sobota, 20 lutego 2016

Dwie Kasie

Była sobie kotka... Tak może się zaczynać większość kocich historii, każda jest inna, choć w jakiś sposób są podobne - dom, utrata domu, nowy dom... Uwielbiamy, jeśli pojawi się ulubiony przez nas Happy End. 
Tu wydaje się, że szczęśliwy koniec właśnie nastąpił, choć z punktu widzenia kota ta historia właściwie dopiero się zaczyna.
A więc - była sobie kotka. 
A właściwie dwie bure kotki. Dorcia, dziewczyna o złotym sercu, dokarmiała je, kotki mieszkały w piwnicy, nie rodziły dzieci, więc na pewno były wysterylizowane. Nie podchodziły do człowieka, bały się, więc Dorcia oceniła, że są dzikie. Pozostawało dokarmiać.
W tym czasie Dorcia starała się złapać inną kotkę - szylkretkę Kasię, która od lat mieszkała w innej piwnicy. Trochę to trwało, ale w końcu, dzięki pomocy Joli Dworcowej kotka została złapana i pojechała do domu. Staruszka okazała się najmiziastszym kotem na świecie.
Historia Kasi opowiedziana jest TUTAJ:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=154133

Tymczasem kotki przychodziły na posiłek. Ale jak to bywa z bezdomnymi kotkami - kiedyś jedna przestała się pojawiać. Zachorowała? Raczej nie, była zdrowa. Może jakiś wypadek... Dorcia nigdy nie dowiedziała się, co się stało. Została druga. Okienko w piwnicy wkrótce zamknięto i kotka nie miała właściwie żadnego schronienia. Koczowała pod samochodami. Powoli stawała się coraz odważniejsza, zaczęła podchodzić do Dorci, dawała się głaskać. Na szczęście ostatnio trafiały się  łagodne zimy, jednak bezdomna kotka była przemarznięta. Dorcia zaczęła ja przykrywać podczas jedzenia, kotka wyraźnie lgnęła do ciepła. Po pewnym czasie bardziej chyba czekała na ten moment, kiedy mogła się wygrzać, niż na jedzenie. Przyzwyczaiła się, że Dorcia przykrywała ją całą, a malutka zasypiała słodko, bezpieczna, spokojna. Po 2 godzinach Dorcia z ciężkim sercem wyciągała kotkę (nazwała ją także Kasią) z "pościeli", musiała w końcu iść do domu i trochę się przespać - sesje z Kasią odbywały się między 1 w nocy a  4 rano. Prościej byłoby zabrać Kasię do domu, ale tego Dorcia zrobić nie mogła, bo TŻ stanowczo nie zgadzał się na 11-tego kota.


Myślałam już nad zrobieniem Kasi ogłoszeń, tylko po pierwsze - Dorcia nie potrafiła pstryknąć kotce ładnych, "zachęcających" zdjęć, po drugie - ciągle nie byłyśmy pewne, czy Kasia oswoiła się tylko z Dorotą, czy po prostu jest domowa. I tak to trwało, Dorcia chodziła coraz bardziej śpiąca (wstawała do pracy o 5 rano), a ja nie miałam pomysłu, co zrobić. I wtedy dostałam smutny SMS  od opiekunki szylkretowej Kasi, Błękitnego Irysa*. Niestety, kotka miała swoje lata i po 2,5 roku od adopcji odeszła cichutko w nocy za TM, wtulona w objęcia swojej opiekunki i Przyjaciółki.

Dorcia popłakała nad Kasią Pierwszą, ale od razu pomyślała, że może cudowny dom Błękitnego Irysa zechce dać szansę Kasi Drugiej? Jak w pięknym wierszu - On wróci, choć może w innym futerku... Dorota zaryzykowała, opowiedziała o Kasi Dwa i po niedługim czasie Błękitny Irys powiedziała TAK.

Pozostawało złapać Kasię, na szczęście tym razem było to znacznie prostsze niż przy Kasi Pierwszej, która w ogóle nie podchodziła do Doroty. Kasia Dwa dała się bez problemu wsadzić do kontenerka, Dorcia o 1 w nocy zadzwoniła do mnie z informacją, że kotka jest już w mieszkaniu i czeka na transport. Błękitny Irys miała być rano z własnym transporterem. Wiedziałam, że nowa opiekunka chciała przesadzić kotkę do tego kontenerka, mówiła, że ma w tym doświadczenie, ale jakoś poczułam niepokój i mimo późnej pory zaczęłam przekonywać Dorcię, żeby po prostu na parę dni wymieniły się transporterkami. Dorcia uznała, że to dobry pomysł.
O 6 rano obudził mnie dzwonek komórki.
- Kotka uciekła - usłyszałam spanikowany głos Błękitnego Irysa.  Uciekła przy przesadzaniu do transportera...
- A mówiłam, żebyście nie przesadzały kotki! - nie mogłam się powstrzymać od jęknięcia. Ale najgorsze dopiero miałam usłyszeć.
- Kotka szaleje, dwa razy wspięła się po ścianie aż do sufitu, a teraz siedzi w drapaku i nie daje się wyjąć. Dorcia próbowała przez rękawiczkę, kotka ją pogryzła. Jest chyba zupełnie dzika, zupełnie nie zna mieszkania. Dorcia mówi, że może to taki kot, który musi być na dworze. - Błękitny Irys była trochę wystraszona - Siedzi i strasznie sapie, boję się, żeby nie dostała zawału ze stresu. Może lepiej ją wypuścić?

Zaczęłam szybko myśleć. Bałam się, że Kasia właśnie traci swoją szansę na dom.
- Nie! Nie wypuszczajcie jej. Poczekajcie, spróbuję sprowadzić pomoc. Ona nie musi być wcale dzika, po prostu bardzo się wystraszyła. Moja supermiziasta Uszatka też skakała po ścianach, a w lecznicy była dzikim dzikiem. Spokojnie, dajcie mi chwilę czasu.

Pierwszy telefon wykonałam do kalewali*, niezawodnej przy łapaniu ręką dzikich kotów. Niedawno złapała w piwnicy moją dzikuskę, co prawda cała była przy tym podrapana i pogryziona, krew płynęła ostro, ale kotka pojechała do weta na sanację paszczy. Kotkę z drapaka na pewno wyciągnie.
- Oczywiście, kota wyciągnę, ale dopiero za parę godzin, właśnie łapię chore kociaki, karmicielka niewspółpracująca, nie mam z kim zostawić klatek. A kociaki zasmarkane, jutro może nie być co łapać.
Pomyślałam, że parę godzin, to może być za długo - Irys nie może tyle czekać, Dorcia musi wyjść (do swojego ukochanego Kubusia, którego karmi w pracy), kotka się przemieści. Umówiłam się, że oddzwonię i wykonałam telefon do Joli Dworcowej - pomogła złapać Kasię Pierwszą, może i teraz pomoże?
- No, co tam? - usłyszałam w słuchawce zaspany głos Joli. Zrelacjonowałam sytuację,
- Dałabyś radę podjechać do Dorci? Trochę daleko bez samochodu z Widzewa na Retkinię, ale może...
- Nie wiem, jestem mocno przeziębiona - westchnęła Jola bez entuzjazmu - Jeśli nie da rady inaczej... Ale może po prostu... - Jola zaczęła kombinować, jak wydobyć kotkę z drapaka. Szybko jej przerwałam.
- Najlepiej zadzwoń do Dorci, ja nie znam sytuacji, pogadajcie.
No i Jola zadzwoniła. Rozmawiały jakiś czas, rozważane były 2 sposoby przemieszczenia Kasi do kontenerka - wytrząsnąć z drapaka albo przenieść drapak na osiatkowany balkon. Jak kotka poczuje świeże powietrze, to może wyjdzie.
Wytrząśnięcie okazało się zbyt trudne, bo drapak ciężki, Ale wyniesiona w drapaku na balkon Kasia natychmiast się uspokoiła. I bez problemu dała się Dorci pogłaskać, a potem grzecznie sama przeszła do podstawionego kontenerka. Dorci kontenerka, który znała - transporter Iryska uznała za zbyt niebezpieczny. Może czuła zapach obcych kotów?
Po krótkiej chwili, która jednak mnie wydawała się dłuuuuga, zadzwoniła Irys z oczekiwaną nowiną
- Kasia w transporterku, jedziemy do domu.
Mogłam odwołać alarm u kalewali, a potem zadzwoniłam do Joli z krótką informacją:
- Kotka złapana, a ty jesteś Genialna.
Jola cicho się zaśmiała.

Potem już było tylko lepiej. Irys wysyłała SMS-y, że droga przeszła idealnie, Kasia troszkę  pomiaukiwała, ale cichutko, w domu koty Iryska obwąchały nową lokatorkę przez kratkę i Kasia coś im tam pomiaukoliła, po czym wszyscy poszli spać...  Kasia w otwartym kontenerku na zmianę spała i obserwowała pokój, zupełnie nie reagowała na normalne domowe odgłosy - chodzenie Iryska, cichutko włączona pralka. Domowe stadko też spało, tylko jeden kocurek ciekawie zaglądał do pokoju i z bezpiecznej odległości zerkał na Kasię. Oczywiście nic jeszcze nie jest przesądzone, ale można mieć nadzieję, że wszystko ułoży się dobrze i Kasia wykorzysta szansę, jaką dostała od Losu i od Błękitnego Irysa. Dalszy ciąg historii Kasi Dwa będzie można śledzić na forum miau w wątku:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=154133&start=255, tym samym, w którym opowiedziana jest historia Kasi Pierwszej.

(*nick z forum miau)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz