niedziela, 25 września 2016

Deszcz

napisała Joanna
Zimno. Deszczyk popaduje z przerwami od kilku dni.
Wracam ci ja sobie z pracy wczoraj. Ubrana pracowo. Fryz też pracowy. Żelu nie żałowałam. Mnogo tuszu i kredki na licu bo rzęs biały jest.
Brew też jaskółczy "naturalny" kolor utraciła. Jakoś wspomóc się trzeba. Z malunich kropelek padających czasem z nieba całkiem rzęsiście się tego zrobiło. Czuję jak mi włos opada a kolor spływa. Zaszłam ci ja na pobliskie ciuchy by schronić się przed lejącym już deszczem. Pożyteczne podwójnie takie miejsce. Na łepinę nie kapie
a może coś sobie wypatrzę. Późno się robi. Ja grzebię w stertach wieszaków. Nade mną, w metalowy dach, woda wali głucho. Kobietka poszła manekiny przed utonięciem ratować. Czekam aż cerber zegarowy mężem zwany zadrynda by sprawdzić gdziem zaginęła. I dzwoni.
Na pytanie gdzieżem ja, odpowiadam zgodnie z prawdą.
Na pytanie czy posiadam parasolkę, odpowiadam zgodnie z prawdą, że nie.
Na pytanie czy ma TŻ przydyrdać z takową odpowiadam ,że tak.
Jeszcze namiary podaję by on i parasolka trafili.
Deszcz leje. Ja grzebię.
Wytarłam smugi z twarzy. Otrzepałam z wody chałacik.
Gadam z miłą panią.
Płacę za sweterek cudaczny szybciusio (by TŻ nie zauważył nowego zakupa).
Mam co prawda jeszcze deczko czasu na targi. Owocne.
Deszcz leje. Gadam z miła panią. Sweterek, torba i ja czekamy na parasola i TŻ-ta.
Miła pani zauważa, że przestaje lać.
Zauważa też, że Cerbera nie widać.
Odważny krok przede mną.
Może Janusz ruszył ratować mnie ale inną drogą. Co jest całkiem możliwe bo zawsze się mijamy. Ale czekać nie ma co.
Żegnam miłą panią i sunę ku domowi bo faktycznie mniej leje.
Zanim dobiegam te kilka bloków ponownie łapie mnie woda co już wsio zmoczyła.

I zmyła.
Wpadam do domu. Złą jak osa. Mokra jak wodnik.
TŻ przy cedzeniu ziemniaków stoi.
Radośnie dyrdymały plecie, że za chwilkę zapoda obiadek.
Cedzę i ja przez szpary w zębach, że strasznie zmokłam. Strasznie się naczekałam. I takie tam inne jeszcze różności.
Ale obiadek będzie już tuż tuż. Ziemniaczki prawie rozgotowały się bo czekał, pilnował. A nie ruszył na ratunek bo już prawie padać przestało. A tu gaz rozpalony. A tu już koty prawie się gotują.
No tylko zabić gada zwanego TŻ-tem. Jak sprawdzić gdzie jestem to umie dzwonić. Jak zadzwonić, że nie przyjdzie to już umienie się skończyło. Cały on, cały Janusz.

1 komentarz: