Wczoraj,
czyli 2017.01.23 - sms dostałam, ze zdjęciem - zdjęcie wyżej,
sms niżej.
„Cześć
Aniu, wczoraj karmiłam bezdomniaczki i zobaczyłam przy budynku
białego kota / kotkę w rude plamki w niebieskiej obróżce.
Siedział sobie. Pomyślałam, że to może nowy kot wychodzący. Ale
dzisiaj zajrzałam tam i na dole zewnętrznych schodów do piwnicy
tego budynku leżał zwinięty w kłębek ten kot. Nie przyszedł
zawołany, a bałam się że jak będę do niego schodzić to gdzieś
ucieknie. Wygląda na to, że się zgubił. Na stronie schroniska
nikt go nie ogłosił. Wiesz coś może czy ktoś go szuka? Dołączam
zdjęcie. Renata M.”
Śnieg.
Mróz w ciągu dnia średni, w nocy konkretny. Co najmniej jedną noc
kot już spędził na mrozie - bo jakby miał lepsze miejsce, nie
zwijałby się w kłębek w tej dziurze…. Ile nocy jeszcze
przetrzyma?
W
pracy planowo do 19tej, potem do zaprzyjaźnionej nerkowej kotki
zrobić kroplówkę, podjechać mogę dopiero po 20tej…
Na
szczęście kończę ciut wcześniej, w nerwach jadę. W nerwach, bo
w podobnych sytuacjach na ogół jest jedna szansa, przepłoszony nie
wróci. A ja coraz mniej sprawna, zimowe odzienie ruchów nie
ułatwia, Renata nie pomoże. Czemu nie dzwonię po tzw służby? Bo
kot ma tylko jedną szansę…
Podjeżdżam,
Renata czeka, ciemno, zimno, nieprzyjemnie - zdjęcia miejsca akcji
robione dziś rano. Pochodzimy do budynku, kot skądś przybiega,
widzę go, zbiega po schodkach w dół. Dobrze - tam głęboko, nie
wyskoczy górą, to zwiększa szanse. Byle nie zaszarżował na nas i
nie uciekł po schodach.
Renata
ma potężna latarkę, na szczęście, bo ja wożę tyko kieszonkową
zabaweczkę. Wieszamy tę latarkę na balustradzie nad kotem,
zdejmuję kożuszysko, z kocykiem w jednej ręce, miską z
jedzeniem w drugiej schodzę w kozaczkach na obcasach po stromych,
ośnieżonych, oblodzonych, śliskich schodach, Renata krok za mną z
kontenerem i kożuchem, który ma w razie czego straszyć kota.
Nerwy - bo jak któraś z nas runie, kot pójdzie w długą i
przepadnie, jak któraś runie, polecimy w dół obie, a ślizg po
tych schodach bezkarny nie będzie.
No
i nawet jak tego kota już ucapię, to jeszcze na tychże schodach
trzeba go będzie w kontener upchnąć.
Ćwierkając
słodko zeszłam, podstawiłam pod nos miskę, zainteresował się,
zaczął jeść, pogłaskałam… Może zbyt szybko i nieco
niezręcznie ucapiłam za kark - ale te nerwy… Próbowałam
zawinąć w kocyk - kocur wielki, a z powodu ciasnoty i wymiarów
kocyka - kocyka nie lubię, wolę mniejszy i mniej śliski ręcznik
- kot zaczął się wyrywać, wierzgać zębami i pazurami,
a zdenerwowana Renatka, zamiast trzymać kontener nieruchomo i
pionowo, też nim nieco wywijała. Jakoś się udało.
Odjeżdżam,
szukam telefonu - dzwonić, że jadę do lecznicy, po do 20tej, a
potem dopiero na tę kroplówkę. Nie ma w kieszeni. Dzwonię drugim
- nie odzywa się. Fajnie, jak upadł w głęboki śnieg i wyłączył
się, rozładował albo bateria wypadłą - to może wiosną go
znajdę… Wracam, świecę moją zabaweczką, szukam, Nie ma!!
Domofonię do Renatki, dzwoń do mnie, mówię, i lecę nasłuchiwać.
Coś brzęczy - przestało. Znów lecę do domofonu - dzwoń bez
przerwy, raz za razem! Słyszę, depczę się przez ten śnieg, jest
- na samym dole schodów, w miejscu kota. Pewnie wypadł z kieszeni
kożucha w trakcie manewrów.
Lecznica
- kolejka, czekamy, kocur, zdenerwowany i mało uprzejmy. Nie
pozwolił ani sprawdzić chipa, ani pazurów obciąć. Młody -
ząbki sam pokazał, nawet kilka razy. Nie to nie, dostał na pchły
i na robale, szczepionkę i książeczkę. Reszta później.
Potem
kroplówka - kapanie trochę trwało, poratowali herbatką i czymś
na ząb, bo głodna już byłam mocno. Kot czekał w kontenerku w
samochodzie, przyrzucony kocykiem, który bardziej się do tego
nadaje niż do łapania kotów. Mówicie, że zimno mu było? Na
pewno cieplej, niż na śniegu w schodowej dziurze, poza tym - może
trochę zrozumienia dla mnie? Chciałam szybko do domu, a szybciej
było najpierw kroplówka, potem już docelowo dom, niż zajeżdżać,
wyładowywać kota, jechać na kroplówkę. No.
Koszty?
A proszę bardzo:
Ad. obrazek 1 - chętnie
przyjmę rady, jak szybko i skutecznie zagoić tę rękę.
Ad. obrazek 2 - tylko
poz.2 - profilaktyka 57zł - znane konto 71 1020 2313 0000 3802
0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11
Listopada 4 - Górnik.
Mam
nadzieję, ze to wszystko, że się nie pochoruje po tych noclegach
na mrozie.
Siedzi
teraz po kanapą i czeka na dom. Jeśli chipa nie ma, wpakuję mu
osobiście.
A
ja nie napiszę Wam o wizycie u Foresta - rąbieńskiego leśniego,
i prezencie od niego - 20kg Sanabelle No grain - wielkie dzięki,
o spotkaniu z persem Viko, o Kocie Świątecznym który cienki jest, o
Posterunkowym, o spotkaniu z pewną panią w lecznicy - bo zamiast
pisać zajmowałam się Górnikiem….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz