Pani zajmowała się swoimi kotami – miały książeczki zdrowia, były wszystkie wysterylizowane. Ale ostatnio zdrowie Pani pogarszało się, groził pobyt w szpitalu. Pani miała coraz mniej sił dla swoich podopiecznych, zaniedbywała je. Kiedy zbliżył się termin wizyty w szpitalu, Pani zażądała zabrania kotów. MOPS próbował pomóc, ale Schronisko odmówiło przyjęcia zwierząt mających opiekuna, fundacje jak zawsze były przepełnione. Pani zdecydowała się wtedy na radykalne rozwiązanie kociego problemu. Przypadkiem dowiedziała się o tym sąsiadka i zaalarmowała łódzki oddział FFA. W ten sposób koty jeszcze tego samego dnia wylądowały w kontenerach w mieszkaniu sąsiadki, a docelowo – „na głowie” przewodniczącej oddziału.
Najpierw
pomogła lecznica, ale koty mogły tam zostać tylko kilka dni. Po odpchleniu i
odrobaczeniu trzeba było je gdzieś zabrać. O dziwo, energiczna akcja
spowodowała, że wszystkie udało się umieścić w domach stałych lub
tymczasowych. Najmłodszy – 3-letni
Świrek trafił do mojej znajomej, która zgodziła się „na krótko” go przetrzymać.
(Chętnych poznania w szczegółach całej akcji zapraszam tutaj: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=139701)
Na szczęście
Świrek dość szybko zaaklimatyzował się w nowym miejscu. Tylko jedną noc spędził
ukryty w kąciku, potem zaczął zwiedzać mieszkanie i domagać pieszczot.
Uwielbiał się bawić, trudno mu było zrobić zdjęcia do ogłoszeń, bo cały czas
się kręcił, gonił piórka, piłeczki. Gorzej było z jedzeniem, wyglądało jakby
nie bardzo znał typowe kocie chrupki czy saszetki, za to jajecznica wzbudziła
jego entuzjazm i została pochłonięta błyskawicznie. Stopniowo Świrek przekonał
się oczywiście do suchej, a potem także mokrej karmy.
Kilka dni po zainstalowaniu w nowym mieszkaniu Świrek zaczął nagle strasznie płakać. Zawodził okropnie przez dwie doby, nie dajac znajomej usnąć. Nie wiedziałyśmy, co się dzieje – czy mu coś dolega? Czy nagle zatęsknił za domem? Nieco później dowiedziałam się, że jego pierwszą opiekunkę w tym czasie znaleziono martwą w mieszkaniu (nie doczekała terminu wizyty w szpitalu).
Trzeba było
szukać Świrkowi domu. W necie pojawiło się takie ogłoszenie:
Nawet już nie pamiętam, skąd znałam tę historię Świrka – czy od sąsiadki zmarłej opiekunki, czy jakoś można było ją odtworzyć na podstawie książeczki zdrowia. Najważniejsze, że wkrótce znalazł się opiekun, chętny dać kotu dom. Tylko że mieszkał daleko od Łodzi – pod Toruniem. Okazało się jednak, że Świrek ma szczęście – również za pośrednictwem internetu udało się nawiązać kontakt z ludźmi, którzy podróżowali z południa Polski na północ i zgodzili się „po drodze” zawadzić o Łódź, a potem dowieźć kotka w transporterze w okolice Torunia. W ten sposób Świrek trafił do swojego nowego domu.
Już kilka
dni po transporcie dostałam maila, że „Co
do Świrka jest już OK! :-) Jeszcze się trochę płoszy na nowe dźwięki, mało je, ale
wiadomo, stres przeprowadzki”. Przyszły też pierwsze zdjęcia.
A przed Bożym
Narodzeniem w skrzynce znalazłam życzenia i kolejne fotki, na których Świrek prezentował
się wspaniale. „Obecnie ma na imię Haker i czuje się jak król na włościach. Okazał się
najmądrzejszym i najbardziej oddanym kociakiem pod słońcem” –pisał jego
opiekun.
Ale prawdziwy happy end – „żyli długo i szczęśliwie”
zdarza się tylko w bajkach. 3 lata po tych wydarzeniach dostałam kolejnego
maila:
„Niestety, 2 dni temu
Hakuś odszedł nagle od nas (przewrócił się i skonał, najprawdopodobniej była to
wada serca). W domu wielki żal, piszę ze
łzami w oczach”.
Opiekun Hakusia tak go wspominał: ( http://www.koty.pl/kacik-wspomnien/art678,haker.html )
"Hakuś przyjechał
do nas w 2012 roku z fundacji For Animals z Łodzi, do której trafił po śmierci
swojej właścicielki, starszej pani.. Od początku okazał się otwartym kotkiem
uwielbiającym mizianie i towarzystwo ludzi.. Zawsze u boku swego pana, inteligentny,
gadający. Zawsze umiał pokazać czego oczekuje. Nigdy nie zrobił żadnej szkody w
domu, choć zostawał sam po kilka godzin. Wracających domowników witał gadając i
turlając się z radości po chodniku. Odszedł od nas nagle w wieku 6 lat, na
naszych oczach się przewrócił i skonał mimo, że wydawał się okazem zdrowia... Pozostała
nam tylko pustka i cisnące się do oczu łzy z tęsknoty za najwierniejszym z
przyjaciół. Hakuś spoczął w naszym ogrodzie pod brzozami, śpiewają mu teraz
ptaszki za którymi tak uwielbiał się uganiać. Jak strasznie boli brak Ciebie
mój kochany przyjacielu..................... jakże bym chciał znowu się z Tobą
spotkać..............Tęsknię ze łzami za
jego gadaniem, budzeniem o 5 rano łapką, że czas wstawać do pracy i wypuścić go
na ogród, za wieczornymi rozmowami kiedy stawał na mnie i sobie
gadalismy....... smutno........ wielki chłop siedzi i wyciera
łzy..... smutno........Opiekun Hakusia tak go wspominał: ( http://www.koty.pl/kacik-wspomnien/art678,haker.html
TO NIE BYŁ ZWYKŁY KOT......
Rodzina Hakusia przygarnęła już do domu kolejną kocią biedę,
dając jej szansę na szczęśliwe życie, zgodnie z przesłaniem, tak pięknie
wyrażonym w wierszu Franciszka Klimka „On wróci”:
„On wróci”
O kocie, który odszedł na zawsze
Zapłacz,
Kiedy
odejdzie,Jeśli Cię serce zaboli,
Że to o wiele za wcześnie
Choć może i z Bożej woli.
Zapłacz,
Bo dla
płaczącychNiebo bywa łaskawsze,
Lecz niech uwierzą wierzący,
Że on nie odszedł na zawsze.
Zapłacz,
Kiedy
odejdzie,Uroń łzę jedną i drugą,
I – przestań nim słońce wzejdzie,
Bo on nie odszedł na długo.
Potem
Rozglądnij
się wkoło,Ale nie w górę; patrz nisko
I – może wystarczy zawołać,
On może być już tu blisko…
To ja powtórzę:
On wróci.
Choć może w innym futerku.
Franciszek Klimek, 13 czerwca 2009
Wspomnienie o
Hakusiu zamieszczam na prośbę opiekuna, który chciał aby pozostał jakiś ślad po
jego Przyjacielu.
To boli kiedy przyjaciel odejdzie... A jednak jak cudowna jest świadomość, że tak wielu ludzi odnajduje przyjaciela w zwierzęciu. To piękna historia i ciesze się, że mogłam ją przeczytać.
OdpowiedzUsuń