czwartek, 29 września 2016

Sama chciała.

Sama chciała, no przecież nie ja Mamrotek na ochotnika wizytę lekarską sobie fundnąłem.
Ona ciągle kombinuje czy nas jakieś ukryte choróbska nie niszczą i podejrzliwym okiem patrzy na nasze zachowania. 
Jak co kilkanaście dni wydalałem z siebie ( według niej) bezcenną treść pokarmową to wpakowała mnie w walizkę i po chwili byłem kłuty, prześwietlany i osłuchiwany. Oprócz piasku nie znaleźli żadnych anomalii, ale ten piaseczek to ja mam od dawna i zupełnie mi nie przeszkadza. 
Halince oczywiście przeszkadza i muszę żłopać wodę, której nie lubię, ale wymyśliła maskowanie płynów. Co się da moczy, rozwadnia i przepłukuje mnie leczniczo. 
Już bez mojej obecności po poznaniu wyników krwi ustalono, że chociaż nazwy choroby nie poznano lekarstwa muszę brać. Protestowałem mocno przez pierwsze dni strzykawkowania i do tej pory uważam, że racja jest po mojej stronie. 
Jak to tak w ciemno kurować jakby jakie zagrożenie życia istniało. Nie chudnę, gram , śpiewam, drukuję, no, okaz zdrowia jestem, to po co ta chemia. 
Teraz biorę grzecznie proszek rozmieszany z wodą. Uznałem, że lepiej będzie jak szybko łyknę miksturę , ponieważ tym skrócę nieprzyjemną chwilę. Ba, nawet pracowicie oblizuję mocno czerwone wargi po dawce hemoglobiny. 
Z jednym psem bierzemy takie coś kolorowe i wtedy wyglądamy jak dwa wampiry. Za to opiekunka blada jak ściana. Ust koral jej znika po rozmieszaniu krwistego proszku, bledną policzki i mnie wygląda na bardziej potrzebującą barwienia niż my. 
Zalecam jej lekarza, ale niestety Halinka cierpi na hipochondrię przeniesioną tzn. szuka dolegliwości tylko w nas. Fakt. Doskonałości zdrowotne nie jesteśmy, każde z nas po przejściach i przykrych przeżyciach, ale daliśmy radę na ulicy, bezdomne to i dziś przeżyjemy ile się da, wykorzystamy każdy dzień. Obiecuję.

1 komentarz:

  1. Mamrotku, nie narzekaj - każdy chciałby mieć taki troskliwy dom :)

    OdpowiedzUsuń