poniedziałek, 19 października 2015

TakieTamSobieMałeMarzenie

wylało się Ewie
Od trzech tygodni (albo i lepiej) Baśka mi truje:
- napisz coś na bloga!
- no kiedy coś napiszesz?
- zaczęłaś już coś pisać?
No a ja nie wiem co mam napisać.
No bo co tu pisać?
- o tym, że jestem zmęczona ciągłą pogonią za kassą?
- o tym, że mam jeszcze w Tropie 4ooo,oo tys. długu (to za 42 koty->38 wyadoptowanych z Lecznicy+4 umarły)?
- o tym, że boję się odbierać telefonu, bo nie wiem co mnie czeka?
- o tym, że powoli tracę cierpliwośc do dzwoniących?
A... właśnie może o tym napiszę.

TakieTamSobieMałeMarzenie
Ja bardzo cierpliwa jestem - to od pracy z małolatami tak mam. I zawsze tłumaczę od początku, powoli i blisko krawężnika dzwoniącym o pomoc też.
Ale nie wszyscy chcą zrozumieć, że:
- nie zawsze od razu mam czas lecieć i łapać,
- nie mam nieograniczonych możliwości i nie jestem w stanie zabrać wszystkich kociaków,
- a jeśli już mogę umieścić jakieś malce w Lecznicy, to to kosztuje.
Taka sobie przykładowa rozmowa:
Pani zobaczyła na swoim podwórku dwa chore kociaki.
- A ile mają? - pytam.
- A pewnie ze trzy tygodnie, same już jedzą - w odpowiedzi słyszę.
No to tłumaczę powoli i blisko krawężnika, że nie mogą tyle mieć, bo kiedy zaczynają same jeść, to mogą już mieć ok. 5 tyg.
Bo takie co mają trzy tygodnie, to się ledwo graśkają i pary, to wystarcza im tylko na to, co by się do cycka doczołgać.
- Acha - słyszę
No i zaczynamy rozmawiać.
Mówię Pani, że:
- mogę je umieścić w Lecznicy, ale to kosztuje, a ani ja, ani Fundacja nie mamy już kassy, więc może Pani by pomogła.
- No ona nie może, bo karmi koty - słyszę w odpowiedzi.
Proszę Panią o złapanie kontaktu z Karmicielem (wszak jest na miejscu), bo głodne muszą być przed łapaniem.
- No ona nie może, bo pracuje.
Proponuję Pani, co by się skontaktowała z innymi łódzkimi Fundacjami.
- No ona nie może, bo nie ma czasu na pisanie i dzwonienie.
Dobrze, że w majtkach miałam mocną gumkę...
(jeszcze tego samego dnia dowiedziałam się od NN, że próbowałam wyłudzić od Pani 1ooo,oo zł...)
Niestety w przeważającej ilości przypadków tak właśnie wygląda rozmowa. A ja bardzo lubię łapać koty, tylko trzeba mi trochę pomóc (nawet wtedy kiedy muszę wstać o 3:oo na ranem i jechać za 5o,oo zł. do LokomotywowniNaKońcuŚwiata). Bardzo lubię przegrzebywać piwnice i komórki w poszukiwaniu maluchów.
Serio, serio!
Lubię tę adrenalinę, kiedy patrzę na klatkę i kota - wejdze, nie wejdzie.
Lubię tę adrenalinę, kiedy ostrożnie odstawiam ostatnią deskę i szykuję się do skoku na malca.
A kiedy wyczołguję się z komórki z kociakiem w cyckach, cała utytłana jakimś stuletnim syfem i śmierdząca kocurzymi szczynami, jestem autentycznie szczęśliwa!
No qrwa, po prostu to lubię!
Ale wiem też, że wszystkiego nie uratuję.
Nie ma takiej opcji.
I to jest bardzo dołujące.
Bardzo dołujące są takie teksty, które poruszją moją (naszą - łapiących znaczy) wyobraźnię.
Teksty, którymi beztrosko zalewają nas proszący i pomoc.
Albo takie niewinne (w ich mniemaniu) kłamstewka dotyczące wieku kociaków.
A potem, z miną niewinątka, tłumaczenie się - przecież inaczej by Pani nie przyjechała, a one nie mogą tu zostać!
No tak, a my to możemy zostać z np. czwórką 4 m-cznych dzikusów, które nie wiadomo kiedy (i czy w ogóle) się oswoją?
Bo my Fundacja jesteśmy i mamy obowiązek.
Bo my musimy.
A Oni (dzwoniący, znaczy) nic nie muszą, bo to nie ich koty.
Więc taką małą prośbę do wszystkich do nas dzwoniących mam:
Nie traktujcie nas jak instytucji!
Miejcie dla nas trochę więcej cierpliwości, bo po któreś tam takiej jak w/w rozmowie, tracimy cierpliwość!
Przekazujcie nam prawdziwy stan rzeczy, bo prawda zawsze wyjdzie na jaw i wtedy się wkurzamy.
Zawsze jakoś można się dogadać.
Zarówno Wy jak i my chcemy dla kotów tego samego i tylko współpraca może doprowadzić nas do celu!
TakieTamSobieMałeMarzenie

ewa, 18 października 2o15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz