W zasadzie już prawie nie łapię na sterylki. Wiek robi swoje, po 19 tu latach dosyć intensywnych działań zwyczajnie już nie mam siły… Miejsca - bo zebrane przez ten czas stadko kotów, których wypuścić nie mogłam - stare, ślepe, trzyłape itp, przeważnie dzikie, a na pewno nieadopcyjne - nie pozwalają na kolejne, a każda łapanka to groźba takowych. Środków też nie mam - koty chcą jeść, potrzebują leczenia, a za przeproszeniem finansowy siad na d-pie związany z przejściem na emeryturę rozumieją tylko ci, który to przeżyli. Trzynastka i czternastka nie są ani trzynastką, ani czternastką, są jedynie symbolicznym zasiłkiem, gromko obiecywana rewaloryzacja 14,8% to w praktyce 13,7%.
Ale życie sobie - w
końcu marca kociarz pan R. wypatrzył między blokami stadko, koty duże i małe,
znaczy mnożą się, znaczy niesterylizowane. Zawiadomił Dobrą Panią - a
ona poprosiła o pomoc w sterylkach. Starsza jest ode mnie, nieco mniej sprawna,
samochodu nie ma - a poza tym takim osobom się nie odmawia… Po
wizji lokalnej i spotkaniu z karmicielką
- wg jej słów karmi jeszcze ktoś
z sąsiedniej klatki, ale nie wiadomo kto, a ona sprawdzić nie ma jak -
zaczęłyśmy łapać.
W niedzielę 2023.03.26 ustawiłyśmy
klatki pod blokiem, zasiadłyśmy w samochodzie. Krzaki obfite i wypielęgnowane,
więc klatki niewidoczne. Czyli trzeba mieć świętą cierpliwość, zaglądać co
1,5-2 godz i liczyć na to, że akurat się kota nie spłoszy. Wykazałyśmy się ową
cierpliwością, udało się złapać czwóreczkę
- jasne, że nie łapały się parami,
po prostu przełożyłyśmy tak do klatek.
Domofonem obdzwoniłam wskazaną
przez karmicielkę klatkę schodową, wszystkich mieszkańców nie było, jedni
„przyznali się” do podkarmiania, obiecali zrobić przerwę.
W sobotę 2023.03.25 zadzwoniłam
do całodobowej lecznicy „talonowej” pytając, czy w niedzielę wieczorem
złapane koty przyjmą. Przyjmą, ale w poniedziałek o 9 tej. Ok, gdzieś te koty
przetrzymamy przez noc. Klatki trzy, zamówiłam trzy miejsca. Złapały się
cztery -
zadzwoniłam ponownie, zgodzili się przyjąć cztery, potwierdziłam
godzinę.
W poniedziałek byłam o 9 tej -
czekałam, czekałam, przerażone dzikie koty w klatkach w poczekalni
pełnej ludzi z psami. Przypominałam się dwukrotnie, w końcu przed 10 tą
zrezygnowałam - pojechałam do innej lecznicy. Rozumiem, że lecznica,
mimo że całodobowa, koty wolnożyjące przyjmuje tylko w określonych godzinach,
ale niech to będą umówione godziny. Nie zgadzam się traktowanie pacjentów, za
które płaci miasto, a nie właściciel, jako pacjentów drugiej kategorii - bo tak sytuację odebrałam.
Za ciosem - w
poniedziałkowy wieczór kontynuacja. Już w drodze do Dobrej Pani zorientowałam
się, że kurtkę mam trochę za chudą na pogodę
- Dobra Pani ubrała mnie w coś cieplejszego.
Sama jest wyposażona na takie akcje
- łącznie z kaloszami
wytrzymującymi do -30 st.C, posyłałam takie dla żołnierzy na Ukrainę. Kolejne
3-4 godziny czekania - i tylko jeden kot. Jeden - bo
ktoś w międzyczasie michę postawił
- niezauważony przez nas. Siedziałyśmy
w samochodzie, widoczność ograniczona, trudno tyle godzin na nogach - no
i…..
Poprosiłam karmicielkę i pana R.
o rozwieszenie ogłoszeń. Karmicielka stwierdziła, że mogę sama. No niby mogę,
tylko -
nie ona te koty łapie, ona nawet nie szukała dla nich pomocy, więc może
chociaż to? Karmi, ale ile kotów może wykarmić? Da radę kolejne mioty? Wg niej kotów
jest 12, w tym 5 z letniego miotu, 4 dorosłe kotki -
wszystkie były już w ciąży. W końcu umieściła ogłoszenie na swojej i
sąsiedniej klatce, pan z pieskiem wskazał nam miski w krzakach przy klatce z
drugie strony… Na szczęście nie zawiódł pan R, znalazłam -
metodą domofonową - jeszcze jedną bardzo pomocną karmicielkę - i w
różnych miejscach pojawiły się ogłoszenia. Przyjazna kotom jest administracja i
instytucja w sąsiedztwie, która stawiała klatki na swoim terenie. Ogłoszenia wyglądały tak -
nawet komentarz się pojawił:
A profesjonalne ogłoszenia pana R. pokazane na
początku - na tablicy i ze słupkiem -
zachowane zostały do kolejnych akcji.
Do końca marca -
siedziałyśmy tam codziennie od 20tej niemal do północy -
złapały się nam jeszcze trzy koty.
Potem było już gorzej…. Dzięki
pomocy wspomnianej instytucji złapały się dwie panienki:
A dzięki naszej cierpliwości i
kolejnym wieczorom spędzonym w samochodzie jeszcze trzy koty - tri
w klatce na dole to ta z instytucji:
Ostatni dzień łapania do
2023.04.06 - czwartek przed Wielkanocą.
W poniedziałek Wielkanocny jakoś
pod obiedzie podjechałam tam - wiemy, że do złapania jest jeszcze kilka
kotów -
potężny buras z białym noskiem, burobiały z burym, burobiały z białą
połową twarzy, rudy i biała tri. Ledwo zaparkowałam - zobaczyłam
tri. Dzięki tej ostatniej karmicielce wiedziałam, gdzie chodzi - na
trasie postawiłam klatkę.
Zostały cztery bure i burobiałe
kocury -
klatka łapka stoi na terenie pomocnej instytucji. Może któryś się
złapie. Generalnie nie wiemy, gdzie te kocury jedzą, gdzie śpią - po
prostu gdzieś tam przemykały, kiedy sterczałyśmy przy klatkach.
I zostaje rudy - wg
karmicielek domowy zdziczały uciekinier. Ponoć wykastrowany. Może
- jeśli, to sprzed kilku lat, i
raczej jajeczny - najstarsze z tego rudego stada mają 3-4 lata. Tyle
że od wszystkich słyszymy, że ten kot ma coś z tylnymi łapami - ale
ani nie jada w stałym miejscu, ani nie wiadomo, gdzie nocuje. No i nikt go
przecież nie będzie łapał…
Smaczek na koniec - o
koty w czasie ich nieobecności - bo wypuszczone zostały wczoraj -
dopytywała się jedna z mieszkanek osiedla. Podobno pani jest zarejestrowana
w UMŁ jako karmicielka, oficjalnie to się nazywa „społeczny opiekun kotów”. Nie
szukała pomocy w kastracji / sterylizacji kotów, nie odezwała się do nas
w ciągu tych prawie dwóch tygodni, kiedy sterczałyśmy pod blokiem…
Wczoraj -
2023.04.18 - miał miejsce uroczysty powrót kotów na
osiedle (agresywny bury pingwin kocur został wypuszczony wcześniej). Czekał na
nie komitet powitalny w osobie kilku pań-karmicielek i pana R.
Trzy kilkumiesięczne śliczne
panienki, praktycznie oswojone - szukają domów. Niedługo będą ich ogłoszenia.
No i jak zwykle zakończenie z
prośbą o wsparcie - bo sterylki i kastracje były na koszt miasta,
ale przetrzymanie kotów przez dłuższy czas
- by nie przeszkadzały
w łapaniu kolejnych - już nie. Chciały jeść, korzystać z kuwetek…
Przygotowanie do adopcji -
zaszczepienie i utrzymanie trzech małych
- też kosztuje…
Więc bardzo poproszę - 71
1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384
Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat
- łódzkie koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz