środa, 24 kwietnia 2019

Koci kontredans - 1


O tym miejscu - przy Wrocławskiej - wiedziałam od kilku miesięcy, że cztery koty. Ale jak zwykle - pilniejsze tematy… W końcu się zebrałam - od 2019.04.06 przez kilka dni łapałyśmy na działce koleżanki, na weekend 13-14.04 umówiłyśmy się na sąsiedniej, mocno zakoconej działce - ale w czwartek, kiedy zadzwoniłam uzgodnić szczegóły - pani przesunęła łapankę na czas nieokreślony. Bo Święta, bo nie ma czasu.
No cóż, ma dać znać o wolnej chwili, może nam się terminy zbiegną.
Czyli los zdecydował - Wrocławska. Podjechałam w piątek porozmawiać z  karmicielką, mniej więcej wiedziałam, gdzie szukać. Udało się przy drugim wieczornym podejściu. A więc - rano ktoś był samochodem z klatkami, łapał, ale tak się nie łapie, coś uciekło, coś się nie złapało. I generalnie tych kotów się nie złapie i już. Zresztą karmi inna pani (nieobecna pod domofonem), moja rozmówczyni tylko czasem rano coś daje. Po usilnych prośbach dostałam szansę, pani zgodziła się kilka dni nie karmić. A ja za telefon - szukać owego porannego łapacza - raz, nie wchodzić komuś w paradę, dwa, wyjaśnić tę kocią niełapalność. Dość szybko się udało, to Agnieszka zwana Pietraszką. Znam, łapałyśmy razem, umie łapać, jeśli jej nie wyszło, to nie bez powodu. Chwila rozmowy wystarczyła - miała pomoc…
No tak, pomoc. „Ja tego kota wsadzę do kontenerka, on mi się daje głaskać” - już nie potestuję, nie tłumaczę, że się nie uda, bo to nie działa - pozwalam spróbować. W najlepszym razie kończy się ucieczką kota, przeważnie z pamiątkami w postaci poszarpanej odzieży i skóry. Równie owocna jest pomoc przy przekładaniu z klatki do kontenerka - szarpniecie przez pomocną osobę w niewłaściwym momencie - i kot znika. Dobre rady - najlepsze w momencie największej koncentracji, właśnie przy przekładaniu - takie „uwaga, bo ucieknie” - krzyknięte niespodziewanie.
Agnieszka łapała na prośbę karmicielki wieczornej - ustaliłyśmy, że ja popróbuję w  weekend rano i wieczorem, Agnieszka od poniedziałku, bo tak nam inne zajęcia pozwalały. Koty w czwartek przed piątkową łapanką nie dostały kolacji, śniadanie było, teraz też kolacji nie dostaną, w sobotę rano powinny „współpracować”.

Sobota 6.17 - jestem na miejscu, klatki trzy rozstawiam, po kilku minutach widzę duże czarne, mocno pewne siebie, wybiera klatkę, 6.24 - jest. Oby tak dalej. Do kontererka i do samochodu - kocur, czuję to, klatka do dalszej pracy. Nudno, zimno, czekam, wymieniamy się z Agnieszką smsami:

Przez ponad godzinę nic się nie dzieje - to duże srebrnobiałe z balkonu przepadło..
Wreszcie coś - 7.33 - z wyczystki kominowej wychyla się czarna główka. Po kilku minutach główka znika, ale pojawia się dymne.

Dymne znika, w kominie białoczarne, wychodzi, wychodzi też czarne, węszą w  słusznym kierunku, może podejmą dalsze słuszne kroki? Białoczarne coś grubawe…

Podjęły. Po kilkunastu minutach dołączyło do nich dymne, po kolejnym kwadransie - burobiałe. I co? I nic.

Minęła ósma. Sterczę tu dwie godziny, złapałam jednego kota, zaraz zamarznę, zaraz zacznie się ruch i koniec łapania. Na razie tyle, że wiem, ile jest kotów - co najmniej sześć. Bo sześć widziałam, ale może być więcej - jeden czarny złapany, drugie czarne łazi, ostrożne bardzo, na każdy szelest rozgląda się gotowe do ucieczki, dymne, burobiałe, srebrnobiałe, czarnobiałe.
Miejsce do obserwacji i fotografowania beznadziejne, albo zza płota - co widać, albo z dużej odległości - zbyt dużej jak na mój aparat.
Zniknęły… Zbierać się? Sobota, jeszcze spokój, jeszcze posiedzę. Bardziej już chyba nie zmarznę… Jakoś przed dziewiątą widzę trzy na drugim końcu podwórka, czarnobiałe znów zaczyna oglądać klatki, pojawia się srebrnobiałe.

Dokładnie te klatki oglądają, zaczynam nabierać nadziei, przychodzi burobiałe, czarne - oj, nie lubię tłoku przy klatkach, koty cztery, klatki trzy, będą się wpychać jeden za drugim, pierwszy zamknie klatkę długiemu na grzbiecie, zwieją oba, będą ostrożniejsze. Albo klatka się zamknie, kot zacznie się miotać, wystraszy resztę…
Ku mojemu zaskoczeniu łapie się to ostrożne drugie czarne, reszta wieje…

Do lecznicy - dziękuję za przyjęcie w sobotę - dwa kocury, jeden z raną na łapce, zostanie oczyszczona i zaopatrzona. Różnica wielkości - sami zobaczcie.

Jeszcze przed odjazdem melduję karmicielce porannej, że dwa czarne, przyjmuję wyrazu zdumienia i niedowierzania - „ojej, jak to się udało” - i proszę o dalsze nie-karmienie - będę wieczorem.
Do domu odtajać, odespać przed wieczorną akcją.
Cdn.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz