piątek, 8 czerwca 2018

Panika


opowiedziała Ania H.
Środa 2018.06.06 - śpieszę  z lecznicy na Biedronkową  zanieść klatkę łapkę i transporter - do złapania maluszek, mama kociaka  już w lecznicy. Obie ręce zajęte, telefon oczywiście natrętnie  dzwoni. Stawiam klatkę szukam telefonu, odbieram. Dzwoni znajoma Wioleta - karmicielka z Marynarskiej,
poznałyśmy się podczas akcji łapania kotów na sterylki. Pytam czy coś pilnego, jeżeli nie to oddzwonię za pół godziny.
Rozłączamy się.
Idę dalej, znów dzwoni. Tym razem Marzenka - koleżanka, która razem ze mną łapała koty na kastracje właśnie na Marynarskiej. Zdenerwowana do granic możliwości informuje mnie, że na Marynarskiej jakaś fundacja łapie koty - te, które my już w ubiegłym roku zrobiłyśmy, że od trzech dni stoi tam fundacyjny samochód i dziś nie ma w okolicy już żadnego kota. Nie powiem że się nie zdenerwowałam, ale próbuję tłumaczyć spokojnie, że jeżeli  łapie fundacja to wie co robi i albo nie będą łapać tych z naciętymi uszkami, albo je wypuszczą. Marzenka nie ustępuje - powtarza jak mantrę słowa Wiolety, że koty wyłapane nie wróciły.
Chyba się zagotowałam.
Oddzwaniam do Wiolety prosząc, by sprawdziła co to za fundacja tam działa. Jest jakiś konkret - samochód ma logo Stowarzyszenia Obrony Praw Zwierząt Jazgot, w samochodzie stoi klatka łapka i transporter.

Troszkę odetchnęłam, bo znam panią inspektor - Natalię. Oczywiście ze zdenerwowania nie mogę znaleźć numeru do niej. Dzwonię po znajomych. Udało się, mam, dzwonię.
Krótka rozmowa - i całkowicie uchodzi ze mnie powietrze.
Nikt nie łapie na Marynarskiej kotów. Pani inspektor ostatnio z prywatnych powodów często bywa w okolicy i właśnie na Marynarskiej parkuje samochód Stowarzyszenia. Bywa tam zaledwie od kilku dni, ale już widziała koty z ponacinanymi uszami i była pozytywnie zaskoczona faktem, że tak dużo kotów jest tam „ogarniętych”.
 Zgrzytam zębami, dzwonię do Wiolety z zapytaniem kiedy widziała porozstawiane klatki i  konkretnie w których miejscach. No nie widziała, i nikt inny nie widział, ale skoro od paru dni jest taki samochód z klatką i transporterem w środku, to oczywiste, że łapią koty! Bo kotów nie ma! Komentarza nie piszę - byłby brzydki.
  Dzwonię uspokoić Marzenkę, tłumaczę, że nikt tam nie łapie, że tam  często parkuje pani Natalia i co słyszę od Marzenki? To dlaczego ta pani nie zajęła się kotami tylko my musiałyśmy łapać. No ręce opadają. Tłumaczę dalej, że Natalia bywa tam dopiero od kilku dni. Jakoś dotarło.
Marzenka od razu do mnie te słowa - to powiedz, żeby popatrzyła, bo nie wszystkie kocury zrobione i niech łapie. Nie będzie nic łapać - mówię - bo ogólna kondycja jej w tej chwili nie pozwala.
Tak rodzi się plotka i panika….
Jak na ulicy zobaczymy żołnierza tzn wojna?

A przy okazji - złapałam tego maluszka - śliczny malutki marmurek-elegancik z wyraźnie namalowanymi wzorami i białymi dodatkami bardzo pilnie szuka domu - nie mam dla niego miejsca w dt… Może ktoś-coś? Może ktoś się zakocha? To proszę dzwonić - 502 073 199.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz