piątek, 16 września 2016

Jeszcze lato.

Długie lato w tym roku. Miauczę w niebo o dni deszczowe. Wtedy ja będę miał noce spokojne.
Dusia zaprzestanie próśb, w formie długich lamentów o wyjście, o wolność można napisać. Gram najpiękniej jak umiem tęskne melodie celem uspokojenia koleżanki. Niech poczuje dzięki dźwiękom  powietrzne przestrzenie, niech jej przywołają szelest liści. Staram się też nie dopuścić do obudzenia się opiekunów. Ciche muzyczne tony sprzyjają sennym marzeniom, a lamenty godne lwa, ba dinozaura nawet, wręcz przeciwnie, działają jak budzik. I co usłyszałem jak wstali nocną porą? Podziękowali może, nie, zagadali, że chyba mózg mi się skiepścił i nie pozwalam Dusi spać, a ona biedna, malutka i tęskniąca za łąką i lasem. Ją trzeba zrozumieć. Obraziłem się na poważnie. Zaraz poleciałem i siknąłem do wanny. A niech myje jak taka wredna jest. A jak jeszcze raz wygłosi mówkę o zrozumieniu potrzeb zwierząt, a nie o uczłowieczaniu ich to w kocim języku odpowiem co myślę. Niech się głowi i rok cały co jej chciałem przekazać. Wiem, że przekaz mój po ludzku uprości, nada mu sens odpowiedni do swego oglądu i kociej głębi myślowej  nie odkryje. Nie posiada takich narzędzi poznawczych jakie każdy najlichszy kot dostaje na początku swego istnienia. Nie zazdrośćcie nam za bardzo. Na tym świecie jednak trochę niewiedzy jest szczęściem. Zawsze można zmniejszać obszar nieznajomości. Kot już tego nie robi, kot tylko rozwija zmysł obserwacyjny i czasem mu bardzo źle z mądrością odwieczną. Dotarło do nich znaczy opiekunów, że ich ukochany Mamrocio czuje się urażony i jak sandał pańcia wylądował na trawniku udali, że nic się nie stało. Mam namiętność do butów jak jaka elegantka. Wyszedłem na balkon słoneczny, a na nim stoją wyszorowane, czyściutkie sandałki. Tuliłem się do nich, nosem suwałem i tak niechcący jeden przez szparę w siatce co to ma nas chronić przed wypadnięciem, ale nie obuwie poleciał w dół. Halinka tylko dlatego, że mogła założyć na obie stopy klapeczki pognała po brakujący szczegół garderoby swego męża. Jakoś wydawało im się mało poważne wychodzenie choćby na moment w upalny dzień w kaloszach, albo jesiennych półbutach. Myślę, że kozaków to nie dałbym rady spuścić z siódmego piętra.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz