czwartek, 12 maja 2016

Zmiany w domu.

Przez tę mądrość to ja się kiedyś wykończę. Ona szkodzi kociemu zdrowiu jak jaka trucizna. Ba, ja jeszcze posiadam jak to kot niezwykle rozwinięty zmysł obserwacyjny i pewną dozę empatii.
 
O innych przymiotach swoich to ja jeszcze napiszę, ale już ta lista wystarczy do wyciągnięcia wniosku, że natura łaskawa była dla mnie. 
Cudo chciała stworzyć i udało jej się. Bardzo nawet. 
Wracam do tematu. Parę dni temu zniknął mi z kanapy pies. 
Do tej pory go nie ma. 
Przez jakiś czas starannie omijałem miejsce odpoczynku staruszka, kładłem  się obok jakby on spał  i wiecie jak zasnąłem to on był. Słyszałem jego senne posapywanie. 
Niemożliwe powiecie. Możliwe, możliwe jak się sercem czuje, jak się tęskni to bywa, że ktoś ważny na momencik, na drgnięcie powieki się zjawia. 
Z domu zaczęły znikać pudełka kiedyś pracowicie wciskane w różne kąty. A co tekturową przeszkodę wzięli opiekunowie do ręki to skrapiali ją wodą z oczu dość obficie. 
Zacząłem podejrzewać u ludzi chorobę psychiczną. 
Szlochać nad kartonami to już zbyt fanaberyjne mi się wydawało. Jak tak dalej pójdzie to ciężki los nas czeka. Zajmą się martwą naturą, a żyjące psy i kotykoty z głodu pomrą. 
Spisek zwierzęcy został zawiązany i po dwu przespanych nocach i cichutkiego trwania  przystąpiliśmy do akcji ratowania dwunożnych.Od choroby psychicznej i ciągłego chlipania. Naszka i Dusia oczywiście zgłosiły sprzeciw i zgodnie stwierdziły, że przeszkadzać nam nie będą, ale stanu chorobowego nie odnajdą w sobie. Nie to nie, w trójkę też zarazę dobrze odegramy.  Miły nażłopał się wody, wypił ze trzy miski, ja  pojadłem trawy i gdzieś z godzinę po pólnocy zacząłem jęczeć i wydalać zieleninę. Halinka wstała, zbladła i zaczęła sprzątać. Czyściutko już było, gdy Inna sobie zwymiotowała. Na spacerze poskubała różne rośliny i efekt znacie. Biel twarzy ludzkiej jeszcze się wzmocniła, ale gdy Miły stwierdził, że natychmiast wyjść musi to już szkoda nam się zrobiło człowieka. Tak musiała wyglądać matka zadżumionych. Nie było wyjścia i trzeba było wycofać się z leczniczej działalności. Wykazałem objawy zdrowia, chrupnąłem parę kuleczek karmy , potoczyłem piłeczkę, wylizałem futerko. Dusia wyłoniła się z szafy przeciągając ciałko, a Naszenia gotowa była wstać z pościeli jeśli coś tam do jedzenia dadzą. Jeśli nie to ona jak pozostali zwinie się w kłębekuszek i pośpi do śniadania. W samą porę ozdrowienie odegraliśmy, ponieważ jak przykrywałem  znużone oczy powiekami to usłyszałem, że mieli zamiar dzwonić po weterynarza. Mądry kot jestem. Wiem jak przywrócić równowagę w domu. 
A pudełko jedno zostawili. Stoi na nim miska z wodą. 
Na pamiątkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz