opowiedziała Ania H.
Środa
2018.06.06 - śpieszę
z lecznicy na Biedronkową zanieść klatkę łapkę i
transporter - do złapania maluszek, mama kociaka już w
lecznicy. Obie ręce zajęte, telefon oczywiście natrętnie
dzwoni. Stawiam klatkę szukam telefonu, odbieram. Dzwoni znajoma
Wioleta - karmicielka z Marynarskiej,
poznałyśmy się
podczas akcji łapania kotów na sterylki. Pytam czy coś pilnego,
jeżeli nie to oddzwonię za pół godziny.
Rozłączamy
się.
Idę
dalej, znów dzwoni. Tym razem Marzenka - koleżanka, która razem
ze mną łapała koty na kastracje właśnie na Marynarskiej.
Zdenerwowana do granic możliwości informuje mnie, że na
Marynarskiej jakaś fundacja łapie koty - te, które my już w
ubiegłym roku zrobiłyśmy, że od trzech dni stoi tam
fundacyjny samochód i dziś nie ma w okolicy już żadnego kota. Nie
powiem że się nie zdenerwowałam, ale próbuję tłumaczyć
spokojnie, że jeżeli łapie fundacja to wie co robi i albo
nie będą łapać tych z naciętymi uszkami, albo je wypuszczą.
Marzenka nie ustępuje - powtarza jak mantrę słowa Wiolety, że
koty wyłapane nie wróciły.
Chyba
się zagotowałam.
Oddzwaniam
do Wiolety prosząc, by sprawdziła co to za fundacja tam działa.
Jest jakiś konkret - samochód ma logo Stowarzyszenia Obrony Praw
Zwierząt Jazgot, w samochodzie stoi klatka łapka i transporter.
Troszkę
odetchnęłam, bo znam panią inspektor - Natalię. Oczywiście ze
zdenerwowania nie mogę znaleźć numeru do niej. Dzwonię po
znajomych. Udało się, mam, dzwonię.
Krótka
rozmowa - i całkowicie uchodzi ze mnie powietrze.
Nikt
nie łapie na Marynarskiej kotów. Pani inspektor ostatnio z
prywatnych powodów często bywa w okolicy i właśnie na
Marynarskiej parkuje samochód Stowarzyszenia. Bywa tam zaledwie od
kilku dni, ale już widziała koty z ponacinanymi uszami i była
pozytywnie zaskoczona faktem, że tak dużo kotów jest tam
„ogarniętych”.
Zgrzytam
zębami, dzwonię do Wiolety z zapytaniem kiedy widziała
porozstawiane klatki i konkretnie w których miejscach. No
nie widziała, i nikt inny nie widział, ale skoro od paru dni jest
taki samochód z klatką i transporterem w środku, to oczywiste, że
łapią koty! Bo kotów nie ma! Komentarza nie piszę - byłby
brzydki.
Dzwonię
uspokoić Marzenkę, tłumaczę, że nikt tam nie łapie, że tam
często parkuje pani Natalia i co słyszę od Marzenki? To dlaczego
ta pani nie zajęła się kotami tylko my musiałyśmy łapać. No
ręce opadają. Tłumaczę dalej, że Natalia bywa tam dopiero od
kilku dni. Jakoś dotarło.
Marzenka
od razu do mnie te słowa - to powiedz, żeby popatrzyła, bo nie
wszystkie kocury zrobione i niech łapie. Nie będzie nic łapać -
mówię - bo ogólna kondycja jej w tej chwili nie pozwala.
Tak
rodzi się plotka i panika….
Jak
na ulicy zobaczymy żołnierza tzn wojna?
A
przy okazji - złapałam tego maluszka - śliczny malutki
marmurek-elegancik z wyraźnie namalowanymi wzorami i białymi
dodatkami bardzo pilnie szuka domu - nie mam dla niego miejsca w
dt… Może ktoś-coś? Może ktoś się zakocha? To proszę dzwonić
- 502 073 199.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz