niedziela, 8 listopada 2015

Małego Czorta oczywiście pamiętacie? Dziś pojechał do swojego własnego domu  -  waży już dobrze ponad pół kilo  -  kiedy trafił do Oli, zaledwie 12 dni temu, ważył tylko 200g. Tego maila dostałam od Oli w środę  -  ale nie chciałam wcześniej pokazywać go  -  żeby nie zapeszyć. Teraz już mogę. I jeszcze jedna bardzo dobra wiadomość  -  straszliwie zaniedbana matka małego, jak się okazało rasowa MCO z dobrej hodowli, jest już bezpieczna i mamy nadzieję, że wyzdrowieje i wróci do doskonałej formy. Pewnie będzie o niej i o jej dramatycznym ratowaniu opowiadanko. A na razie wspomniany mail Oli  -  Bluś i Boryniu to jej dwa koty: 


"Dziś podjęłam decyzję w sprawie adopcji Czorta, będzie to najtrudniejsza adopcja w mojej "karierze adopcyjnej ". Czort pojedzie najprawdopodobniej w niedzielę do p.Kasi, jako towarzysz do Twojej kotki. Przegadałam godziny z masą potencjalnych domów, ten był najlepszy bo miał kota do towarzystwa, pani Kasia mocno się o kota dowiadywała, jej TŻ wziął tygodniowy urlop na czas adaptacji mojego Czorta, no i Czort ,awansował w hierarchii piekielnej  -  będzie miał na imię Lucyfer, zdrobniale Lucek. Nie przeraził p.Kasi świerzb, lekko zamglone oczko, nawet brak szczepienia (kociak był na antybiotyku, więc szczepienie odroczone). Część chętnych dobrze zapowiadających się przyszłych opiekunów kotów odesłałam do Ciebie. Może jakiś inny kot potencjalnemu opiekunowi podpasuje...

Ale do rzeczy :
Otóż od momentu podjęcia decyzji u nas w domu żałoba.. Nawet Jacek wymiział kota, i stwierdził, że żal mu oddawać, bo kocurek świetny. Więc żałoba  w domu, Justyna ma łzy w oczach, mnie wiele nie brakuje, Jacek bawi się z kotem, Andrzej dopytuje się, czy to fajni ludzie… Ot takie zbyt emocjonalne podejście do sytuacji. A tu do akcji wkracza Boryniu  -  wylizał kociaka (mam nadzieję, że sraczki po oridermylu nie dostanie, bo jęzor chyba do mózgu Czortowi wsadzał), wybawił kociaka, i podchodzi do każdego z domowników, i przytula się, i liże i udeptuje, do tej pory tylko ja miałam monopol na takie uczucia kota a tu nagle cała rodzina została obdarzona zaszczytem. Dosłownie wyglądało to tak jak by kot mówił  -  nie smućcie się, macie jeszcze mnie. Po pocieszeniu całej familii Boryniu polazł do łazienki  obudził Bluśka (spał jak zwykle w brodziku), pogadał z nim i Bluś zrobił podobny obchód domowników. No jedyne co to Czorta nie wylizał, bo Bluś do takich czynności się nie zniża. Tyłek Bluśka czeszę ja i ja dbam o jego futro i to wcale nie dlatego, że Bluś za gruby, o nieee, Bluś ma od tego służbę  -  jak trzeba doope wyczesać, Bluś szczotkę przynosi. Jak służba zastrajkuje, to kot świetnie sam sobie daje radę z pielęgnacją zadka, ale szczotą rzuca co chwila. Ot widzisz, taki smuteczek na nas spadł…. Dobrze, że mamy pocieszycieli. A tak na serio  -  miałam nadzieję, że żaden chętny na Czorta się nie zgłosi.
  
Także poniekąd dziś śpię spokojnie… Poniekąd bo już przeżywam Czorta…"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz