Znów
nie napiszę tego, co powinnam, chociaż - może jako przykład?
Kociaki
z parku - wczoraj opisane, złapana matkę i jeden z nich.
Zostawić
dwóch bezradnych maluszków nie można, szczególnie, że tam nikt
nie karmi - kotka chodzi gdzieś daleko. Magda albo jej mąż
czatowali świtem 2019.06.05, bez skutku, potem Magda po pracy,
miałam ją zmienić i posiedzieć w nocy - pusty park, ale
samochodem można blisko podjechać, zamknąć się i posiedzieć w
miarę bezpiecznie.
Skoczyłam
z radości prawie pod sufit, kiedy chwilę po 19tej Magda zadzwoniła,
że ma oba! Złapały się jednocześnie w jedną klatkę!
Szczęśliwa
jak psi ogon (było splunąć 3x przez lewe ramię) pojechałam
odebrać koleżankę z pracy, ja w skowronkach, ona w dołku - więc
coś małego dobrego na ząbek na wyrównanie nastrojów, potem do
niej, zrobić kroplówkę Smarkatce (vide blog) - to nasza wieczna
tymczaska, ma PNN, co dwa dni kroplówkujemy.
Parkujemy,
w szybę puka zapłakana starsza pani, (pierwsza myśl - na piwo
chce, z zasady nie dajemy). Ale pani trzeźwa jest, płacze, z
chaosu słów wyławiamy, że jej psa potrącił samochód, pies
leży i cierpi, ona na weta nie ma, zresztą nie doniesie, na
jedzenie dla psa też nie ma… Jakąś kocią puszkę z bagażnika
wygrzebałam, prosimy o adres, po kroplówce podjedziemy, weźmiemy
psa do weta. Płacz, bo jak do weta, jak nie ma pieniędzy…
Jakoś
wyciskamy adres - nie ukrywam, że z wielką nadzieją, że nikt
nam nie otworzy albo adres nie istnieje. Kroplówka, kuwety,
karmienie Smarkatki i pozostałych kotów - cały dzień same były.
Jedziemy - to blisko.
Budynek
istnieje, dzwonek działa, pani jest. Pies też, a właściwie
niewielka suczka. Z adopcji, podobno wcześniej była bita…
Łapeczkę
ma obwiązaną kompresem z altacetem, wyraźnie kuleje, próbuję ją
podnieść - pisk. W mieszkaniu skromnie, ale porządnie
i czysto.
Omijamy
pytania o koszty weterynarza, naprawdę szkoda czasu, szeleczki,
obróżka, smyczka na wieszaku, zapinamy, sunia ostrożnie na ręce i
do samochodu - pani z płaczem biegnie za nami…
Szybko,
zanim zamkną - zdążyłyśmy. Sunia bardzo grzeczna, przerażona
Dokładne
badanie, sunia wyjątkowo grzeczna, nie pokazuje, że coś boli w
brzuszku - ale wg lekarki jeśli wcześniej była bita, to może nie
pokazywać.. Łapka boli ewidentnie i boli złamany górny kiełek
- pęknięty pionowo, nie da się usunąć bez znieczulenia, nie
zrobimy tego dziś.
Na
wszelki wypadek rtg łapki - szczęśliwie cała, tylko stłuczona.
Zastrzyk przeciwbólowy, dwa na wynos - do podania co 48 godzin,
zalecenie okładów z altacetu - i wracamy. Albo zastrzyk
zaczął działać, albo sunia wyczula powrót do domu, bo znacznie
poweselała i mniej nerwowo wracałyśmy.
Pani
czekała na ulicy - może cały czas czekała? Oczywiście
zapłakana…
Trochę
się uspokoiła, jak sunia zajęła się miska - je, znaczy będzie
żyć.
Małgosia
próbowała z nią rozmawiać na tematy życiowe - pani ma
komornika, zastawiła komórkę, zdaje się nie płaci za mieszkanie,
bo nie ma z czego, dostała wezwanie do zapłaty z ZE… Komórkę
odzyska, Małgosia zadbała. Spróbuje też zorientować się, czy
nie można tej pani zorganizować jakiejś pomocy socjalnej.
Kiedy
to zrobi, tzn kiedy wepchnie w swój harmonogram? Nie wiem….. Ja na
razie będę latać z zastrzykami, mam nadzieję, że te dwa
wystarczą. Niby z kroplówkami latam, to mogę i to, blisko są -
tak powiedziała Małgosia.
Jak
to szło - z babą i kłopotem?
Na
zakończenie szczęśliwy pysio suni po badaniu i fakturka - Pani
Doktor naprawdę zrozumiała sytuację, bardzo, bardzo dziękujemy.
No
i tak to leci - drobne zdarzenia, drobne badania, profilaktyka -
szczepienie, odrobaczanie - drobne kwoty składają się na
miesięczne wydatki rzędu 2-3 tysiące. Pisać o każdym przypadku,
o każdej wizycie? Kiedy? No i szybko zanudzilibyście się…
Dlatego
praktycznie każdy tekst kończę prośbą o pomoc….
Fundacja
For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4.
konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział
Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz