środa, 25 stycznia 2017

Głowy bolącej ciąg dalszy.

Głowy bolącej ciąg dalszy.
Tak mnie cholera łupała, że aż mnie czubki palców od stóp rypały. 

Leżę sobie, macham nimi na wsie strony by krew doszła i wskazując na kończyny gadam do TŻa jękliwie .Tak mnie wszystko przez pacynę łupie, że aż palce mnie bolą. TŻ wgapiony w telewizornie odpowiada mędrkującym tonem: od trzepania w klawiaturę komputera boli. Mając takie wsparcie wdziałam paputki, wciągłam zbyt opięte spodnie 
i poszłam do pracy. Zadziwiłam koleżanki wszelkimi kolorami tęczy jakie moje lico przybierało 
w tym dniu. Od krwawej purpury do zgniłej zieleni, przez fiolet i jakieś inne sraczkowate odcienie. Ślad męki musiał być w minie i tonie moim wielki, bo wzbudziłam sensację i współczucie. To drugie marniej wyglądało w koleżeńskim wykonaniu. Z każdą godzinką gorzej było. A klientów dostatek. Koleżanka cięgiem powtarzała bym coś wzięła. A ja już pomysły wyczerpałam. Raptem zajarzyłam. Wszak ja mam tableteczki przepisane mi przez neurologa na takie strasznie straszniste okazje. Na takie migreny co mi świat nicują. Tableteczki, których jeszcze nie połkłam, bo sam zakup mi zdrowie odjął. W aptece zażyczono sobie za nie coś kole 70 zł. Ale co robić? Zakupiłam. A w domu na zawał mało nie padłam jak opakowanie wyjęłam celem zapoznania się ze środkiem i instrukcją. W kartoniku było 5 tabletek! Słownie tylko PIĘĆ! Liczyć umiem. Trudno mi było uciszyć syczącego węża w kieszeni. A rozbuchał się mocno. Są to ssacze pod jęzorek. Tyle grosza za jedną pastylę. Koniec świata blisko. 
A jak nie są smaczne tylko zapienię się od nich? Potem cały dzionek mnie mglić będzie? 
A jak nie pomogą, to tyle jednorazowo forsy wycyckam? Może lepiej by było zainwestować te 14 zeta w setę i soczek? Mogę sączyć wolniutko, cedzić przez szpary zębowe. I fajnie będzie. 
I smacznie. I rozluźnię się. I humorku dostanę. A jak dwie takie setowe tabletki łyknę to
i zapomnienie przyjdzie i sen błogi. A tak, żal na byle bólek piguliska wyciągać. Więc nie robiłam tego. Do tego momentu.
Trzymam listek w dłoniach i myślę. Koleżanka podpowiada, że za chwilkę sama zostanę (ona wychodziła już) a nie wiadomo jak to działa. Fakt. Może padnę mało urokliwie i miast wyleczyć się obślinię siebie i podłogę. A swoim wyglądem odstraszę znajdowaczy? Ale boli jak cholera więc drżącą dłonią chcę wycisnąć drażetkę. I dłoń mi się zastygła. Przy każdym dołku ze specyfikiem jest rysunek. No cholera ale jaki prawdziwy. Pytam koleżanki co jej to przypomina. Mówi, że kuper pingwina. Mnie też. Zerkam na się, zerkam na twórczość farmaceutyczną. No nic. Cała ja. Są dwie nóżki w czerwonych paputkach. Szeroko rozstawione są. Patrzę w dół. Na stopkach mam krwisto czerwone lakierki. A kończyny też szeroko rozstawione, bo mnie cellulit udowy nie pozwala stanąć w pozycji miss Polonia. Rycinka ma nad kończynami niski, szeroki kuper. Mój zad też jest niski i szeroki. Tylko ja większy pingwin jestem niż ten z obrazka. Ale podobieństwo jest uderzające. Chowam tabletki na powrót w piterek. Dlaczego nie łykam? Ano pingwin jest przekreślony iksem czarnym. Wielkim i wyraźnym. Czyli pingwin kaput. Wziął, zassał się i padł. Więc to nie są leki dla pingwinów w czerwonych trepkach.
Wzięłam sobie Apap. A w domu soczek z setą.

ASK@, 25.o1.2o17

1 komentarz: