czwartek, 22 października 2015

Jesienne warzywka

Tuż przed 20tą zawiozłyśmy do lecznicy trzy kotki z Żeromskiego. Te, które były obrzucane kamieniami...
Podjechała po mnie Ania autkiem, na siedzeniu pasażera stał kontener – co było robić – wzięłam na kolana z nadzieją, że nie będzie przeciekał... Nie przeciekał.
Zawartość grzechotała cicho, co mnie nieco zdziwiło... Okazało się, że Pani Karmicielka złapawszy kociaki nie mogła zdzierżyć, że one tam głodne siedzą i wstawiła im miseczkę z wodą i drugą z żarciem... Czyli słusznie się bałam, że może przeciekać...
Kociaczki siedziały cichutko i starały się być jak najmniejsze, niewidoczne.


Śliczne maleństwa.

Ogórek jest najmniejszy, jasny burasek. Walczył jak lew, wrzeszczał, machał pazurzastymi łapkami... Zaropiałe oczka, świerzb w uszkach, wyraźna niedowaga i wydawało się, że nic więcej, dopóki przy badaniu nie zawiesił się Pani doktor Asi na palcu. Okazało się, że reaguje bólem na dotknięcie boczku. Nie wiemy, czy dostał kamieniem, czy z czegoś spadł.



Drugi, Kabaczek jest duży; wydaje się wiele większy od rodzeństwa, chociaż waga pokazała różnicę zaledwie 100g. Oczka ma śliczne, oczywiście świerzb i okazało się, że kuleje na łapkę.


Trzecie to czarna baba, więc Cukinia. Ma zaropiałe oczka, świerzb i chyba nic więcej.
Wszystkie dostały lekarstwa na koci katar, psika na pchły, tabletki na robaki i to na razie wszystko, co można dla nich zrobić . Mamy nadzieję, że za parę dni będzie można je zaszczepić. Na razie trafiły do bardzo awaryjnego domu tymczasowego.

A w międzyczasie jedna karmicielka mocno podniosła nam ciśnienie, potem prawie zabrakło nam benzyny, potem ja wróciłam do domu, a Ania pojechała na Retkinię kłuć chore z Rybnej. Potem pewnie też wróciła do domu…
I ciągle gadała o pięciu kociakach z Wrocławskiej - że nie ma co z nimi zrobić..
I nawet nie pomyślała, że mogłaby nie zrobić nic..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz