Od
kilku lat z uwagi na postępująca sklerozę obiecuję sobie wszystko
notować w kalendarzu - może nie wszystko, ale rzeczy do
załatwienia, najważniejsze wydarzenia, itp. Na ogół wytrzymuję
do marca - kwietnia, potem postanowienie się rozmywa, zaczynam
polegać na coraz bardziej zawodnej pamięci… Dobrze, że
w metryczkach kocich zdjęć są daty - mogę zdarzenia
ulokować w czasie.
W
tym roku dzielnie prowadzę zapiski aż do tej pory - może
dlatego, że dostałam wyjątkowy kalendarz, wygodny format, ulubiony
papier chamois, piękna okładka z zapięciem
magnetycznym, ołówek - piszę ołówkiem - też mam taki, jak
lubię.
Podzielę
się z Wami relacją z kilkunastu dni - nie będzie to opowiadanko
o jednej akcji, zresztą one wszystkie takie same, ot,
taka relacja z działań - żeby nie było że nie piszę = nie
robię.
2018.08.31 - akcję
łapania na Snycerskiej zakończył pan Piotr łapiąc ostatnią
czarną, kurs do lecznicy.
2018.09.01 - wolną
chwilowo klatkę-łapkę zawiozłam na Tatarakową, gdzie pani
chciała wyłapać koty karmione na balkonie, złapała chyba trzy.
2018.09.03 - w
trakcie poszukiwań Urwisa Ola zauważyła przy Żurawiej białego
kota chrumkającego nieco za mocno, karmionego przez schorowaną
p.Mirkę. Czaiłam się wieczorem na niego kilka godzin - bez
rezultatu.
[
2018.09.05 - p.Piotr
na Radwańskiej złapał dwie matki - czarna i pingwinkę, plus dwa
pingwinowate podrostki - kurs do lecznicy Podaj Łapę podpisać
kwity,
2018.09.06
- kontrola wet i wypuszczenie burobiałego kocurka ze
Snycerskiej, kichał biedaczek, wyleczony, króciutka wizyta u
Kondora z próbkami karm - pani zmartwiona, że mało je, może nie
smakuje nowe… Badania wszystkie w porządku.
2018.09.07 - ruda
Smarkatka, może jeszcze ją pamiętacie, od lata 2015 jest na
wiecznym tymczasie u mojej koleżanki, miałam zawieźć
do lekarza, bo znów jej gorzej - z Wycieczkowej do Katedry
jechałam 1,5godz (!!). Wieczór znów na Żurawiej, znów bez
rezultatu.
2018.09.08
- znów Żurawia - tym razem sukces, po kilku godzinach mam go!
Noc, poczeka w samochodzie do rana.
2018.09.09 - świt
na Drewnowskiej przy trafostacji, kilka miesięcy temu ktoś mówił
o maluszkach, p.Bożena szukała, ale nie widziała ich aż
do tej pory, ja też kilka razy jeździłam i nic -
teraz pokazały się, trzeba złapać podrostki, trzy białoczarne.
Trzeci
podrostek nie odmeldował się, więc nie czekałam za długo, przed
11tą z całym nabojem - dwa podrostki z Drewnowskiej +
wczorajszy z Żurawiej - byłam w Vet-Medzie - dzięki za
przyjęcie w niedzielę.
2018.09.10 - znów
Drewnowska, dwa złapane, wartoby i trzeciego. Postałam do 8mej,
potem do pracy, zmieniła mnie Dorotka - i nic… I jeszcze kocią
rodzinę odwieźć z lecznicy Podaj Łapę na Radwańską, trzy
kotki i kocurek. Jakoś zdążyłam. Została tam jedna kotka z
jednym malutkim maluszkiem, mam nadzieję, że karmiciele o niej nie
zapomną i w porę wysterylizują - moja głowa naprawdę już tyle
nie mieści…
2018.09.11 - zaczęłam
prze świtem, bo o tej porze latają koty po parkingu przy
Lutomierskiej, p.Bożena sygnalizowała dwa nowe. Nie przyszedł
żaden. Więc znów Drewnowska, póki te dwie w lecznicy siedzą. Bez
rezultatu, bo ktoś - nie p.Bożena - wieczorem zostawił pełne
miski. Tam karmi jeszcze jedna pani, karmiła w innym miejscu, w
chaszczach pod płotem. Jest w ostrym konflikcie z p.Bożeną,
mnie zresztą też odmówiła pomocy, tzn przerwy w karmieniu na czas
łapania. Mogę sobie łapać, jej to nie interesuje, ona robi swoje,
mam nie zawraca głowy. Budę widoczną na zdjęciu zrobiła
p.Bożena, ale może owej drugiej pani wygodniej tam, niż w
krzakach? W każdym razie widziałam tylko oblizujące się czarne
półogonie, złapane i wycięte w czerwcu (o właśnie,
bez zdjęć nie pamiętałabym), te michy - i zrezygnowałam.
[
Na
pociechę podjechałam zrobić rozeznanie przy Wróbla -
Wrześnieńskiej - Limanowskiego. Podobno kocie gniazdo, ktoś
prosił o pomoc, miał łapać, miałam pomóc po ustaleniu przez
tego ktosia karmicieli - na razie cisza. Faktycznie - są koty.
Widziałam co najmniej trzy czarne, dwa białoczarne - wszystko
podrostki, sporo. Sporo. Jak się za 2-3mce zaczną mnożyć -
będzie potężny problem.
Wcześnie
było, do pracy jeszcze zdążę - postawiłam klatki, w jedną
złapała się trikolorka, w druga podrostek pingwinek. Czekałam
jeszcze chwilę, ale koty raczej niegłodne, a ja do pracy.
Informacyjnie - ten ktoś, kto prosił o pomoc - milczy. Może
sam łapie? Oby….
2018.09.12 - paskudny
dzień, zaginęły dwa bliskie mi koty - Lao, kot mojej
przyjaciółki, adoptowany ode mnie wiele lat temu, i Dusia - kotka
p.Rafała, poznanego przy okazji rozważań adopcyjnych. Oba koty
płochliwe, oba mieszkające w domach jednorodzinnych, ale
niewychodzące - nie znające terenu. Ulotki, ogłoszenia, rady,
podtrzymywanie na duchu… Ciężko… Wieczorem - zabrać z
Vet-Medu i wypuścić kocurka z Żurawiej. Chrumka - to skutki
starego przeziębienia.
2019.09.13 - nocna
akcja łapankowa przy Uniejowskiej - pięć kociaków + rodzice,
czekaliśmy z Elą i Sławkiem aż nieco podrosną, możemy je tylko
wyciąć i wypuścić… Wszystko czarne, trza łapać
jednym rzutem, inaczej się nie połapiemy. Gospodarz terenu rozumie
sytuację, życzliwie pozwala wejść, towarzyszy nam miła pani.
Plotkujemy, kot się łapią. Tylko trzy - dobre i to, Jadę na
Złotno - tam jeszcze otwarte i wolne miejsca - trzy czarne
panny. Późną nocą złapał się jeszcze jeden podrostek -
chłopczyk. Przenocuje w samochodzie.
Dobra
wiadomość - znalazł się Leo. Po Dusi nie ma śladu… P.Rafał
wziął klatkę-łapkę, nastawia na tarasie, oblatuje okolicę,
odpytuje - gdzieś wypatrzył cztery zabiedzone zakatarzone
maleństwa, zabrał do siebie, wyleczy, znajdzie domy - i chyba
wiemy, po co zaginęła Dusia - kolejna osoba zobaczyła problem
kotów. To obrzeże miasta, rejon półwiejski. P.Rafał człek
konkretny, wziął się do roboty - jak na razie jeden kocur i
jedna kotka ciachnięte, kotce prawdopodobnie ocalił życie -
cysty, macica krucha i spiralnie poskręcana, nie przeżyłaby
kolejnej ciąży. Młoda, może 2-3latka. I akcja
informacyjno-uświadamiająca w okolicy.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz