wtorek, 5 września 2023

Szkoła - może pora na naukę?

 


Wierni i pamiętliwi czytelnicy pamiętają, pozostali zajrzą może w tekścik z 2023.04.19 - pisałam tam o łapankach na kociolubnym osiedlu i w kociolubnej instytucji. Jak do tej pory nikt nie zadzwonił z informacją o nowych kotach na tym terenie - mam nadzieję, że faktycznie się nie pojawiły i że nie będzie telefonu „ratunku kociaki” jak to zwykle bywa. Tym razem naprawdę nie pomogę łapać. Z dwóch powodów - po pierwsze, obiecywałam to sobie tyle razy - tzn że pomagam łapać nowe dorosłe koty, kotki w ciąży itp., ale w momencie pojawienia się kociaków - odpadam. Bo to nie ma sensu - jeśli ktoś do tego stopnia lekceważy mój czas, wysiłek itp. że trudno mu zadzwonić w porę - to właśnie trudno. Drugi powód - złamałam rękę, niejako przez koty. Z ręką najlepiej nie jest, pora się zatrzymać, a przynajmniej zwolnić.

A czy warto korzystać z mojej pomocy? I z pomocy takich, jak ja?

Ta pomoc wygląda tak - mam klatki łapki, mogę pożyczyć - jedną, dwie, trzy. Na telefon. Wytłumaczyć, jak łapać. Podpisać kwit w lecznicy. Kociemu opiekunowi wystarczy koty złapać, zawieźć do lecznicy, potem odebrać - kontenerki też mogę pożyczyć. W transporcie też mogę pomóc.

Samodzielnie, czyli bez takich jak my - pisze się do UMŁ podanie o wypożyczenie klatki, zawozi na dziennik, czeka. Zawiadamiają po jakimś czasie - nie wiem jakim, nie sprawdzałam. Jedzie się po klatkę - jedną. Dają na dwa tygodnie. Dają kwity na koty - kiedyś max dwa, teraz nie wiem, ile. Potem trzeba dodzwonić się do lecznicy i uzgodnić termin. Dodzwonienie się to niezbyt prosta sprawa, lekarze nie zawsze mogę odebrać. Uzgodnienie terminu - niektóre lecznice mają dłuuugie terminy. A klatka pożyczona na dwa tygodnie tylko - uda się zgrać? Kilka kotów łapać jedną klatką - można, czemu nie. Za każdym razem dwa kursy do lecznicy - zawieźć, potem odebrać. Potem odwieźć klatkę do UMŁ. Al. Jak się nie uda stadka wyłapać w  te dwa tygodnie - to da capo al fine.

Poza tym:

-   koty co prawda dwa razy do klatki nie wchodzą, ale pamiętają - i znikają, jak klatka się pojawi. Zaniepokojona reszta stada też znika. Dlatego warto łapać na kilka klatek, jak najwięcej kotów jednocześnie,

-   warto koty przegłodzić przed łapanką - czyli głodzić całe stado? Te oporne trzeba przegłodzić czasem dwa-trzy dni…

Więcej argumentów na to, że warto skorzystać z mojej pomocy? Podkreślam - POMOCY. Nawet jeśli karmiciel musi „poświęcić się”, stracić trochę czasu na „nie moje koty” - tak btw, bo często taki argument słyszę - moje też nie. Mały Książę powiedział „jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” - może warto pamiętać?

Wg Słownika języka polskiego PWN - pomóc - pomagać:

1. wziąć udział w pracy jakiejś osoby, aby ułatwić jej tę pracę,

2. dokonać jakiegoś wysiłku dla dobra jakiejś osoby, aby jej coś ułatwić lub poratować ją w trudnej sytuacji; też: dać komuś coś,

3. przydać się do czegoś,

4. przyczynić się do czegoś, ułatwić coś.

Czy jest tam coś typu - pomoc = zrobienie wszystkiego za kogoś? Ja nie widzę.

Ww dotyczy nie tylko mnie, a wszystkich „łapaczy” - nie jest nas wiele, wszyscy pracujemy, mamy rodziny, własne zwierzyńce i ogólnie - własne życie. Wolnego czasu nie mamy - Wy odpoczywacie, siedzicie przy grillu czy tv, a my łapiemy koty… Te „nie Wasze”, ale przecież je karmicie? Wozimy własnymi samochodami, za własne paliwo, nikt nam za to płaci. Czasem ktoś podziękuje - ale raczej rzadko. Więc nie dziwcIe się, że „łapaczy” coraz mniej.


Wracam do tematu - wczoraj - 2023.08.22 zadzwoniła pani z owej kociolubnej instytucji, że mają w Łodzi filię i że są tam koty. Dziewięć. Upewniłam się że nie ma kociaków - nie ma, są koty zeszłoroczne - podpowiadał pani pracownik filii. Powiedziałam, że mam kłopot z jazdą samochodem - nie ma problemu, tam mają transport.

No i dziś pojechałam - pewnie po ww wstępie domyślacie się, że „trochę” inaczej wyszło w realu.

Bo pierwsze, co zobaczyłam, to kociaki. Miało nie być kociaków. Okłamała mnie pani z instytucji czy ją okłamało kierownictwo filii? Pracownik, który przekazywał informację nie rozróżnia kota dużego od maleńkiego? W sumie dla mnie bez znaczenia, przekazano mi informacje niezgodne ze stanem rzeczywistym.

Czy to istotne? Tak, bo wiedząc o kociakach inaczej przygotowywałabym się do dalszych działań.

Nerwowa jestem ostatnio, ścięłam się z kierownictwem filli, w rezultacie usłyszałam, że rezygnują z mojej pomocy, ale stwierdziłam, że skoro już przyjechałam kawał drogi, skoro mam umówiona lecznicę - to chociaż spróbuję coś złapać - będą mieć parę miotów mniej, bo na przełomie roku urodzą tylko obecne kociaki. Sterylek miejskich wtedy nie będzie, poza tym pewnie sterylki będą mieć w nosie. No i kociaki, które raz złapały się w klatkę - a że złapią się pierwsze, to pewne - drugi raz nie wejdą.

Kierownictwo nieco zdziwione tym, że nie zabiorę kociaków zaczęło wypytywać, co się robi z kociakami. No co - klatka pobytowa, oswajanie, szukanie domu. Klatki nie ma? Przywiozę.

W rezultacie złapały się dwa kociaki - jest pięć, ale tylko dwa - na szczęście - były. Do tego trikolorka i czarne coś. Duże przełożyłam do kontenerków i wtedy okazało się, że nie ma transportu - nie ma czasu i nie ma kto odwieźć do lecznicy. No i za daleko - Z Teofilowa Przemysłowego na Retkinię.

Czy mnie zaskoczyło? Bardzo. Na rehabilitację pilnie chodzę, rękę chcę odzyskać na ile się da, poranną łapankę zaplanowałam na wcisk. Kursu do lecznicy nie planowałam…


Gorąco jak diabli, nie mogę jechać na rehabilitację i 2godz trzymać kotów w samochodzie, poza tym po rehabilitacji nie zdążę - lecznica do 12.00. Więc ruszam do lecznicy. W bramie dogania mnie kierownictwo - koło klatki kręci się kolejne czarne. Czekam, czarne się łapie. Z trzema jadę na tę Retkinię. Faktycznie kawał drogi… Już wiem, że dwie kotki i kocur.


Na rehabilitację spóźniłam się porządnie, ale przyjęli - dobrzy ludzie. Potem rodzinne obwiązki opiekuńcze i z króliczą klatką z powrotem na Teofilów. Po drodze telefon - złapał się bury. Fajnie - tyle że dochodzi 12ta, do lecznicy mogę na 15tą, co zrobię z kotem przez trzy godziny? Usmażę w samochodzie?


Dojeżdżam, klatka z burym w cieniu na trawie, obok klatka z małymi, kolejne czarne podejrzanie grube zjada poklatkowe resztki z chodnika... Wolnej pułapki nie mam, szybko składamy króliczą klatkę, przerzucamy maluszki, nastawiamy łapkę - czarne interesuje się, ale w rezultacie odchodzi. Mówię, że podejrzanie grube, pewnie w ciąży - dwie panie karmicielki zdziwione, myślały, że najedzone.

Naprawdę edukacja nawet nie seksualna, a zwyczajna biologiczna - leży i kwiczy. Właściwie nie spotkałam karmicielki, która kojarzyłaby duży brzuszek z perspektywą kociaków. A większość nowych kotów w stadach zdaniem karmicielek to kocury - które dobrze karmione tyją, a potem niespodziewane przyprowadzają kociaki. Może zwyczajnie mam pecha do karmicielek…

Ale prawie tak samo było niedawno na Sasanek - opiszę niedługo, bo mnie coraz bardziej roznosi…

Czarne poszło sobie, tylko dla porządku spytałam, czy ktoś burego kota do lecznicy na tę 15tą zawiezie… I ruszyłam dzwoniąc po lecznicach… Poratowała mnie jedna z nich - wielkie dzięki. Potem P.Dr zadzwoniła, że bure to kocur-wnętr.

Klatka została - może czarne w nocy się złapie, może portier zawiadomi…

Wysłałam do kierownika filii smsa z informacją, które koty kiedy i z której lecznicy należy odebrać do kierownictwa filii - zero reakcji.


Czarne nie złapało się. 2023.08.24 - od rana czekam w kolejce do lekarza, bardzo ważne dla mnie. Telefon - od kierownictwa głównego obiektu, że czarne w klatce i  że do lecznicy nie ma kto zawieść (już wiem, że kotka). No to jadę, kierownictwo główne chce na mnie zaczekać i porozmawiać.


Tłumaczenie, że nikt mnie celowo nie okłamał - może nie celowo, ale skutecznie. Powtórzyłam, że kociaki albo muszą zniknąć - tzn trzeba oswoić i wyadoptować, albo łapać i ciąć na przełomie roku - wtedy pewnie nie będzie darmowych sterylek. I że ja wtedy POMOGĘ - w zakresie opisanym w trzecim akapicie niniejszego tekstu.

A jak nie - w marcu kolejne mioty - i wtedy palcem nie kiwnę, nawet w ww zakresie. Można skorzystać z pomocy UMŁ opisanej w akapicie czwartym.

Podobno dużo milsza byłam w czasie marcowo-kwietniowych łapanek, kiedy się poznałyśmy - a owszem, ale tam nie było kociaków, wszystko można było wyciąć. Tu też mogło nie być, gdyby do mnie zadzwoniono 2-3mce wcześniej. Pewnie wtedy byłabym miła.

I tylko o to chodzi - nie o zmiany czy problemy w moim życiu, jak próbuje mi się sugerować - a o zwyczajny przesyt próbami wykorzystywania mnie za pomocą krótkonogich kłamstewek. Z wielu kocich stron. O znudzenie hasełkiem „to nie moje koty”, i żalami, że chcieli dobrze, a ja niezadowolona.

Przysłuchująca się rozmowie pracownica w pewnym momencie powiedziała, że koty przychodzą od któregoś sąsiada - od którego? A nie wiadomo dokładnie. Ok, pójdę do sąsiada i pogadam, może powycina mu się koty i problem zniknie, ale muszę wiedzieć, do którego. Latać po okolicy i wypytywać ludzi naprawdę nie będę. Ciekawe, czy się dowiem, który to sąsiad.


I wisienka na torcie - niezawodne AP - kierownictwo obiektu szuka miejsca dla kociaków, chwała im za to - wg relacji telefonicznej zadzwonili na AP, przecież to miejska instytucja pomagająca zwierzętom. AP miało przyjechać, ale się rozmyśliło i wyjaśniło, że to są dzikie kociaki i trzeba je wypuścić, bo oswajanie i trzymanie w klatce to znęcanie się.

Nie komentowałbym, gdyby wyjaśnili, że np. w schronisku nie ma miejsca, dali pogadankę na temat konieczności sterylizacji i kastracji - ale jak zwykle przegięli.


Na razie napisałam o kociakach na FB - może ktoś im pomoże. Na to, jak zdecyduje kierownictwo instytucji - nie mam wpływu. Zdjęcia kierownictwu wysłałam, wpis na FB zasugerowałam - czy się pojawił - nie wiem.


2023.08.29 - FB zadziałał, znalazł się dt - ale muszę pomóc finansowo, więc gdyby ktoś-coś - to na końcu tekstu jest nr konta…


W sobotę 2023.08.26 z dt pojechałyśmy po kociaki, zabrałam też klatkę. Przegląd w lecznicy, w brzuszkach się przelewa, pewnie robale, wieczorem podrzuciłam trochę karmy i różne bakterie na brzuszki. Dorosłe koty z lecznic miała zabrać kierowniczka instytucji, zabrała, dziś kierownik filii odwiózł mi kontenerki.

Adresu sąsiada-rozmnażacza nie mam, przypomniałam o tym smsem.

Ciekawostka taka, że moją koleżankę-kociarę o dt dla kociaków prosiła osoba pracująca w filii, jest tam też kot z naciętym uchem - czyli wiedza o miejskich sterylkach i kontakty do kociarzy nie są wiedzą tajemną. Kierowniczkę instytucji też poznałam przy łapankach w marcu 2023.


Sama wiedza nic nie daje, trzeba jeszcze z niej korzystać…


No właśnie - wczoraj telefon z bloków obok działek, na których łapałyśmy w lipcu 2022 - dwa kociaki 5tyg, kotka chyba znów w ciąży, ale sobie poszła… I zdjęcia kociaków - na moje oko 4-4,5mca, kotka pewnie znikła, bo rodzi kolejne.


Nic nie zrobię - jeśli kotka się pojawi i zawiadomią mnie, spróbuję złapać, zaproponowałam za miesiąc-dwa ciachnięcie tych dwóch. Z doświadczenia - nikt się nie odezwie…

Aktualizacja 2023.08.31 - adresu sąsiada-rozmnażacza-kociarza nie dostałam, na sms z przypomnieniem wysłany do kierownictwa zero reakcji.

I tradycyjnie bardzo poproszę - na te dwa maluszki w dt - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz