wtorek, 10 czerwca 2014

Justynian Długowłosy


Opowiada ansk
To naprawdę nie moja wina, że znam Justynę… ani jej, że ma oczy dookoła głowy i widzi to, czego nie dostrzegają inni, że trafia w miejsca, które inni omijają…. I że nie potrafi przejść obojętnie. Długowłosego wypatrzyła kilkanaście tygodni temu, pojawiał się nieregularnie,
jako-tako wyglądał. Pewnie czyjś wychodzący. Potem widać go było częściej, wyglądał gorzej, ale zaczął się sezon wyjazdów na działkę, pojawiły się Żabole, którym najpierw trzeba było trochę pomóc dokarmiając, a potem szybko zabrać, bo zaginęła matka. Potem akcja z chartem - i tak długowłosy zszedł na drugi plan. Ale widocznie czuł, że przestaje sobie radzić, bo praktycznie ciągle przesiadywał pod kioskiem. 
Z lekka otrząsnąwszy się po akcji z chartem Justyna nastawiła łapkę na długowłosego. Złapał się dziś (poniedziałek) bladym świtem, ale do Łodzi mogłyśmy go „przerzucić” dopiero wieczorem. Z klatki-łapki dał się do stacjonarnej przełożyć spokojnie, ale już przy pakowaniu do kontenera dał Justynie pazurem po ręce. No, myślę, w chorego dzikusa się pakujemy…. Nie odważyłam się go przełożyć ręką, nawet w rękawicy spawalniczej, z kontenera Justyny do swojego, szczególnie że to prawa rękawica, a ja jednaj leworęczna bardziej jestem. Jakoś tam popukałyśmy, postraszyłyśmy, przeszedł. 
Tego maila Justyny odebrałam wieczorem - już po ulokowaniu Długowłosego w lecznicy.

Poniedziałek 2014.06.09 16:15

Wysyłam Ci dwa zdjęcia kudłacza. Nie mam czasu na więcej, lecę do roboty, a potem jeszcze do lekarza. Mimo całej swojej biedy jest śliczny, aż mnie korci by sobie go zatrzymać… Jest bardzo zmęczony, leży spokojniutko w klatce i nie reaguje nawet na moje ciekawskie koty. Gdyby miał być jeszcze dziś kastrowany, to bądź przygotowana na rzyganie - pani kioskarka tak się przejęła, że dała mu całą puszkę, którą jej zostawiłam. Ale to było do południa, teraz ma w klatce tylko wodę. 

Poproś o pełną diagnostykę, bo on wydaje mi się mizerniutki. Groźny nie powinien być, brał mi kiedyś jedzenie z ręki”. W lecznicy wetka uzbrojona w solidne rękawice, ja w ręcznik, ostrożnie otworzyłyśmy kontener. Kocur zachował się bardzo spokojnie. Fakt, trzymany mocno za kark, ale jakby chciał, to mógłby się poawanturawać. A tu nie. Dał sobie obciąć pazurki, pobrać krew na morfologię i biochemię, podać zastrzyki, wyczyścić uszy, opatrzeć ranę za jednym uchem i wyczyścić ropień za drugim,
wyrwać z irokeza większość dredów - długie futro ma tylko na fragmentach ciałka, pewnie reszta sfilcowała się i sobie powyrywał…. Ma powiększone nereczki, kupę kleszczy i pcheł, i pewne kocurze elementy do usunięcia - ale to za chwilę, jak będzie znany stan zdrowia. Paszczydło też do remontu - zębów niewiele i w fatalnym stanie. Na razie został w szpitaliku.
Zobaczymy, co dalej. Widać, że jest (a raczej będzie) piękny, mimo że szczerbaty - zielonooki i dymny, bo te rude naloty raczej zejdą. Domowy kocur - wyrzucony na starość….. Jeśli chcecie mu pomóc - to bardzo będziemy wdzięczni - na Justyniana Długowłosego na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040. A może ktoś się już zakochał i zechce go adoptować? Odwiedziłam go dziś w lecznicy. W uszach horror, swędzą go i boją, pewnie stąd te rany na główce za uszami - drapał się biedaczek. Wyniki - ogólnie wyniki odbiegające od normy, najbardziej niepokojąca podwyższona kreatynina i leukocyty - załączam.
Siedział w szpitalnym kontenerze, nie chciał jeść. Miałam zwykłe puszki, wzięliśmy go z lekarzem na ręce, wygłaskaliśmy, daliśmy puszkę - zjadł, nawet chętnie. Widocznie albo nie zna przyzwoitych groszków, albo ząbki nie pozwalają gryźć. Trudno, lepiej niech je te puchy niż nic. Potem zgrzebłem wyczesałam mu dredy z irokeza - możecie wierzyć lub nie, z niewielkiej okolicy kuperka i ogona - trzy takie „urobki”.
Brzuszek brudny i mokry po wczorajszych „przygodach”, kot waniajet kocurem. Przenieśliśmy kawalera do bardziej luksusowego boksu - akurat się zwolnił. Dostaje leki, do jedzenia będzie dostawał to, co lubi, głaskany będzie - może się trochę odpręży i umyje.
Do kastracji na razie się nie nadaje - a bez kastracji z racji wrażeń zapachowym nie mam dla niego dt…. 

Wiadomości z wczorajszego wieczora  -  czyli z 2014.06.12

Kocurek pogryzł (resztkami ząbków) i podrapał pielęgniarza, pielęgniarz żyje, trochę się tylko pooklejał plastrami. Miał czyszczone uszka, usuwane zmiany martwicze i czyszczony ropień koło prawego uszka, i widocznie coś mocno zabolało…
Z jedzonka jednak woli suchą karmę, tylko pałaszuje ja w nocy, w dzień w szpitaliku jest trochę ruchu i kotek się boi.  
Kolejny raport i zdjęcia  -  po weekendzie, wyjeżdżam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz