czwartek, 5 czerwca 2014

Mamrotkowe zwierzenia.

Mam wątpliwości co do pewnych cech charakteru moich opiekunów. Nie wiem czy są pomysłowi, czy też leniwi. Ja mam duszę artystyczną, a w związku z tym liczne niepokoje i  nastroje zwątpienia dość często mną targają. Ostatnio boję się ciemności.
Może nie tak bardzo, ale jak się przebudzę i pójdę do kuchni na maleńką przekąskę to wracając do ciepłego łóżeczka odczuwam jak czerń mnie obtula, zajmuje moje ciałko, niszczy futerko  i wtedy  wzywam na pomoc kogo się da. Jęk najbardziej rozpaczliwy jaki ludzkość zna  z  siebie wydaję. Ten ton najszybciej budzi Halinkę, która wpada przerażona do przedpokoju, myśląc pewnie, że za chwilę wydam ostatnie tchnienie.  Tuż przed nią pojawia się światło, jasność cudowna, więc ja jakoś tak mężnieje w sobie i cichnę. Robię minę aniołka , aby zrozumiano, że nocne hałasy to nie kocia złośliwość tylko wołanie przerażonego miauczka. Tak sobie miło spędzaliśmy noc za nocą. Bardzo mi było przyjemnie tulić się do mojego człowieka, słuchać szeptów serdecznych. Ekstaza, mówię wam. Ten stan tak zwą. Nie rozumiem czemu innym wstawanie do mnie nie dawało euforycznej satysfakcji. Zapalają teraz przed pójściem spać figurkę ślicznego anioła. Jestem od paru dni kotem, który ma swego, nocnego anióła stróża.
Mam nadzieję, że lampeczka się popsuje. Próbowałem ją niby niechcący zrzucić, ale anioł się broni przed zniszczeniem. Stoi za wysoko. Dusia to na tę półkę wskoczy , ale ja nie.
Z tej kocicy to pożytku nie ma. Nawet nie próbuje mi pomóc. Wskoczy pod sufit na regał, ale miejsce gdzie stoi anioł omija. Ona to ma dobrze. Nie męczyli ją pojeniem. Dawno temu miałem prześwietlenie kręgosłupa, ponieważ pańci nie podobała się moja budowa. Poleciała do lekarza i tam wątpliwościami co do mojej urody się dzieliła. Pan Piotr poważnie wysłuchał tych głupot, stwierdził, że rzeczywiście różnica w umięśnieniu jest i dawaj mnie na zimną blachę położył.
No to po kotach - pomyślałem.
Przecież jak mnie zamordują to jakby wszystkie koty zniknęły. Przynajmniej dla mnie.
Przeżyłem, ale oprócz uszkodzenia kręgosłupa, stwierdzono małe ilości piasku w pęcherzu.
Człowieku, przecież ja ziemi do pyszczka nie brałem, nie biorę i nie będę brał. To niby skąd u mnie w środku coś co nie powinno być. Nie byłem w stanie im wytłumaczyć, że to jakiś durnowaty pomysł. A pańcia zatroskana mocno przystąpiła do pobierania mojego moczu. Przeczytała fachową literaturę i rozpoczęła nawadnianie. Już wieczorem dostawałem jedzenie mocno wodniste. Nocą wstała, wyparzyła kuwetę , wymyła podłogi. Mnie dopoiła strzykawką i czekała. Ludzie jak mi się siku chciało. A tu piasku brak. Myślałem już, że mi pęcherz pęknie. Jednak stanowczo odmawiałem wydalenia z siebie wody. A mogłem po tych pojeniach mieszkanie zalać jak jaki sąsiad. Nerki mam zdrowe to produkcja moczu była. Zdradliwa kobieta widząc moje męki, zamiast piasku nasypać wlała we mnie następną porcję płynu. Wtedy nie wytrzymałem. Na środku pokoju stworzyłem jezioro, do którego dopadła opiekunka ze strzykawką.
Ponoć mam szczęście i jak będę dużo pił to piasek zniknie. Szczęśliwy kot co?
Nie ma tak dobrze. Znów mnie poddali badaniom. Piaseczku jest bardzo, bardzo malutko i jak mnie nie wykończą te pobierania moczu to nic mi nie grozi.

2 komentarze:

  1. Mamrotku, a czy ten Twój osobisty Aniołek świeci co chwila w innym kolorze? My też mamy takiego, ale Duża zapala go tylko na trochę w Święta.

    OdpowiedzUsuń