czwartek, 26 sierpnia 2021

DLACZEGO?!

 


Jest kilka rzeczy, z którymi bardzo trudno mi się pogodzić. Np. bezmyślność, np. widzenie tylko czubka własnego nosa… Bezmyślne lenistwo…


Bo tak - był czerwiec 2017, kotami na osiedlu jeszcze opiekowała się Pani Łucja - tzn karmiła i mówiła, gdzie łapać, sama już na to nie miała siły - pewien pan poprosił o pomoc - na podwórku kot z krwawiącą łapą, nie daje się złapać. Pan się nim zajmie, tylko żeby złapać.


Już nie pamiętam, czy tylko klatkę zawiozłam, czy łapałam - nieistotne, ważne, że pan chciał kotu pomóc. Kota złapał, ma go do tej pory, łapka pięknie się wyleczyła.




Jest maj 2021 - w ogródku blokowym karmiona jest czarna kotka, ciężarna, ktoś, kto zaopiekował się poprzednim miotem tej kotki teraz chce ją złapać i wysterylizować. Bierze klatkę, ogródek zamknięty, klatka może spokojnie stać i czekać na kicię - trzeba tylko, by sąsiedzi nie karmili jej rzucając coś z okien. Ów ktoś wyjeżdża na kilka dni, zostawia mi klucz do ogródka, latam do klatki zmieniać przynętę. Ale kotka ma szwedzki stół wokół klatki… Czy ów ktoś z sąsiadami nie rozmawiał, czy sąsiedzi nie rozumieją prostych komunikatów? A może robią na złość? Nie wiem, po ponad tygodniu klatkę zabrałam, ów ktoś nie odezwał się do mnie do tej pory,




W czasie spaceru do klatki zobaczyłam kota - poszłam za nim, zaprowadził mnie na podwórko kota z chorą łapką. Zadzwoniłam do pana, poznał mnie, nadal ma zapisany mój telefon - a owszem, jest kilka kotów na podwórku, ciągle się rodzą, mogę łapać. Ile? A może 4, może więcej, kto to wie. Czemu nie dzwonił? A jakoś tak…. One dzikie, nie złapią się... Tia… Przypominam, że kot z chorą łapką był łapany klatką łapką…


Pierwszego wieczoru - 2021.05.29 - w ciągu godziny złapały się trzy.



Potem było trudniej - chodziłam tam codziennie, codziennie sterczałam po 2-3 godziny, tradycyjnie nikt z mieszkańców / karmicieli nie miał czasu popilnować klatki, wszyscy przecież pracują… Cóż, moja doba z gumy jest… 2021.06.03 - złapały się kolejne dwa, lekarz stwierdził, że jedna z nich niedawno skończyła karmić - ale że kociaków mieszkańcy nie widzieli, uznałam, że pewnie nie żyją…


2021.06.06 - złapałam wg mieszkańców ostatnią kotkę, za to z potężnym kocim katarem. Leczyłam ją kilka tygodni, zanim wypuściłam.


Żeby klatka nie stała bezczynnie - cały czas zostawiałam ją w owym zamkniętym ogródku, zabierałam tylko na kilka godzin łapania.





W połowie czerwca 2021 odezwała się do mnie pani z osiedla. Mieszka przy ulicy równoległej do tej opisywanej, jej działka prawie przylega plecami do działki, którą opisałam. No i pojawiły się kociaki, cztery jasne buraski… pani dokarmia, bo skoro już przyszły… Ale nie chce ich. Ja też nie chcę, w obecnej sytuacji w Łodzi - przypomnę, brak sterylek miejskich przez1,5 roku - kociaków ani kotów nikt nie chce, zaproponowałam karmienie do momentu, aż podrosną nieco, złapanie - z moją pomocą - i sterylki. Na ogół po takiej rozmowie kontakt się urywa, tu - nie.


Poszłam zobaczyć kociaki, umówiłyśmy się na spotkanie na koniec lipca - pani zadzwoniła, ustaliłyśmy szczegóły. Pani zaobserwowała dziwną rzecz - matka kociąt na kilka dni zniknęła, potem pojawiła się z plasterkiem na uszku. No to już wiedziałam, skąd kotka i gdzie kociaki - „mój” weterynarz często tak opatruje nacięte uszko.


W końcu przyszedł TEN dzień - 2021.08.22 - zgodnie z moją wskazówką kociaki dostały pół śniadania. Tylko że jest ich pięć - a lecznica czeka na cztery… Łapiemy - pierwszego nakryłam klatką „nakładaną”, dwa pozostałe dość szybko zapakowały się do zwykłej łapki - w ciągu pół godziny od ustawienie klatek.

.




Dwa ostatnie wypłoszone zamieszaniem schowały się pod wiatą - przestawiłyśmy klatkę i poszłyśmy na herbatę. Pierwszy nie kazał nam długo czekać - może kwadrans. A ostatni…. Straciłam nadzieję, że złapie się przed nocą, ustaliłyśmy, że klatka zostanie, jak kociak się złapie - poczeka na mnie do rana. Głód i łakomstwo były silniejsze - godzinę oglądał klatkę, w końcu skutecznie wszedł.





A po dachu łaziły kolejne kociaki - takie 2,5mca…. Jak myślicie, skąd się wzięły?


W poniedziałek rano P.Dr w Futrzaku popatrzył na dostawę, popatrzył w listę wizyt i z westchnieniem przyjął piątkę - mimo że umawiałam cztery. Dziękuję.




Trzech chłopaków, dwie dziewczynki - chłopaki dziś wypuszczone, dziewczyny wracają w piątek:





Skoro wszystko tak ładnie poszło, dlaczego to tytułowe „dlaczego?”


Np. taka historia - pan wiedział, że są klatki łapki, że łapie się w nie koty, doskonale mnie pamiętał, miał mój telefon - więc DLACZEGO?!


Łapałam tam w maju, kociaki z dachu mają max.2,5mca - więc DLACZEGO nikt nie zgłosił kotki w ciąży?


Ów ktoś od czarnej kotki z ogródka - nie prosił o nie-rzucanie karmy z okien? Czy prosił, ale jego prośby zlekceważono? DLACZEGO x2!


Bardzo podobna historia z domków pod drugiej stronie mojej ulicy - kotka i kociaki 5-6 tygodni. Kotami interesuje się kilka osób z ulicy - zaproponowałam podobne rozwiązanie albo wyłapanie kociaków, oswojenie i szukanie domów. Kotka matka urodziła się na tej ulicy jesienią 2020, są jeszcze dwa koty z tego miotu - chciałam je łapać od razu, niezależnie od kociaków. Mieszkańcy po zastanowieniu zadzwonili, że dla kociaków nie mają miejsca, ale o łapaniu tych dorosłych nie wspomnieli. DLACZEGO? DWA mioty - jesienny i ten nowy, z którym nie ma co zrobić, nie wystarczą?


Marynarska, gdzie łapałam już kilka razy, znów są kociaki… Znów karmiciele nie widzą nowego kota, nie mają czasu zadzwonić? DLACZEGO?



Dlatego, że to nie oni potem łapią kotkę + kilka kociaków, zamiast złapać tylko kotkę?

Dlatego, że to nie oni płacą potem za 5, 6 zabiegów - zamiast zapłacić za jeden?

Zgadza się, nie ja płacę, płaci miasto - ale z naszych podatków.


Łapanie - nie zawsze udaje się szybko, często czeka się godzinami. Nie 2-3 godziny, często jest to cała noc albo kilka kolejnych. Klatki nie można zostawić bez nadzoru - przyzwoita kosztuje kilkaset złotych…


Do łapania konieczna jest współpraca z karmicielami - a jeśli nie współpraca, to chociaż przerwa w karmieniu - a wierzcie mi, że bardzo trudno to uzyskać.


Fajnie byłoby, gdyby karmiciele chociaż wiedzieli, ILE kotów karmią - a to też rzadki przypadek. Stawiają michę i już. Nie wiedzą, ile kotów przychodzi, jak wyglądają, czy są zdrowe… Kotka czy kocur - standard to zdziwienie, że są kociaki, bo myśleli, że to kocur…


Przeważnie przyjeżdżam na umówioną godzinę na łapankę, a koty nakarmione kwadrans wcześniej.,. Przeważnie nie wiem, ile jest kotów i jakie - więc nie wiem, czy wszystkie wyłapałam… Karmiciel też tego nie wie…



Opisane trzy przypadki - typowe przykłady.


Kotka w ogródku - nie złapana, bo karmiona. Ja tracę czas i nerwy, a ktoś moje wysiłki lekceważy. Czy obchodzi go to, co się dzieje potem z kociakami? Watpię.


Koty na podwórku pana - są, Ile, jakie - nie wiadomo. A może wystarczy popatrzeć przez okno, ile do miski przychodzi? Może wtedy wyłapałabym wszystkie? O telefonie, że lata nowy albo bez naciętego ucha nie wspomnę…


Koty z podwórka pani - przegłodzone, policzone. Złapane wszystkie. Jasne, że nie zawsze się tak udaje. Ale jest szansa - zdecydowanie większa. I szansa na to, że jeśli taka pani znów zadzwoni - postaram się pomóc. Bo warto - bo moja praca i czas nie pójdą na marne.



To co? Tradycyjnie - konto - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat – łódzkie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz