czwartek, 12 kwietnia 2018

Bez tytułu


Ma to być krótka notatka, bo i cała akcje króciutka. Ale chyba się nie uda - gaduła jestem… A pomysłu na tytuł zwyczajnie nie mam.

No więc w sierpniu 2016 pomagałam p.Małgosi wyłapać koty i kociaki na parkingu przy Marysińskiej / Górniczej. Dorosłe koty trzy, kociaków pięć czy sześć, sporo. Ktoś miał zabrać kociaki, ja miałam tylko pomóc w wyłapaniu - od jakiego czasu bardzo dokładnie określam zakres pomocy, nauczona doświadczeniem.
W rezultacie wspólnie z p.Małgosią zgarnęłyśmy wszystko, dorosłe na ciachnięcie i  do wypuszczenia, a maluszkami musiała zając się p.Małgosia sama, bo… no bo tak wyszło. Akcję opisałam w tekściku „Gorący sierpień 2” - dla zainteresowanych link http://domowepiwniczne.blogspot.com/2016/09/goracy-sierpien-odcinek-2.html
No i wczoraj znów telefon - jeden z kotów chory, nie daje się złapać, pomocy. P.Małgosi udało się pobrać gila na posiew, ale kota nie umiała złapać. Jak zwykle mało czasowa jestem, umówiłyśmy się na 6.30 rano - dla porządku data, 2019.04.12. Trochę trudno było mi wstać, bo wczoraj odwoziłam do koleżanki pod Łódź dwa piękne długowłose kocurki - na dooswojenie, robi to znakomicie, no i późno wróciłam.
Oto te cuda - dymny kudłaty z Wacława, „prezent” do Ewy Mrau, zdjęcie też Ewy, swojego jeszcze się nie dorobiłam, biały - z tekstu „Przysluga” - już nieco porośnięty futrem. Po drodze przeleciałam z nimi przez lecznicę, przegląd, odrobaczenie, chipy, uzupełnienie książeczek zdrowia, i w podróż. Oba kocurki „zestresowały” się w  kontenerkach, zostawiłam koleżance dwa kudłacze do prania…. Oto one, jeszcze czyste:

No więc dość trudno było mi wstać, bo mój poranny obrządek to 2 godzinki, a wróciłam sobie nocką. Zdrzemłam się (bo szybko) nieco, wstałam o bandyckiej porze i zdążyłam na tę 6.30. W kocich butach i dziurawych dżinsach, z biurową spódnicą i obuwiem w garści.
P.Małgosia była, kot był. Jak zwykle zdjęcia dopiero po akcji, wcześniej adrenalina i  stres ogłupiają (mnie). Kot zastanawiał się, czy podejść do miseczek i klatki, my gadałyśmy. Tamte kociaki p.Małgosia z pomocą siostry wyadoptowała, trójka dorosłych musiała wyprowadzić się z parkingu, bo koty to straszne szkodniki, gryzą kable, dewastują samochody - no sami wiecie. Na szczęście mogły zamieszkać u życzliwych sąsiadów, znalazło się miejsce na kocią rezydencję, a dla p.Małgosi na kuchnię polową.
Kot zdecydował się podejść, ale nie do michy czy klatki, raczej do p.Małgosi. Lubi być głaskany, ale zraził się nieco tym pobieraniem wymazu na posiew. P.Małgosia przytomnie złapała go za kark, docisnęła do ziemi - mało się wyrywał - i razem wepchałyśmy do kontenera. Zasmarkany okrutnie.
Uff.

Przykryty został ręczniczkiem, coby się nie stresował. Pogadałyśmy jeszcze chwilkę, zrobiłam zdjęcia, zwiedziłam kocią rezydencję. Przyszła kotka - Ciotka, którą dwa lata temu łapałyśmy - boczkiem, jest bardzo ostrożna. Matka kociąt, też wtedy wysterylizowana, łagodna, dawała się brać na ręce - zniknęła w grudniu 2017. Może ktoś ją wziął do domu? Stare zdjęcia:

I jeszcze oglądanie kocie rezydencji - - sami zobaczcie. Buda dwupokojowa ze stołówką na werandzie, dach porządnie kryty papą, na zimę przyrzucona jeszcze kocykiem. Stoi sobie na palecie, drewno solidnie zaimpregnowane, na werandzie micha z chrupkami i drugą z wodą - jak kotek w nocy chce coś przekąsić, wychodzi z  sypialni i ma. Jak pada - też mu wygodnie. Albo może posiedzieć na werandzie i  popatrzeć na deszcz. W sypialniach kocyki ciepłe i często prane - czyściutko, cieplutko - fajnie.

O wygodę p.Małgosi zadbał gospodarz terenu - oto stanowisko przygotowywania posiłków. Luksusów może nie ma, ale doceni takie warunki każdy, kto rozkłada miseczki i puszki na ziemi, w przysiadzie albo na kolanach.

W sumie nie wiem, po co byłam p.Małgosi potrzebna - kota złapała sama. Może do podania kontenerka? Może do moralnego wsparcia? Nieważne, grunt, że kot trafił do lecznicy, że będzie leczony.
A po drodze do pracy spotkałam takiego jegomościa - na kompletnym luzie. Stał sobie pod bramą - może czekał, no kogoś, kto do podkarmia? Widziałam w okolicy takie sytuacje.

Fajnie pracować prawie w lesie .


1 komentarz:

  1. dzwoniła p.Małgosia - ko wyleczony wrócił do siebie, nieufny przez pierwsze dni - znów pozwala się głaskać.

    OdpowiedzUsuń