Kilka
takich miejsc jak z kociego horroru… Tylko kilka z wielu, które
znamy. Próbujemy uporządkować - tzn połapać i posterylizować,
ale nie mamy czasu ani siły opisywać. W sumie wszędzie tak samo -
są karmiciele, bardziej lub mniej pomocni w czasie łapanek,
ale żaden z tych karmicieli sam nie robi NIC, by pomóc
kotom i kociakom, choć wielu z nich ma tzw karty
karmiciela. I nawet nie mówimy o leczeniu czy łapaniu na
sterylki - przypomnę, darmowe. Ale w dobie internetu i coraz
większej - teoretycznie - kociej świadomości - żaden
z nich nie próbuje szukać pomocy. Karmią, płaczą nad
chorymi i umierającymi - ale nawet jeśli mają nasze telefony z
wcześniejszych akcji - nie zadzwonią. Dowiadujemy się o tych
miejscach od przypadkowych przechodniów….
Nasza
znajoma Ola wyłapująca koty wolnożyjące na kastracje poprosiła
nas o pomoc. Znalazła bowiem kilka miejsc ze stadem
niewykastrowanych kotów i potrzebowała wsparcia.
Zgodziłyśmy się pomóc - warto pomagać komuś, kto jest
naprawdę zaangażowany w łapanie kotów, nie na zasadzie -
przyjedź, pilnuj klatki łapki, bo ktoś na miejscu nie ma czasu.
Przecież jeszcze trzeba koty przetransportować do lecznic i z
powrotem po kastracji wypuścić. We trójkę, na kilka klatek łapek
i dwa samochody łapanie idzie zdecydowanie łatwiej.
Gdyby
jeszcze ludzie na miejscu nie utrudniali, koty byłyby wszystkie
wyłapane no ale cóż... Wszystko rozpoczęło się na początku
kwietnia kiedy to ruszyły wreszcie sterylki miejskie dla kotów
wolnożyjących.
Pierwsze
miejsce Lodowa,
w sumie nie ma tragedii, bo ludzie chętni do współpracy, koty
karmione, ale ilość kotów to HORROR. W tym jednym miejscu
złapałyśmy 2 kocury, 10 kocic, w tym 5 ciężarnych,
oraz 3 kocice już wykocone karmiące, więc musiałyśmy szukać
maluchów - i znalazłyśmy je - 4 kocięta kotki z niby dłuższym
włosem ukryte były w pomieszczeniu szwalni, 4 kocięta bardzo
młodej kotki w pomieszczeniu ciepłowniczym pod starym biurkiem
- obok leżało tekturowe pudło z dorosłym martwym i bardzo
śmierdzącym już kotem. I miot kotki bardzo dzikiej, nie radzącej
sobie z w roli mamy - z 4 kociąt tylko jedno żyło. Jeździłyśmy
tam codziennie i w ciągu tygodnia udało nam się wyłapać
większość kotów.
Bilans:
złapanych 15 kotów dorosłych i 9 kociąt. Załatwianie miejsc i
terminów sterylizacji w lecznicach, rozwożenie do lecznic,
organizacja domów tymczasowych, które przejmą kocice z kociętami
do odchowania to kolejna trudność do pokonania.
Jedną
matkę z czterema malcami przejęła zaprzyjaźniona
fundacja, reszta trafiła do Oli i jej koleżanki, udało się
znaleźć już domy dla 5 maluchów, jednej mamusi i jednej
z młodszych kotek, która też wymagała długiego leczenia.
Domu
nadal szuka Balbinka, jedna z ciężarnych kocic, która okazała się
na tyle chora i łagodna, że po sterylce aborcyjnej i długim
leczeniu szkoda ją tam znów wypuszczać.
Drugie
miejsce to Pabianicka
- kotów sporo, kilka kotek w ciąży, maluchów nie widać, czasem
pokazują się podrostki, a potem znikają... Nikt maluchów
umierających w walących się komórkach nie zauważa… Znalazłyśmy
ciałko jednego dorosłego martwego kota. W takich warunkach
przetrwają tylko najsilniejsze koty - o ile nie zostaną
otrute na pobliskich działkach... Mieszkańcom kamienicy koty nie
przeszkadzają, przynajmniej nie ma myszy. Karmiciel jest jeden,
starszy pan - nie pozwala sterylizować bo sterylizacja to zło.
Efekt naszego łapania od wczesnego ranka: dwa koty złapane -
kocur i kotka. Trzeci też się złapał lecz karmiciel wypuścił go
z klatki i wyzywając nas skopał klatkę - więc na razie na tym
koniec. Kotów do złapania zostało jeszcze kilka, jedna kotka
ewidentnie ciężarna ale niestety Pan karmiciel to chodząca i
nieokiełznana agresja. Obstawiamy, że kotka już wykociła się, a
komórka, w której prawdopodobnie urodziła została zburzona - bo
akurat kamienica przechodzi rewitalizację.
Jedyna
złapana kotka okazała się być karmiącą... po 4 godzinach
poszukiwań odnalazłyśmy sześć maluchów - dowiozłyśmy do
matki. Trzy były ewidentnie mniejsze i słabsze - mimo dokarmiania
dodatkowo i szczególnej opieki nie udało się ich uratować.
Pozostała trójka ma się coraz lepiej.
Kolejne
stado kotów - Miła,
złapałyśmy na początek dwa - jedna w ciąży i kocurek,
mocno zasmarkane musiały zostać na leczeniu. Wróciłyśmy tam
w kolejnym tygodniu. Dzięki ogromnej pomocy mieszkańców i
pracowników z tego miejsca złapałyśmy tam jeszcze 3 kocury.
Wszystkie chore. Bardzo chcemy złapać ogromnego biało-szarego
kocura, który zabija nie swoje kocięta. Ludzie opowiadali, że
zagryzł cały miot białej kotki... Chcemy wyłapać tam wyłapać
wszystkie koty na sterylizację, szczególnie pilna jest ta biała
- ma mleko i bardzo cierpi.
Ludzie
ostrzegali, by nie łapać czarnej niedawno wykoconej kotki. Podczas
łapania przyszła. Malutka główka, wielkie zielone oczy, a w nich
strach, drobne, chudziutkie ciałko, obwisły brzuszek... obraz nędzy
i rozpaczy. Ten czarny szkielecik biegał i szukał jedzenia - była
strasznie głodna. Zjadała, uciekała i znowu wracała i szukała
jedzenia - to karmiąca mama. Sama musi jeść by wykarmić dzieci,
musi mieć pokarm i siłę, by bronić dzieci. Boimy się o nią i
jej maluszki, chcemy zabrać zanim dopadnie je kocur-morderca.
Szukamy - już wiemy, gdzie sam malce - ukryte wśród śmieci
oraz metalowych rupieci. Pięć malutkich, bezbronnych nowych żyć
pod rupieciami, które w każdej chwili mogą zsunąć się na te
delikatne ciałka. Ostrożnie demontujemy rupiece, kocięta wkładamy
do transportera, a klatkę łapkę ustawiamy równo z nim. Płacz
dzieci zwabia mamę do klatki - mamy cała rodzinę, mamy szansę
im pomóc.
Od
ludzi wiedziałyśmy, że kotka okociła się ok 10-15 dni temu,
kocięta właśnie zaczynają otwierać oczy. Są czarne i bure
pręgowane. Nasza chudziutka i dzielna niezwykła mama wraz z
dzieciakami zamieszkała w bezpiecznym domu tymczasowym. Bilans - 6
dorosłych kotów i 5 kociąt.
Ruda
Pabianicka, zakład tkanin
Tutaj
horroru raczej nie było - tylko - jak wszędzie - brak
zainteresowania sterylkami… Ola złapała matkę, która pojechała
na kastrację i dwa kociaki ok.3-miesięczne - burego chłopaka i
czarną dziewczynkę. Tygrys i Pantera trafiły do domu tymczasowego,
gdzie powoli się rozkręcają - były mocno przestraszone i z
lekka syczące. Szukają już odpowiedzialnego i cierpliwego domu
stałego - bardzo chętnie z innym kotem, jeszcze chętniej -
razem.
Następne
stado kotów - Krucza.
Piękna
trikolorka - oswojona - karmicielka, bierze ją w ręce - w
tamtym roku miała małe, gdzieś „poszły sobie”. W tym roku
urodziła w komórce na wysokości Igo piętra, chciała je
przenieść do karmicielki w kamienicy obok. Niestety z pięciu
kociątek trzech nie udało się jej bezpiecznie przenieść. Dwa
dotarły do kamienicy i udało się je złapać w ręce,
dwa spadły i nie przeżyły. Ostatni kociak został w dziurze pod
dachem komórki i głośnym płaczem wzywał pomocy przez 2 dni -
czy muszę pisać, że nikt z miejscowych „nie słyszał”?.
Upartej
Oli, która chciała uratować kociaka - mimo niezadowolenia i
buntu właściciela komórki udało się jej tam dostać i nastawić
klatkę-łapkę. Niestety kociak spadł do rynny - szczęśliwie
udało się go stamtąd zabrać żywego.
Mamusia
kociaków złapała się do klatki łapki na tuńczyka, dzieci ją
już kompletnie nie interesowały. Cała rodzinka - mama i trzy
maluchy zostały zabrane. Mama pojechała do lecznicy na sterylkę a
kociaki do domu tymczasowego do Oli.
Kociaki
mają koci katar, chyba to epidemia w tym roku…
W
najbliższych dniach próbujemy łapać na Roosevelta
- post „wisi” na FB od 25go maja… Ktoś coś łapał, ktoś
coś obiecał - obok zdjęcia z wczoraj… Kotki w ciąży…
Czyli
bardzo poprosimy o pomoc - konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go
Listopada 4 - z dopiskiem „horror”.
Prosimy
też o pomoc w ogłoszeniach tych kotów, o udostępnianie naszych
próśb gdzie możecie, o domy stałe, domy tymczasowe, karmę,
żwirek - każda pomoc jest potrzebna…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz