość spokojnie, albo zmęczone, albo chore i zrezygnowane.
Potem usnęły otulone w ręcznik.
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/0892b38f0d1cd835][IMG]http://images68.fotosik.pl/1259/0892b38f0d1cd835m.jpg[/IMG][/URL]
*
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/857ea2e683e867bf][IMG]http://images70.fotosik.pl/1258/857ea2e683e867bfm.jpg[/IMG][/URL]
A
ja co?
A
ja wróciłam do domu, zrobiłam rundkę po kuwetach i miskach,
odgoniłam miziające się stęsknione koty i napisałam ten tekst.
Po
co?
No
cóż, trochę dla zdrowia psychicznego, warto żale czasem wyrzucić,
a głównie dla pieniędzy - na leczenie, a potem szczepienie tych
maleństw, i może uda się na sterylki tych 6-8 dorosłych z komórek
- żeby więcej tam nie pojawiały się chore kocie dzieci…
Jak
zwykle na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
z
dopiskiem - Rybna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz