poniedziałek, 30 lipca 2018

Sunia Bunia


Justyna - wiecie, kim dla mnie jest. Jeśli nie wiecie - to powiem. Osobą, której będę się starał pomóc ile tylko mogę. W czwartek 2018.07.26 pojechałam w końcu po małą kociczkę, którą jej podrzucono - obiecałam miesiąc wcześniej, dawno, ale jakoś na się terminy spotkania nie zgadzały, a 150km to jednak kawałek.


Kociczka szuka domu, za chwilę ogłoszenia zrobię, w piątek mail ze zdjęciami - psiaka. I wpis na FB:

Telefon - jak zwykle:
- Słuchaj, nie zawracałabym Ci głowy, ale taka psina… ja nie mogę…
- Wiem, że nie możesz.. Ale z psiakiem nie pomogę, nie mam gdzie upchnąć.
- Wiem… ale jakby co, to pomogłabyś w transporcie? Bo może dom będzie w Łodzi…
- Jasne. Może w niedzielę? Jadę gościć się do Ręczna, zabieram stamtąd do Łodzi dwie osoby i kota, ucieknę do Ciebie (Żarnów), zgarnę sunię, będę wracać z psem i kotem.
- Nie bardzo… bo sunia w gminnej przechowalni, u mnie plot dziurawy, w domu wnuki, drzwi fruwają. W niedzielę nikt nie wyda.
Staje na sobocie. Bo na FB odezwała się Ania S. - nasza wspólna dawna kocia znajoma. I znalazła psince dom u swojej sąsiadki, Bożenki. Stały albo tymczasowy - zależnie od tego, jak się Bożenka i jej kotka z sunią dogadają. To już bardzo dużo.
Spotkanie w Sulejowie - najwygodniej.
Umawiamy się z Bożeną, jedziemy razem, bo ja trochę psów się boję, raz wiozłam psa sama, niekomfortowo. Ruszamy rankiem, chłodniej i może mniej tłoczno, chcę się spokojnie wyspać - akurat.
Bo Justyna leci do gminnej przechowalni po sunię.
Sms „akcja odwołana. Sunia zwiała. Jeżdżę i jej szukam”
Moja odpowiedź do cytowania się nie nadaje….
Na szczęście pod dwóch godzinach kolejny sms „Mam ją. Wszystko wraca na miejsce”.
Czyli jedziemy z Bożeną. Obróżki mamy dwie - Bożena nowiutką docelową, ja prowizoryczną na wszelki wypadek. Smyczki też dwie - jw. Wszystkiego dopilnowała Ania S. - doświadczona psiara i bardzo przewidujący człowiek. Nerwy - wiadomo.
Potem przekazanie suni - cały komitet, bo sunię wyczaiła znajoma Justyny z  sąsiedniej miejscowości - na przystanku autobusowym w lesie. Razem zdobywały jej - suni - zaufanie, karmiąc codziennie na zmianę, razem w końcu ją złapały, razem kilkakrotnie biegły z nią do miejsca, w które powadziła i szukały po krzakach - szczeniaczków? No i razem chciały poznać potencjalną opiekunkę.
Sunia śliczna, na zdjęciach nie widać - jedno oko niebieskie, drugie niebiesko-brązowe. Grzeczna, chociaż mocno zdezorientowana, bo trochę u Justyny, potem ta przechowania, z której zwiała, potem znów u Justyny, potem podróż, nowi ludzie, znów podróż…
Po drodze postów, my - kawka, sunia - woda i spacer. Ciągle czujna, oczka się kleiły, główka opadała - ale nie, czuwamy. Tyle ze już spokojniej, wygodniej na tylnym siedzeniu.
W Łodzi lecznica - wyciąganie kleszczy, tabletki na pchły i kleszcze, o obcięciu pazurów niestety zapomniałyśmy, Za to chip i książeczka zdrowia.

Potem ja uciekłam, a Bożenka i Ania S./ zafundowały suni kąpiel - biedna przerażona podrapała Bożenkę… Nie udało się jej porządnie wyprać, będzie powtórka - za kilka dni, jak się psinka uspokoi.
Na razie wiem, że patrzy w Bożenkę jak w obrazek, pozwala się osyczeć kotce, boi się innych psów, na spacerkach trzyma się tuż przy nodze - i mam nadzieje, że będzie dobrze. Za dwa-trzy tygodnie, jak się zadomowi - sterylka.

2 komentarze: