poniedziałek, 12 października 2015

Podrostki Oli

napisała Ania
O Oli pisałam kilka razy - sama w nie najlepszej sytuacji, stara się pomóc kotom, ile może. Tylko tym razem chyba sytuacja nieco przerosła jej możliwości - trzy chore, niedożywione podrostki spod sklepu. Ola nie odmówiła im opieki - i nawet o pomoc nie bardzo umie poprosić - więc spróbuję zrobić to za nią. Przypomnę - pisałam o tym na str.73, cytując wiadomości od Oli - od początku października Ola skutecznie zajęła się kotami spod sklepu, wysterylizowała 5 kotek i kocurka płacąc za to wspólnie z panią ze sklepu, teraz zaopiekowała się trzema chorymi podrostkami - a naprawdę sytuacja finansowa jej rodziny nie pozwala na nieograniczone wydatki, Ola każdy wydatek musi bardzo mocno przemyśleć.
Jeśli uważacie, że warto jej pomóc - proszę, zróbcie to -
jak zwykle na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
z dopiskiem - podrostki Oli. -


"Podrostki złapane, ale nie jest dobrze, wszystkie w/g wetki mają nieźle rozwinięty koci katar, wg mnie też. Nadżerki w pyszczku, zatkany nos i oczka łzawiące mocno i ropiejące, praktycznie oczka przymknięte i opuchnięte, zaklejone ropą. Jeden ma oba oka zalepione ropą, drugi jedno, za to drugie łzawi, trzeci do tego kuleje, myślałam że jakiś uraz, ale to też kk...
Na razie sterylka odpada, kotów oczywiście nie wypuścimy... Na czas leczenia pojechały do mnie na działkę... Szału nie ma, ale będą siedziały w ogrzewanym olejakiem pomieszczeniu (lepsze to niż nic), a sąsiedzi (opiekunowie niebieskookiego Mańka) zgodzili się na podawanie antybiotyków i czegoś jeszcze (w wodzie) nie wiem co to, nie pamiętam nazwy, coś na odporność + osłonowe chyba.... Kocie podrostki nie są mocno dzikie - albo choroba dzikość przytępiła - pozwoliły się zbadać bez problemu, zrobić zastrzyki itp . No mruczeć to nie mruczały, ale wielkich problemów nie było .
Tym razem łapanka odbyła się bez mojego udziału, po prostu ziąb i głód zmusił osłabione kociaki do rzuceia się na miski z jedzeniem, facet ze sklepu złapał je po prostu w ręce (w rękawicach), i upchnął na zapleczu, ja tylko wsadziłam w kontener, nawet bez rękawic bo leżały plackiem pod grzejnikiem, nażarte, ogrzane i chyba szczęśliwe. Ostanią stówkę wpłaciłam na poczet leczenia, ze sterylkami musimy się wstrzymać, mam nadzieję, że 200-250zł wystarczy na leczenie gnojków… Póki co zapłaciłam te 100zł jako zaliczkę i nie wiem, co dalej… Bo po leczeniu zaszczepić też by wypadało, kolejne 150zł..…
Na działkę z kotami zawiózł mnie brat, wynieśliśmy wersalki, Tv, i to co mogłyby zasikać, wstawiliśmy olejak, skrzynki po owocach i pudła kartonowe wymoszczone słomą i starymi (ale czystymi ) polarami i kocami. Na podłogę położyliśmy starą wykładzinę dywanową, mogą zasikać, się wywali i tyle. Zawiozłam kuwetę, zasypałam zwykłym piaskiem, tańszy niż żwirek i na działce akurat jest. Sąsiedzi obiecali, że raz dziennie wywalą wszystko z kuwety, i nasypią nowego piachu. Zakazałam myć kuwetę. Na szczęście na działce jest "kuchenka" z drzwiami zamykanymi na klucz, z niej do pokoju są zamykane drzwi, okna aluminiowe z odzysku, więc koty na bank nie zwieją.
Kociaki wg wetki mają jakieś 4-5mcy, większość zębów wymieniona na stałe, ale część jeszcze mleczna. Generalnie mocno niedożywione. Okradłam swoje koty z suchego (sanabelle), kupiłam trochę puch (Aldi) , dołożyłam cycka z kuraka na kamuflowanie tabletek. Karmę zostawiłam u opiekunów niebieskookiego, a mięcho w zamrażarce na działce. Wiem, że to nie szał, ale na więcej mnie po prostu nie stać... Powinny i tak mieć lepiej, niż na pod tym sklepem na Teofilowie, ciepło w zadek, pełna micha i leczenie. Rękawice zostawiłam na działce na wszelki wypadek, jak nie zjedzą tabletek w mięsie trzeba będzie podawać dopyszcznie. Jak wyzdrowieją i zostaną wysterylizowane, trzeba będzie zaszczepić i szukać domów….Nie chciałabym zostawić ich tam na działce, choć już miejscowi się nimi zainteresowali - na wsiach teraz brakuje kotów... Nie wiem czemu, ale brakuje.... wymarły ?? przeniosły się do miasta ?? Nie wiem i chyba wolę się nie zastanawiać.

Bo ciotka kolegi zamówiła 2 koty.
Ale tam nie dam, póki nie przekonam ludzi, że nawet dobrze karmione koty łapią myszy. Ciotka kolegi była w szoku, że moje wypasione, wyżarte, wykastrowane i w dodatku kocury !!!! łapią wszelkie robale w domu skacząc pod sufit. O dziwo ciotka karmi i psy i koty (jak jeszcze były), szału to nie ma, ale na michę zupy z mięsem (okrawki) mogą liczyć. Koty dodatkowo na ciepłe mleko prosto od krowy - moje też lubią takie mleko i nawet nie mają sraczki. Tzn ciotka karmi, ale generalnie uważa, że to niepotrzebne.

Ps. W środę jadę na działkę po koty, na przegląd wet ... i je tam odwiozę wieczorem późnym. Będziemy też pod telefonem na "w razie czego". Jakbyś mi podrzuciła trochę jakieś karmy dla nich, byłabym bardzo wdzięczna, bo generalne trochę mi cienko… Te podróże na działkę też trochę kosztują, ogrzewanie olejakiem też walnie po prądzie….

Syn pani od wędlin obiecał zrobić zimowe i zbiorowe schronienie dla kotów pod schodami sklepu, zawiozłam mu styropian 10cm, wyprosiłam od sąsiadów, został pim o ocieplaniu domu sąsiadów, jakieś płyty osb, słomę.. Szału nie będzie, ale lepsze to niż nic. Więcej nic nie zrobię, chyba że na wiosnę, jak wygram w totolotka. Wiesz, cienko, wrzesień, szkoła, teraz idzie zima, dzieciaki z butów i ubrań wyrosły… Więc generalnie co mogłam to zrobiłam. Miejsca pod schodami jest sporo, z jednej tylko strony jest otwarta przestrzeń, więc jak by się udało wycieplić ściany styropianem, na ziemię położyć styropian i osb, osłonić wejście (osb, styropian) wyłożyć słomą i jakimiś odpadkami materiałowymi, to jak dla mnie nie było by źle, a nawet jak by było źle, to więcej nie zrobię, budek postawić nie ma gdzie... zostają tylko schody…


Wiem, zawołasz zdjęcia. Ale telefon nie robi, aparatu nie mam, jakiś sprzęt foto spróbuję na środę pożyczyć, może się uda. "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz