Nie
mam możliwości tymczasować kotów, za to chętnie pomagam przy
łapaniu na sterylki / kastracje - pod warunkiem, że z sensownym
karmicielem. Wiele razy pisałam, ale powtórzę - sensowny
karmiciel to taki, który nie rozmnaża - tzn nie czeka, aż nowy
kocur w stadzie - bo zawsze wg karmiciela jest to kocur - ujawni
płeć za pomocą stadka kociątek - tylko alarmuje, żeby łapać.
Taki, który zdąży zadzwonić, że pojawiła się kotka w ciąży
- a nie wtedy, kiedy urodzi. Jeśli jeszcze rozumie, że ma w czasie
łapania nie karmić i nie uważa, że łapanie to mój zawód i
świetnie na tym zarabiam - to w zasadzie ideał.
No i jeszcze
żeby targających nim emocji nie przelewał na mnie.
Z
ww wynika, że trudno mi dogodzić. I w konsekwencji najlepiej łapie
mi się samej.
Malutka
uliczka, niewielkie domki, duża szkoła, jakiś nowy bloczek.
Spokój, cisza. I stado kotów. Wiedziałam o nim od lipca
2018, poproszono mnie wtedy o pomoc przy łapaniu, ale jakoś nam
współpraca nie wyszła.
Teraz
temat wrócił z innej strony - znajoma znajomej niedawno zauważyła
to stadko, zaczęła karmić - i zobaczyła martwe malutkie
kociątko… Potem kolejne - żywe. Wspólna znajoma zaoferowała
dt dla maluszka, tylko złapać trzeba. Zgadałyśmy się, mam dość
blisko, rekonesans wieczorem w piątek - 2019.06.07. Na wszelki
wypadek dzień wcześniej koty dostały pół porcji, od razu
spróbujemy łapać.
Kociak
siedzi w ogródku pustostanu, przez furtkę nie przeskoczy - furtka
zawiązana łańcuchem, odginamy dół, blokujemy kamieniem, stawiamy
klatkę.
Maluszka
nie widać, do klatki pochodzi - wchodzi srebrna - chyba matka -
wyjada ile może - i rezygnuje z końcówki….
Rozglądam
się - nie wiem ile kotów, nie wiem, które posterylizowane,
karmicielka Agata też nie bardzo wie - karmie od niedawna,
ostrożne są i bardzo podobne do siebie, trudno ich uszka obejrzeć.
Na pewno pingwinka wycięta - wygląda na kotkę. Na pewno wycięte
jest jedno miodowe - wg Agaty są dwa podobne.
Wycięte
też jest jedno sreberko, drugie to mama malca, trzecie chyba kocurek
- jajeczny.
Na
pewno jajeczny wielki i chudy bury, dość władczy i trzymający
dystans, i niewysterylizowana delikatna bura pingwinka -
karmiona osobno, stada ją gania.
Bure
- to samo czy dwa różne? Wycięte?
Koty
wchodzą w zieleń ogródków, tracimy je z oczu, wychodzą w innych
miejscach - trudno się zorientować…
Pokazuje
się malec - kręci się przy furtce, ale szczeliną za furtkę
wyjść nie chce. Agata miseczki zawsze stawia w środku…
Przestawiamy klatkę za furtkę - wspólnymi siłami górą. Jeśli
złapie się matka albo malec, trzeba będzie bardzo uważać przy
„powrocie” klatki.
Ale
na razie nie łapie się nic. Srebrna rodzinka przy klatce, matka
pewnie pilnuje, by dziecko nie weszło za daleko. Nic nie widać,
klatka za blachą furtki, strasznie to stresujące. Na końcu uliczki
pojawia się ta odganiana burasia, ponieważ klatka pod płotem
szkoły nie wzbudza zainteresowania - przestawiamy ją. Może
burasia? Jeszcze dalej coś bure wlecze brzuszek po ziemi…. Też
trzeba będzie spróbować zgarnąć, może zdążymy przed
kociakami…
Na
razie czekamy. Usiłuję połapać się w ilości i kolorach kotów,
uszek nie widać - nie podchodzą blisko. Idziemy do grubej burasi
- jest za ogrodzeniem bloku, jakieś miseczki stoją, próbujemy się
dopytać o nią - mieszkania puste, początek weekendu, nieliczni
mieszkańcy nic nie wiedzą. Burasia raczej oswojona, ale do ręki
podejść nie chce. Trzeciej klatki nie mamy….
Słyszymy
hałas, płacz - biegniemy - w klatce szaleje maluszek.
Przenosimy przez furtkę, pakujemy do kontenera - w drugą klatkę
właśnie złapała się ta przeganiana burasia. Też pakujemy.
Do
burej grubaski nikt się nie przyznaje, stawiamy klatkę - może?
Druga łapka przy furtce + kontenerek z maluszkiem - może matka
wejdzie? Obserwuję burasię, wchodzi na podwórko kamieniczki przy
bloku - ryzyk –fizyk, zadzwonię. Wychodzi pan, po chwili dołącza
pani - proponuję darmową sterylkę, mówię o nadmiarze kotów..
Nie, musi urodzić, sterylka ewentualnie potem. Cóż, zostawiam
telefon, jakby się państwo namyślili…
Wracam
do dziewczyn - bo przyszła Agnieszka, czyli wspólna znajoma,
czyli dt Foszkowo. Mówię, że nici z rozmowy, że może jak urodzi
i skończy karmić… Trochę nam przykro, my z całych sił
ograniczamy, a przynajmniej staramy się, a tu ot, kolejne kociaki,
których wcale nie musi być…
Żeby
nas dobić chyba - koty powoli znikają. Znika też nadzieja
złapania matki na maluszka w kontenerze, reszta też jakaś
niewspółpracująca. Agnieszka dt zabiera malca, my powoli pakujemy
graty. Dzwoni pan burej kotki, wypytuje, jak ta sterylka wygląda,
czy bezpieczna dla kotki. Nabieramy nadziei, chcemy kotkę już
zabierać - pan się jeszcze zastanowi… Umawiam się, że
zadzwonię w sobotę rano - będę latać po mieście, mogę kotkę
zabrać - oczywiście jeśli państwo się zdecydują.
Jedziemy
z burasią do całodobowej lecznicy talonowej, tyko tam nas o tej
porze przyjmą. Lekarz bada - kotka karmi… Bardzo mało ma tego
mleka, ale ma. Czyli musi być sterylka bocznym cięciem i szybki
powrót. Boczna możliwa jutro - w sobotę - tylko w Centrum
dr Seidla, płatna. Kotylion deklaruje pokrycie kosztów. Zawiozę
rano.
Sobota
rano - jedna kotka do Seidla, druga - pan jednak zadzwonił -
do lecznicy „talonowej” Na Złotnie, która zgadza się przyjąć
kotkę w ciąży - awaryjnie, zmniejszony weekendowy skład dyżurny
operuje tylko w sytuacjach nagłych - bardzo dziękuję za
zrozumienie.
Sobota
południe - źle z kotką karmiącą, tą burasią z białymi
łapkami. Obniżona krzepliwość krwi, kotka po zabiegu krwawi,
niewykluczone zatrucie, jest nieciekawie, ale lekarki walczą.
Dzwonię na Złotno - jeśli zatrucie, mogło się zatruć więcej
kotów, na szczęście tam wszystko w porządku. Nerwy do wieczora,
wieczorem info - kotka żyje, jest lepiej, ale co najmniej do
poniedziałku w lecznicy zostać musi... A maluszki? Wg lekarki wcale
nie jest pewne, czy są, tego mleka bardzo mało, macica też jakaś
niepewna. Kotki zabrać nie mogę, bo w tym stanie nie przeżyje…
Agata przy wieczornym karmieniu będzie nasłuchiwać, czy kocięta
gdzieś nie płaczą - w razie czego będziemy się włamywać…
A
gdzie pointa i te sukcesiki?
Ano
2019.06.12 - odwiozłam do domu burasię Pusię. W lecznicy nie
bardzo chciała jeść, w domu od razu poszła do misek. Dostałam
prezent - matę łazienkową i letni obrusik.
A
następnego dnia - 2019.06.13 - dostałam na kastrację kocurka
- tak, tego wielkiego, chudego i władczego - czasem wpada na
poczęstunek, tym razem państwo go zatrzymali w domu i zadzwonili.
Kocurek nieco protestował przy pakowaniu do kontenerka - z bliska
okazało się, że ta pozorna chudzina to kawał kota, kontenerek
zrobił się bardzo ciężki.
Podjechałyśmy
z Agatą, jechałyśmy odebrać sreberko - na malej uliczce przy
krawężniku leżała trikolorka - zatrzymałyśmy się, leży bez
ruchu, nie ucieka, pomiaukuje - może potrącona? Bierzemy na ręce
- i z okna poddasza słyszymy - hallo, to moja kotka!!
Wytłumaczyłyśmy
się z próby „kradzieży”, przedstawiono nam drugą domową
koteczkę - obie wysterylizowane, zareklamowałyśmy darmowe
sterylki i darmowe chipowanie - jak widać, przydatne.
No
i pani z ciężarną kotką - poznałam ją łażąc po
okolicznych kamieniczkach przy okazji łapanek na Wrocławskiej. Nie
udało mi się namówić na sterylkę aborcyjną. Teraz kociaki
odchowane, wydane - pani zadzwoniła, że zdecydowała się wyciąć
kotkę. Szkoda, że nie przed kociakami - ale dobre i to, kolejnych
nie będzie. I jeszcze kotka z Murarskiej - też będzie
wysterylizowana.
Na
razie przerwa. W weekend klatka postaci w piwnicy p.Łucji -
podobno jakieś małe czarne lata. Z tym, że nie wiem, czy mogę
p.Łucji wierzyć - bardzo źle widzi…
Przyjechałyśmy
wypuściłyśmy sreberko - i zgłupiałyśmy, bo powitały nas trzy
srebrne… Czyli albo nowe, albo skutecznie się maskowały. Agata
zrobi inwentaryzację i spróbujemy jeszcze połapać.
Dla
przypomnienia - córeczka sreberka, równie piękna jak mama -
czeka na dom stały - zajrzyjcie na FB Foszkowo.
Dla
opisanej „akcji” udało się załatwić zabiegi w ramach programu
miejskiego - oprócz kotki karmiącej i małego sreberka,
finansowanych przez Kotylion - dziękujemy bardzo.
Ale
ponieważ rachunki na ponad 4 tysiące czekają - za te koty,
których ciągle nie mam czasu opisać, a na koncie wielkie i okrągłe
zero - jak zwykle poproszę o pomoc - konto 71 1020 2313 0000
3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384
Katowice, 11go Listopada 4 - z dopiskiem łódzkie koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz