Admiralska. Tak było 2019.10.19:
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2019/10/bo-to-sie-teraz-tak-zaczyna-c.html
Skończyłam tam łapać 2019.10.26 - wtedy złapały się dwa maluszki, wg moich obserwacji i wg danych karmicieli - ostatnie koty z tego miejsca. Tytułowa tri złapała się 2019.10.23.
Wyraźnie widać było, że nie do końca dzika, że najstarsza ze stadka, ząbki wymagały remontu - zrobiono. I wtedy pomyślałam, że na taką bardziej zgrzybiałą starość postaram się wziąć ją do siebie.
Przejeżdżałam niekiedy obok tego miejsca po drodze do pracy, czasem koty były, czasem nie. Przejeżdżałam, patrzyłam - bo co prawda jak zwykle prosiłam karmicieli, by nowego kota zgłaszali zanim się rozmnoży, alej jak zwykle słabo na to liczyłam. Bo to się niestety właściwie nie zdarza….
Rozmawiałam z okolicznymi mieszkańcami informując, że koty wysterylizowane, że uszka nacięta, że jak nowy to…. Oczywiście zostawiałam telefon.
I w końcu telefon zadzwonił - u jednej pani kocur, kilka domów dalej u sąsiadki - kotka + kociaki. Panie jakby zaprzyjaźnione. Od pani od kocura nie udało się uzyskać zgodny na ustawienie klatki na działce, ba, nie udało się nawet ustalić wyglądu kocura. Akurat miałam miejsce na kotkę i kociaki, chciałam zabrać całą rodzinkę - zadzwoniłam do drugiej pani. To, co usłyszałam - zupełnie nie nadaje się do publikacji. Poparte smsem z propozycją policji….
Może ta pani mnie nie zrozumiała? Pomyliła z kimś? Wysłałam smsa. Znów policja.
No cóż… Odpuściłam. Po kilku dniach telefon, od pierwszej pani, że ta druga przeprasza, że prosi o klatki. Pojechałam. Po działce łazi białorudy, interesuje się kotką z wzajemnością, a pani kolejnych kociaków nie chce. Ustawiłam klatki - 2021.06.19 złapał się stary bury oswojony pingwin - kocur. Jak zwykle do wypuszczenia w miejscu złapania. Pani absolutnie się nie zgadza, mam go wywieźć do lasu, ma nie łazić po jej działce. Wypuściłam na działce, co miałam zrobić. O łapaniu białorudego mowy oczywiście nie było. Potem jeszcze tylko walka o odzyskanie klatek… Co z kotką i kociakami - sądzę że cała rodzinka trafiła do schroniska na Marmurową,
W lipcu dostałam jeszcze taka wiadomość - i numer zablokowałam. Na ogół jestem cierpliwa w stosunku do ludzi, bo za ich plecami widzę potrzebujące pomocy koty - ale ten przypadek, bo oprócz smsów były jeszcze rozmowy telefonicznie, i kontakty osobiste - przekroczył moja wytrzymałość.
Nadal tam zaglądałam, ten białorudy mnie niepokoił - ale nie zobaczyłam go więcej. Natomiast we wrześniu zobaczyłam pingwinkę - i kociaka…
Tym razem trafiłam na osoby, którzy rozumieją potrzebę kastracji kotów. Niestety nie mieszkają tam na stałe… Z ich ogromną pomocą - bo zgoda na postawienie klatek na podwórzu, telefon, kiedy coś się złapie - to pomoc naprawdę ogromna. Nie muszę godzinami tkwić przy klatkach, mogę zająć się swoja pracą, swoimi sprawami - i za taka pomoc jestem bardzo wdzięczna.
Dzięki temu w pierwszych dniach września 2021 udało się złapać pingwinkę z kociakiem i bardzo złego czarnego kocura.
Już nie jeżdżę tamtędy w drodze do pracy, ale czasem zaglądam - chcę by choć w jednym miejscu, w którym sterylizowałam poświęcając na to swój czas, paliwo itp. - koty się nie rozmnażały. Bo wiem, że generalnie na karmicieli liczyć nie można - tę pingwinkę zauważyłam przejeżdżając…
W październiku 2021 stanęła tam budka z logo fundacji - już wiem, kto ją postawił. Ktoś zauważył stadko kotów, zaczął je karmić, pomyślał o budce. Ktoś nie mające wiedzy o kotach wolnożyjących, o sterylkach…. Dostał budkę z fundacji - i już. Nikt nie zapytał, czy koty posterylizowane, nie powiedział, że są darmowe sterylki miejskie, że są klatki łapki, że można uzyskać pomoc wolontariusza - pomoc, to nie znaczy wyłapanie kotów na sterylki, tylu wolontariuszy zwyczajnie żadna fundacja nie ma. To znaczy instrukcję co, jak, gdzie.
Ale nie o tym chciałam - chciałam o starej tri. Nadal tam przejeżdżam, i kotka przestała mi się podobać. Futro paskudne, dredy wystające... Tylko ciągle w biegu albo bez klatki-łapki, bo mimo emerytury czasu nie mam… Zaczęłam podkarmiać, by trochę ją do siebie przyzwyczaić - te koty biegną do miski razem, ona ostrożna.
I dziś - 2022.10.11 - ot tak, podjechałam z kontenerem,. Wejść nie chciała, ale z saszetki chętnie podjadała. Podeszła na tyle blisko, że zdołałam się na niej prawie położyć. A potem wepchnąć do kontenerka. Spodnie i kurtka częściowo w błocie, w kurtce dziura od pazura, ale kotka w lecznicy.
Widać chyba, dlaczego mi się przestała podobać…
Waży 2,20kg, bardzo mało. Odwodniona, krwi nie udało się pobrać. W paszczy w resztkach zębów rozpacz. Przeziębiona. Nereczki małe….
Ta krew na pyszczku - w trakcie badania usiłowała napocząć lekarza, kiełek się wyłamał…
Mam wrażenie, że nie jest całkiem dzika, że kiedyś miała dom - tylko albo w rujce uciekła i nikomu nie zależało na jej powrocie, albo znudziła się, albo troskliwy opiekun uznał, że kotka woli być na wolności… Raczej nikt jej nie szukał, a na pewno nie karmił regularnie - koty mają codzienną miskę dopiero od roku, od osób, które zatroszczyły się o budkę.
Została w lecznicy, nawodnią, krew i kota zbadają. Popłuczą, wyleczą przeziębienie i zęby, bo cofnąć niewydolności nerek się nie da… I mam nadzieje, że zdrowie pozwoli jej jeszcze trochę pożyć w domu, w cieple, przy pełnej misce. A potem odejść bez cierpienia, a nie gdzieś w krzakach….
Chciałabym, by wszystkie stare koty miały taką szansę…
Kotka spędzi w lecznicy kilka dni, wyniki krwi już są - odwodniona, wycieńczona, ale jeszcze mam szansę pożyć. Trzeba zrobić te ząbki, może usg. Trzeba będzie zapłacić…
Więc poproszę Was o pomoc w daniu tej koteczce takiej szansy - a po polsku - na opłacenie rachunku w lecznicy - np. takie konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 dopisek do wpłat - łódzkie koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz